Menu

środa, 1 lipca 2015

Wspomnienie dwunaste

Stoję nieruchomo, wpatrując się w sylwetkę blondyna. Jego garnitur jest hipnotyzujący. Moje myśli krążą wokół piłkarza. Momentalnie zapominam o skoczku czekającym na mnie pod drzewem. Zapominam o niedawnym pocałunku z nim. Skupiam się tylko na Eriku.
No właśnie.
- Co tu robisz? - pytam go, a głos mi drga. Durm podnosi wzrok na mnie i staje prosto, ale nie podchodzi do mnie.
- Chcę porozmawiać.
Przełykam ślinę.
- Teraz?
- Tak. - zaczyna się do mnie zbliżać, a ja odruchowo się cofam. Zatrzymuje się, patrząc na mnie z troską. - Proszę, porozmawiajmy. Chcę ci powiedzieć całą prawdę.
- Czyli przyznajesz, że kłamałeś.
Na jego twarzy majaczy się smutny uśmiech.
- Poniekąd. Ale nie kłamałem, co do tego, że się kochaliśmy. A przynajmniej ty w przeszłości.
Czuję zimny dreszcz na plecach.
- A ty?
Milczy przez chwilę, spuszczając wzrok na ziemię. Widzę, że walczy ze sobą, aby coś wyznać. Wiem, że to coś ważnego, dlatego czekam cierpliwie, aż się w sobie zbierze.
Długo nie czekam, bo zaraz jego tęczówki spoczywają na mojej osobie, a jego usta rozchylają się do powiedzenia ważnych słów...
- Caroline!
Durm zamyka usta i patrzy na coś odległego ode mnie. Ja też tam patrzę, ale nie muszę, bo wiem, kto przerwał tą chwilę.
Andreas staje przede mną i przed Erikiem. Na jego twarzy maluje się zdziwienie z domieszką gniewu. Patrzy to na piłkarza, to na mnie. Gdy napotykam jego wzrok, widzę niedostrzegalny dla kogoś innego ból. Widziałam go w wspomnieniach i widzę go teraz.
- Co on tu robi? - pyta mnie, nie spuszczając wzroku z Durma.
- Chcę porozmawiać. - oznajmia powoli i wyraźnie Erik.
Widzę, że Andiemu to nie odpowiada, a ja przypominam sobie jego słowa skierowane do Durma "Zabrałeś mi, to co było dla mnie najważniejsze. A gdy znowu to mam, chcesz wyrwać mi to z rąk.".
- Czyżby?
- A masz ku temu wątpliwości?
- Tak nagle przyjeżdżasz? Nie chcą cię już w Borussii? - pyta uszczypliwie Wellinger, co mi się nie podoba.
Jednak Erik zachowuje powage, jakby to nie w jego stronę były docinki.
- Wziąłem urlop. - patrzy swoimi błękitnymi tęczówki w moje. Welli swoje również kieruje w moją stronę. Jeden z niemą prośbą, drugi z naganą. A co ja robię?
Nie odpowiadam, ani nie krzyczę.
Idę w tylko sobie znanym kierunku, zostawiając blondynów samych sobie.

