Menu

niedziela, 31 maja 2015

Wspomnienie jedenaste

Kawiarnia "Lilia" mieści się około sto metrów od liceum, w centrum. Wyróżnia się swoimi ciepłymi kolorami na tle szarych budynków. Ma przestronny taras, na którym można usiąść i obserwować spieszących się przechodniów lub zwiedzających turystów w akompaniamencie spokojnej muzyki. Dodatkiem do całości jest deser lodowy lub mrożone picie.
To właśnie tam kierujemy się z Andreasem pierwszego dnia po jego wyjściu ze szpitala. Sam polecił mi ją mówiąc, że często tam chodziliśmy. Ma rację. Gdy ukazuje nam się zarys kawiarni, czuję, że już tu byłam. Im bardziej się zbliżamy, tym więcej mi się przypomina. Wnętrze, jego wystrój, menu, które zwykle wybieraliśmy i wiele innych szczegółów.
Więc po wejściu do lokalu, od razu szukam naszego stolika. Mieści się on w głębi, na uboczu. Otaczają go rośliny, które zwisają z półek usytułowanych nad nami. Jest to przytulne miejsce, więc nie dziwię się, że to właśnie je wybraliśmy.
Jest na szczęście wolne, więc oboje tam siadamy. Od razu bierzemy do rąk menu i je przeglądamy. Jednak wiem, że wcale nie czyta tego, co jest napisane, podobnie jak ja. Przesuwa wzrokiem po obrazkach, a gdy je już obejrzy, przerzuca stronę. Uśmiecham się zza karty, bo robię identycznie.
I kiedy kelnerka przychodzi odebrać zamówienie, zgodnie mówimy:
- Czekoladowe lody.
Oczywiście dbamy o dietę Wellingera, żeby nie był za ciężki, gdy będzie narażać swoje życie z dwiema deskami. Jednak od czasu do czasu coś takiego nie zaszkodzi nikomu.
Gdy kelnerka odchodzi, siadam wygodnie na krzesełku i wyciągam przed siebie nogi, które napotykają Andreasowe stopy. Jednak zdaje się tego nie zauważać, bo wpatruje się zamyślony w stolik.
Pstrykam palcami i wołam:
- Andreas, zaraz masz start!
Wyrywa się z transu i patrzy na mnie zaskoczony, szybko mrugając oczami.
- Co?
- Schuster.
Trochę mnie zaznajomił blondyn z jego skocznym światem. Wiem przez to, że przyjaźni się ze szczerzącym się ciągle Krausem*, z pechowym Piątkiem** i przyjacielskim Freundem***. A więcej jego grzechów nie pamiętam.
- Gdzie? - pyta Welli, rozglądając się na boki. Gdy nie zauważa go, patrzy na mnie z wyrzutem. - Nie ma go.
- Myślisz, że przyjechałby specjalnie dla ciebie, abyś wrócił do rzeczywistości? - milczy, ale się uśmiecha. Zmieniam temat. - O czym myślałeś?
- O niczym specjalnym. Wspomnienia. - odpowiada, w tym samym czasie, gdy z naszymi lodami idzie inna kelnerka. Porusza przy tym mocno biodrami, jakby na pokaz.
I mam rację. Gdy widzi Andreasa, stawia tacę na sąsiednim stoliku i staje do mnie plecami, a przodem do skoczka.
- Jejku, Andi, co ci się stało? - pyta z przesadzonym zmartwieniem, widząc jego rękę w gipsie. - Kiedy to się stało? Czemu mi nic nie powiedziałeś? Nawet żadnej wiadomości nie dostałam!
Blondynka jest na oko w naszym wieku, ale rzuca się w oczy. Ma kilo tapety na twarzy, króciutką koszulkę, ukazującą jej brzuch i piersi. Aż się dziwię, że nie ma na którejś części ciała napisanie "Do recyklingu", bo z plastikiem się tak robi, czyż nie?
- Wypadek. - Wellinger wzrusza ramionami.
- Musi cię boleć. - oznajmia i dodaje jakby dla wyjaśnienia. - No ręka, w sensie.
Myślałam, że dłoń. Albo zaraz będzie, bo działa mi swoją głupotą na nerwy. Normalnie prosto z kawałów się urwała.
- Nie jest tak źle. - odpowiada niewzruszony Andreas i oboje patrzą na gips.
Patrzę tęsknie na puchar lodów czekoladowego smaku, które z każdą sekundą tracą swoją lodową egzystencję i przybierają stan ciekły. Znacząco chrząkam, aby dziewucha się ogarnęła i dała mi te lody. Potem może sobie gadać dalej, albo najlepiej wrócić do swoich obowiązków.
Oboje patrzą na mnie. Wellinger z rozbawieniem, blondynka ze zdziwieniem, jakby dopiero teraz mnie zauważyła, ale szybko jej spojrzenie staje się piorunujące. Odwzajemniam wzrok i chłodno oznajmiam:
- Czekam na moje lody, bo z tego co wiem to chyba jest to twoja praca. - dziewczyna prostuje się i powoli sięga po nie. - I zamawiałam mrożone lody, nie roztopione. Więc z łaski swojej, możesz je szybciej podać, bo chyba nie chcesz mojej rozmowy z kierownikiem. - dodaję podobnym tonem, a widząc jej zdezorientowany wzrok wiem, że osiągnęłam swoje. Dopiero po chwili chwyta oba pucharki, stawia je i odchodzi, patrząc na Andiego, który zasłania usta dłońmi, aby się nie roześmiać.
Gdy znika nam z pola widzenia, wybucha śmiechem, a słychać go na całej ulicy, jak sądzę, więc zapewne i blondyna go słyszy.
- To...było...dobre. - mówi, łapiąc się ręką za brzuch, ale ciągle się śmiejąc. Chyba ma głupawkę, więc czekam aż mu przejdzie. W tym czasie biorę się za lody. - Jesteś cholerną zazdrośnicą, Caroline!
Przerywam jedzenie lodów.
- Co ty bredzisz, Wellinger? - pytam z oburzeniem, pochylając się nad stołem. Bluzka prawie dotyka lodów, ale mało mnie to obchodzi.
- Jesteś zazdrosna.
- Nie jestem. Niby o co?
- Nie o co, ale o kogo. O mnie. Widziałem, jak patrzyłaś na Andreę.
- Świetny dobór imion. Andreas i Andrea - imiona do siebie pasują, więc blondyna myślała, że reszta też pasuje. - mówię z sarkazmem, wracając do jedzenia. Bierze ze mnie przykład.
Przez to, że ma rękę w gipsie, może jeść lody tylko jedną ręką. Dlatego gdy próbuje wziąć porcję, ślizga mu się miska. Wygląda to komicznie, widząc dodatkową zaciętą minę blondyna.
A gdy pytam:
- Pomóc ci?
Oczywiście odpowiada:
- Nie.
Na prawdę nie rozumiem tej całej jego dumy. Jest na razie niepełnosprawny, a takim się pomaga.