Nawet nie wiem, gdzie idę, bo w głowie mam widok dwóch blondynów. Patrzyli na siebie jak rywale. Chciałabym ich zrozumieć, ale nie potrafię. Dlaczego udawali, że się przyjaźnią przede mną? Dlaczego mnie oszukują i okłamują na każdym kroku?
Gdy wracam do rzeczywistości stoję w sali gimnastycznej. Jest duża, z trybunami po jednej stronie. Są dwie bramki i parkiet z wyznaczonym polem do gry, jak mogę się domyślać. W kącie stoi wózek z piłkami. Podchodzę do niego i biorę do ręki brązową, dużą, dość ciężką piłkę. Szybko ją odkładam i biorę następną do piłki nożnej. Poznaję ją z meczów, a raczej ich urywków, które oglądałam. Jest biała z czarnymi pięciokątami. Ją również zostawiam. Następna jest żółto-granatowa i lekka. Podrzucam ją chwilę i kładę spowrotem do środka.
Chcę odejść od piłek, wyjść z sali i wrócić do nich, ale zauważam jeszcze jedną. Jest najmniejsza, czerwono-zielona. Obracam ją w dłoni i czuję, że moje palce znają jej strukturę. Podchodzę do ściany w odległości paru metrów od niej i uderzam w ścianę. Wraca do mnie bardzo szybko i wiem, że mnie uderzy. Jednak moja ręka ją łapie. Patrzę ze zdziwieniem to na piłkę, to na dłoń. I nagle olśnienie przychodzi znienacka.
Piłka ręczna.
Czy przypadkiem Andi nie wspominał o tym, że grałam w nią?
Obserwuję trochę zniszczoną piłkę i biorę ją do prawej ręki. Wydaje mi się, że jestem praworęczna. Staję w dalszej odległości od ściany i ją rzucam o nią. Wraca do mojej ręki bez żadnych ruchów nią. Próbuję lewą, ale jest to trochę gorszy skutek, bo piłka mnie mija, ale szybko ją łapię. Robię to samo kilka razy, aż w końcu przyjmuje prawidłową trajektorię lotu.
Wtedy zauważam bramkę nieopodal mnie. Podchodzę do niej, a potem biegnę, wyskakuję i umieszczam piłkę w siatce. Łapię ją i biegnę do drugiej, dokładając kozłowanie jej. Powtarzam proces i piłka znów trafia do celu.
Robiąc to wcale nie myślę ruchach. Moje ciało robi to insyktownie, jakby robiło to całe życie. I chociaż się męczę, to sprawia mi to przyjemność. Oddycham pełną piersią, opierając się dłońmi o kolana i jestem szczęśliwa. Czuję, że coś się odblokowało, coś co wcześniej nie pozwalało mi korzystać w pełni z szczęścia. Musiałam sobie przypomnieć o czymś, co wyzwalało u mnie tyle emocji, co pozwalało mi zapomnieć o raniących rzeczach, a skupić się tylko na jednym, co umożliwiło mi wyjazd do Dortmundu i dobrze płatną pracę. Połączoną z pasją.
Gdy jestem zmęczona przez brak kondycji, siadam pod ścianą i zamykam oczy. Oddycham ciężko, ale czuję radość. A z każdym oddechem odpływam do innych czasów.