Dlatego przysuwam się do niego i biorę do rąk pucharek. Nie stawia oporu, jakby był już zrezygnowany. Biorę do ręki łyżeczkę i karmię go jak małe dziecko. Jest to o tyle śmieszne, bo Welli zachowuje się jak małe dziecko, które nie umie jeszcze do końca mówić, wołając:
- Amam!
Śmieję się i zatykam mu usta lodami. Gdy to nie skutkuje, odkładam lody i mówię:
- Przestań z siebie robić debila.
Andreas się smuci, ale po chwili kiwa twierdząco głową.
- Przestanę, jak powiesz, że jesteś o mnie zazdrosna.
- Nie.
- Dobra. - odpowiada i zaczyna wyć, udając płacz. Patrzę na kelnerki, które patrzą na nas z naganą.
- Przestań, Wellinger! - krzyczę pomiędzy jego zawodzeniem.
- Nie! - i dalej wyje.
- Dobra! Jestem o ciebie zazdrosna!
Momentalnie przerywa.
- "Cholernie zazdrosna", powiedz.
- Nie.
- To znowu zacznę płakać.
- Nie szantażuj mnie, Wellinger.
- Zaraz zacznę znowu. - nabiera powietrza do ust.
- Cholernie zazdrosna! - daję za wygraną, choć mam ochotę mu przywalić.
Spogląda na mnie z chytrym uśmieszkiem, bo wie, że wygrał. Krzyżuję ręcę na piersi, odwzajemniając spojrzenie. Andreas pochyla się tak, że niemal stykamy się czołami. Zdrową ręką opiera się o stolik.
- Tak trudno? - pyta, co mnie jeszcze bardziej irytuje.
- Nie lubię kłamać.
- Czyżby? - unosi brew, patrząc na mnie z powątpieniem. Kiwam głową twierdząco, a wtedy odsuwa się trochę ode mnie, ale nadal jest dość blisko mnie. - W takim razie nie masz nic przeciwko jak pocałuję Andreę, bo tego właśnie oczekuje, stojąc niedaleko nas? - upewnia się Wellinger, kiwając lekko głową w kierunku blondynki.
Rzeczywiście stoi i gapi się centralnie na nas. Gdy ją po raz kolejny widzę, humor mi się pogarsza. Przecież nie ma u Andreasa szans. Ale on powiedział, że ją pocałuje, więc zrobi to. Nie mogę do tego dopuścić. Aby ten plastik miał coś czego ja nie mam.
Uśmiecham się chytrze do niej i przystępuję do działania, nie bardzo wiedząc, co robię.
- Nie mam, bo tego nie zrobisz. - łapię go za koszulkę, przyciągam go do siebie i całuję go.
Jest zaskoczony i na początku siedzi nieruchomo, ale z każdą sekundą się rozluźnia. Dłoń wsuwa w moje włosy i przyciąga mnie mocniej do siebie. Siadam na niego okrakiem, kładąc ręce na jego ramionach. Co prawda jego ręka w gipsie wbija się w mój brzuch, ale nie przeszkadza mi to, gdy jego usta dotykają moich.
Choć za bardzo nie wiem, dlaczego podjęłam się takich działań, nie żałuję tego. Z tyłu głowy mam obawy, co się stanie, gdy przerwiemy pocałunek, ale staram się skupiać na teraźniejszości. Gdy czuję jak blondyn napiera na moje, wiem, że nie mam czego żałować. Może tylko tego, że tak długo zwlekałam.
Co prawda, nie mogę porównać pocałunku Erika i Andiego, bo każdy jest inny, to muszę stwierdzić, że oboje potrafią całować. Usta Durma są zachłanne i pewne siebie, natomiast Wellinger delikatne, niepewne, ale z wraz z upływem czasu ruchy stają się pewniejsze.
Czemu jednak rozmyślam o nich obu, skoro Durm jest setki kilometrów ode mnie? Od tamtego dnia nawet do mnie nie napisał jakby się bał, że wiem o jego kłamstwie. I bardzo dobrze, bo łatwo mu tego nie zapomnę. Chcę szczerości. Od obu blondynów.
- Andi. - szepczę, gdy widzę wzrok chyba kierowniczki sklepu. - Ucieknijmy gdzieś indziej, bo zaraz nas stąd wywalą.
Odrywa się ode mnie, wyciąga z kieszeni portfel i kładzie na stoliku pieniądze za oba desery, pomimo mojego niemego oburzenia. Gdy widzi, że chcę coś powiedzieć, zamyka mi usta krótkim pocałunkiem. Bierze mnie za dłoń i wychodzimy z kawiarni.
Kompletnie nie wiem, gdzie mnie prowadzi, ale ufam mu. A po za tym chcę dokończyć to, co zaczęliśmy tam, pomimo, że moje sumienie jest innego zdania i każe mi uciekać. I ma rację, bo w końcu jesteśmy przyjaciółmi, a ja wogóle nie wiem, co zrobić dalej. Nie mam pojęcia jak się zachowywać w stosunku do niego i jakie będą nasze relacje. Staram się na razie skupić się na teraźniejszości.
Gdy zbliżamy się do placy zabaw, już wiem, gdzie mnie prowadzi. Wiem to z urywków mojej pamięci w tym pamiętnym dniu, gdy mnie pierwszy raz tam zabrał. Widziałam siebie wtedy z nim pod drzewem, gdy się całowaliśmy. Jednak to były tylko fragmenty czegoś, co minęło. Ale teraz ma się wydarzyć ponownie.
Prowadzi mnie w las, nie zatrzymując się przy drzewie tuż obok ławek, na widoku, tylko trochę dalej. Nadal nas widać, ale tylko wtedy, gdy się usiądzie na ławce przodem do nas. Jesteśmy częściowo zakryci i możemu w spokoju dokończyć to, co zaczęliśmy w kawiarni.
Andreas patrzy na mnie z uczuciem i z taką determinacją, jakiej nigdy u niego nie widziałam. Wsuwa delikatnie dłoń w moje włosy i przyciąga mnie do siebie. Nie pozostaje mi nic innego jak położyć swoje dłonie na jego plecach. W tym samym czasie Welli zbliża swoją twarz do mojej, a ja z niecierpliwością czekam, aż dotknie moich ust. Wellinger ma jednak inne plany. Całuje mnie w skroń i zjeżdża ustamu do mojej rzuchwy. Mój oddech staje się nierównomierny.
- Andi. - szepczę błagalnie, gdy jego usta dotykają mojej szyji. - Proszę.
Nie słucha mnie, tylko dalej błądzi ustami.
- Wellinger, do cholery. - chcę syknąć na niego, ale tylko jęczę. Co on ze mną robi? - Wellinger, bo sobie pójdę!
Oboje wiemy, że tego nie zrobię, ale w końcu spełnia moją prośbę i składa na moich ustach delikatny pocałunek, który pogłębiam.
Przymykam oczy i wtedy mam przed oczami całe wspomnienie, a nie tylko urywki.

- Nie marudź, tylko chodź! - woła Andi, biegnąc przed siebie. Z trudem za nim nadążam, bo jest ode mnie szybszy.
- Miałam wcześnie wrócić do domu! Rodzice się wkurzą. - krzyczę za nim, w tym samym momencie, gdy dobiegamy do końca placu zabaw. Kiedy my się tu znaleźliśmy?
- Chcę ci coś dać. - oznajmia Andreas, a oczy świecą mu się z podekscytowania. Ja też jestem ciekawa, co to może być.
Podchodzi do mnie i bierze mnie za ręke. Ustawia mnie przed drzewem. Każe mi się nie ruszać i zamknąć oczy. Posłusznie to robię.
Czekam, aż każe mi je otworzyć, zastanawiając się z jakiej to okazji, ale nic takiego się nie dzieje. Co więcej, mam wrażenie, że uciekł i jestem tu sama.
Postanawiam otworzyć oczy w tej samej chwili, gdy czuję czujeś usta na swoich. Otwieram zdziwiona oczy i widzę Andiego. Andiego, który mnie całuje, choć jest moim przyjacielem. Andiego, którego znam od dzieciństwa. Andiego, którego nigdy bym nie podejrzewała, że może się na takie coś zdobyć.
Przyciągam go do siebie, a on mnie popycha na drzewo i zbliża się do mnie. Cały czas nie przestaje mnie całować, a zamiast tego pogłębia pocałunek. Wsuwa jedną dłoń w moje włosy, a drugą trzyma moje udo. Obejmuję go rękoma i jęczę, bo jesteśmy tak blisko siebie, że czuję jego ciało na sobie. Jest mi tak dobrze, że nie zmieniałabym tego. Do tej pory nie wiedziałam, że może mi zależeć na Wellim w zupełnie inny sposób.
I nagle cała aura pryska, gdy przypominam sobie to jedno imię. Erik.
Przeklinam siebie w duchu, że działam na dwa fronty obecnie. Momentalnie przerywam pocałunek i patrzę prosto w jego błękitne oczy.
- Andi, co to było? - pytam nie z pretensją, a ciekawością.
- Kocham Cię, Caroline. - szepcze, odwracając speszony wzrok, a ja czuję, że się przesłyszałam. Łapię go za nadgarstek i pytam:
- Co?
- Nie słyszałaś? - odpowiada Wellinger, unikając mojego wzroku. Wtedy wiem, że jednak się nie przesłyszałam. Puszczam jego rękę i powoli osuwam się po drzewie. Ukrywam twarz w kolanach, zadając sobie pytanie "Dlaczego ja?".