Wychodzimy na salę pełną ciekawych widzów, ale też takich, którzy czekają na nasz najdrobniejszy błąd, aby go zaraz wygwizdać i wyszydzić. Jednak wcale ich nie słyszymy niesione falą dopingu z innych strom trybun. Może nie jest go dużo, ale wystarczająco, aby zapomnieć o tamtych.
Nie musimy patrzeć na trenera, aby wiedzieć, że teraz jest czas na rozgrzewkę. Tyle meczów już rozegrałyśmy, że nie musimy nawet myśleć o tym, bo robimy to odruchowo.
Na początku rozgrzewamy się bez piłki. Rozciągamy mięśnie w nogach, rękach. Czuję przyjemne ciągnięcie oznaczające, że niedługo zabrzmi gwizdek i zaczniemy.
Następnie bierzemy piłki i wymieniamy się ze sobą nimi na różne sposoby. W trakcie trybuny się załkowicie zapełniają. To znak, że do meczu już chwila.
Mój organizm buzuje energią, która jest tylko podczas meczów. Gdzieś również jest andrenalina, która powoduje, że nie odczuwam zmęczenia, ani bólu palących mnie mięśni.
Widzę kątem oka wychodzącego sędziego i kończę rozgrzewanie części ciała. Schodzimy na bok i obserwujemy powitanie kapitanek. Sędzia rzuca monetą i wskazuje na nasze przeciwniczki. Ustawiamy się na swojej pozycji i czekamy na rozpoczęcie gry.
Zaczynają przeciwniczki wymieniając się podaniami, tym samym zbliżając się do naszej bramki. Zagęszczamy się, broniąc do niej dostępu. Próbują nas minąć, ale przejmujemy piłkę i zasuwamy z kontry do przodu. Dostaję piłkę, którą podaje do Clary, która jest bliżej celu. Strzela bramkę, a my prowadzimy.
Jednak nie możemy się długo cieszyć, bo już drużyna przeciwna jest pod naszą bramką. Przedzierają się przez naszą obronę i wyrównują.
Przez następne minuty toczy się brutalna walka o piłkę i dominację. Każda z drużyn walczy dzielnie i z pełnym poświęceniem. Mecz jest wyrównany nie tylko pod wzglęfem gry, ale też wyniku. Co chwila zmienia się przewaga przeciwników na naszą i na odwrót.
Gdy jest już blisko końca i widzę, że mają niewielką przewagę nad nami, wstępuje nowy pokład energii. Kiedy drużyna przeciwna jest pod naszą bramką i wymieniają się podaniami, aby zbliżyć się do pola karnego. Jednak przerywam podania przejmując piłkę i ruszam z kontry. Obok siebie widzę Lisę, która patrzy na mnie. Wiem, że jest na lepszej pozycji, więc nie zastanawiając się długo, rzucam do niej. Ona natomiast pięknie wykańcza tą akcję i już jedną bramką przegrywamy.
Szybko wracamy pod nasze pod naszą bramkę, blokując do niej dostępu. Patrzę na czas, który nieubłagalnie dobiega końca. Przeciwniczki oddają strzał, ale nie wpada ona do bramki, tylko w ręce naszej bramkarki. Szybko wyrzuca piłkę do przodu do rąk Cathy. Nie zdążam nawet dobiec, gdy widzę, że remisujemy.
Jesteśmy głodne zwycięstwa, więc szybko próbujemy odebrać rywalom piłkę. Jest to trudne, gdy one również chcą wygrać. Jak czołg suną do przodu i ponownie przedzierając się przez naszą obronę. Na szczęście pudłują, a ja już biegnę do przodu. Dostaję piłkę i już pędzę do bramki. Widzę jak blisko już jestem, ale moja rywalka tuż obok mnie też. Zanim jednak rzucam, padam jak długa na parkiet. Czuję ból w kolanie, ale podnoszę się. Widzę jak sędzia przyznaje nam rzut karny. Staję z boku patrząc jak będziemy go wykonywać, ale już dostaję zdziwiona piłkę.
- Ty nam wywalczyłaś, ty strzelasz! - krzyczy Clara.
Z bijącym sercem podchodzę i staję oko w oko z bramkarką. Macha rękoma, ale nie spuszcza mnie z oczu. Ja też ją bacznie obserwuję. Słyszę gwizdek. Próbuję zmylić ją, ale nie daje się. Wtedy widzę cel, w który muszę trafić, aby nie miała dużych szans do obrony. Rzucam tam i jak na zwolnieniu widzę, jak bramkarka się spóźnia, a piłka spokojnie trafia do celu. Czuję milion rąk wieszających się na mojej szyji.
Patrzę na zegarek, który wskazuje dziesięć sekund.
Wracamy szybko do siebie i z całych sił odliczamy do końca meczu, broniąc zawzięcie. Gdy słyszę gwizdek sędziego, zamykam oczy i szeroko się uśmiecham. Czuję jak dziewczyny mnie obejmują.
Unoszę powieki i widzę szczęśliwe twarze moich koleżanek.
- Dobra robota, dziewczyny! - krzyczy któraś, ale ja już jej nie słucham, bo w oddali widzę Andreasa, wpatrującego się we mnie.
Delikatnie wycofuję się z tłumu i idę prosto w jego kierunku. Z każdym krokiem idę coraz szybciej, aż w końcu do niego podbiegam i rzucam na jego szyję.
Wydaje z siebie dźwięk pomiędzy "Uuuu" a "Fuuu". Parskam śmiechem, kładąc głowę na jego ramieniu. Na chwilę przymykam oczy i dopiero teraz zdaję sobie sprawę z dwóch rzeczy. Pomogłam wygrać ten mecz. Okropnie jestem zmęczona, przez co uginają mi się nogi. Blondyn w mig mnie łapie i bierze na ręce.
- Nie odpływaj tu, choć podejrzewam, że to od twojego zniewalającego zapachu. - szepcze mi do ucha, a ja wiem, że próbuje powstrzymać śmiech.
- Zamknij się, Wellinger. - chcę to powiedzieć ostro, ale wychodzi jak westchnienie.
Przez chwilę idziemy w milczeniu, a ja wtulam się w jego klatkę piersiową, która jest bardzo wygodna.
- Obawiam się, że mnie nie wpuszczą do szatni, chyba że należą do grona moich zacnych, ale cichych wielbicielek. Nie martw się, jesteś członkiem honorowym. - oznajmia, zatrzymując się.
Otwieram najpierw jedno oko, a potem drugie. Rzeczywiście stoimy pod szatnią. Więc zeskakuje na ziemię, nie omieszkając uderzyć go porządnie w ramię.
- Nie wiedziałam, że mam jeszcze tyle siły, aby cię tak dobrze walnąć. - mówię z ironią, obserwując jak łapie się za bolące ramię.
- Jeszcze mi podziękujesz, Schiller! - krzyczy, gdy już wchodzę do szatni. Nie wiem, co ma na myśli, więc to po prostu ignoruję.
Pół godziny potem, gdy wychodzę ubrana w codziennie ubrania z torbą na ramieniu już wiem, co miał na myśli Andi. Przed szatnią stoi mężczyzna w garniturze z czarną teczką. Wygląda jak prosto wyjęty z filmu.
- Panna Caroline Schiller? - pyta uprzejmie, ale poważnie.
- Tak, a o co chodzi?
Wyobrażam sobie jak okazuje się, że to urzędnik, który daje mi wezwanie do zapłaty za lekkie zniszczenie wraz z Wellim ściany szkoły. Czy to moja wina, że sala gimnastyczna była zamknięta, a mądra głowa Wellingera wymyśliła rzucanie piłką o ścianę, na dodatek świeżą pomalowaną?
Jednak jestem miło rozczarowana, gdy mężczyzna oznajmia:
- Nazywam się Thomas Zusak i jestem skautem Borussii Dortmund. Obserwujemy panią od pewnego czasu i chcieliśmy z panią podpisać kontrakt. Jeśli jest pani zainteresowana, przyślemy w ciągu najbliższych dni roboczych potrzebne dokumenty.
Widzę, że w kącikach jego ust majaczy się lekki uśmiech spowodowany zapewne moim chwilowym osłupieniem. Szybko próbuję przybrać normalny wyraz twarzy, jakby takie sytuacje miały miejsca nie raz, choć oboje wiemy, że to kłamstwo.
- Oczywiście jestem zainteresowana. - odpowiadam, na co tamten lekko się uśmiecha.
- To jesteśmy umówieni. - podaje mi dłoń, którą ściskam, a potem znika.
Stoję sama po środku korytarza i mam ochotę przytulić Andiego, a z drugiej udusić Wellingera z tego samego powodu. Za przyjazd wysłannika z Borussii Dortmund. Z miasta, w którym mieszka teraz Erik.
Jestem jeszcze bardziej wściekła, gdy zdaję sobie sprawę, że to spisek zarówno Wellingera, jak i Durma. Czyżby Andreas chciał się mnie pozbyć?
- Nie chcę się ciebie pozbyć. - odpowiada głos z oddali na moje zadane w myślach pytanie. Odwracam się przodem do niego, obserwując jak zbliża się do mnie. - Widzę, że tęsknisz za Erikiem. Nie jesteś już taka radosna, jak wcześniej. - odgarnia mi kosmyk, który spadł na moją twarz spod kucyka, ocierając dłonią o mój policzek. - Erik też nie chciał się na to zgodzić, ale ostatecznie to on wszystko załatwił.
- A co z tobą?
- Nic, będę trenował, aby coś osiągnąć, skoro inne marzenia się nie spełnią. - wzrusza ramionami i próbuje odejść, ale go powstrzymuje.
- Dziękuję, Welli. - odwraca się ponownie w moim kierunku i uśmiecha się smutno. - Za wszystko. - przytulam się do niego, czując, że coś pięknego się kończy.