Gdy otwieram spowrotem oczy, Welli nadal mnie całuje. Rozglądam się oczami wokół. Z scenerii nic się nie zmieniło. Opiera mnie o drzewo i całuje mnie przy akompaniamencie śpiewu ptaków. Ale czy jego uczucie się zmieniło? Czy gdybym się dzisiaj spytała, co do mnie czuje, odpowiedziałby "Kocham Cię"? Czy nadal jest tym samym chłopakiem? Skąd mam, do cholery, wiedzieć, skoro straciłam pamięć? Czemu muszę mieć milion pytań, a każde bez jednoznacznej odpowiedzi?
- Wszystko okay? - szepcze Andreas tuż obok mojego ucha. Kiwam głową, a Andi obdarza pocałunkami moją szyję. Wsuwam palce w jego włosy i mu je mierzwię. Wzdycham z tej przyjemności i ze zmartwienia, mając w głowie słowa Andiego. Jest dobrze tak, jak jest. Andreas jest tuż przy mnie, a ja przy nim. I to mi pasuje.
Kwadrans później, oboje siedzimy oparci o drzewo i wtuleni w siebie jak zakochani. Nie wiem, czy tak jest, ale mogę takie porównanie zastosować. Wspólnie obserwujemy powoli zachodzące słońce i dzieci bawiące się na placu. W myślach mam wspomnienia mnie i Andreasa jako dzieci.
Oczywiście tą atmosferę musi coś przerwać. Słyszę dźwięk przychodzącego SMS-a i głośno wzdycham z irytacji. Andi parska śmiechem i całuje mnie w czoło, jak gdyby nigdy nic się nie stało.
- Musisz odczytać? Pewnie to reklama. - szepcze mi do ucha blondyn, gdy schylam się po telefon w kieszeni.
- Nie, nie muszę. - odpowiadam zgodnie z prawdą i przymykam oczy, wsłuchując się w dźwięki natury.
Chwilę później tą ciszę przerywa telefon do mnie. Oboje wiemy, że teraz powinnam odebrać go, więc to robię, nie widząc żadnych sprzeciwów chłopaka. Widzę, że nieznany numer, więc z wahaniem odbieram.
- Halo? - mówię niepewnie do słuchawki.
- Caroline? - słyszę dobrze znany mi głos i uspokajam się.
- Tak, to ja.
- Dobrze, myślałem, że zły numer mam, skoro nie odpisałaś. - mówi rozmówca po drugiej stronie z ulgą. - Słuchaj, możemy się spotkać? Najlepiej teraz.
- Gdzie? - jestem zaskoczona, ale i też zadowolona propozycją Durma, bo nie odzywał się od dłuższego czasu do mnie.
- Może przy wejściu na plac zabaw? Jestem w pobliżu.
- Ja też. - nie wiem, czy szczęka mi nie opadła ze zdziwienia, a raczej szoku. Erik w Ruhpolding?
- Czekam. - żegna się piłkarz i się rozłącza.
Ja natomiast wstaję, a widząc zdziwienie na twarzy Andreasa mówię:
- Zaraz wracam.
I kieruję się do wyjścia. Jestem cała podenerwowana, bo nie wiem co mnie czeka. A z każdym krokiem zbliżam się do niego.
I gdy jestem dostatecznie blisko, widzę mężczyznę. Ma na sobie białą koszulkę, a na to marynarkę i czarne obcisłe spodnie. To Erik stoi oparty o słup, a w dłoni ściska mały bukiet kwiatów.
Przeznaczony dla mnie.