Otwieram oczy, ale jestem w sali gimnastycznej, a nie w ramionach Andiego. Podnoszę się i odkładam piłkę z powrotem do kosza. Kieruję się do wyjścia, choć wolałabym tu zostać i nie pokazywać się chłopakom.
Mam tyle rzeczy do przemyślenia i do poukładania. A Durm i Wellinger wcale mi tego nie ułatwiają. Co gorsza, utrudniają. Nie mogę się przez nich skupić, tylko odkładam te rzeczy na bok. Ale w końcu muszę usiąść i wszystko nadrobić.
Więc zamiast wracać do blondynów, szybkim krokiem idę do swojego domu. Oto chwila, aby podjąć ważną decyzję. Czego, a raczej kogo, chcę w życiu?

Na początku chcę podziękować za te miłe słowa otuchy, które pomogły mi się zebrać i napisać coś rozdziałopodobne. Ale przyczynili się też do tego Big Time Rush i ich piosenki. Kocham Was, chłopaki! Zabiję Was za zawieszenie działalności
Mam nadzieję, że choć trochę mi wybaczycie za mój brak jakiejkolwiek aktywności. Obiecuję, że nadrobię zaległości z Waszymi blogami i skomentuję wszystkie. Dajcie mi parę dni!


PS Za miesiąc LGP!