__________________________________________________
*Marinus Kraus - niemiecki skoczek narciarski.
**Richard Freitag (freitag - piątek) - niemiecki skoczek narciarski.
***Severin Freund (freund - przyjaciel) - niemiecki skoczek narciarski.

Najpierw chcę serdecznie was przeprosić za to ponad tygodniowe opóźnienie, ale zbliża się czas wystawienia ocen i odkryłam teraz, że mogę jeszcze poprawić oceny, więc się staram, a przez to mam bardzo mało czasu na pisanie. Jeszcze nie miałam weny, ale w końcu wróciła i tak oto jestem!
Trochę namieszałam, jak uważacie? Ogółem rozdział jest dłuższy i w miarę mi się podoba, ale opisy pocałunków mi się nie podobają i muszę to poprawić. Jednakże chciałam wynagrodzić wam to opóźnienie takim miłym akcentem. Udało się choć w małym stopniu?
I tak na koniec muszę się pochwalić tym, że spełniłam jedno ze swych marzeń. Maciek, Dejvi, dzięki za zdjęcie! Ogółem dziękuję wszystkim skoczkom i siatkarzom za stworzenie takiej świetnej atmosfery i mam nadzieję, że za rok również się spotkamy na Meczu Gwiazd!


PS I wychodzi na to, że na północy kraju też można zobaczyć skoczków w akcji ;")

sobota, 16 maja 2015

Wspomnienie dziesiąte

Słysząc swoje imię, łapię go za dłoń i mocno ją ściskam. Czuję radość, trudną do opisania słowami.
- Jestem, Andi. - szepczę.
Obserwuję jak unosi powieki i zerka na mnie swoimi oczami. Czuję łzy w kącikach oczu. Tak się o niego bałam, gdy spadł z tego drzewa. Gdy leżał nieruchomo na ziemi, nie dając żadnych oznak życia, nie było niczego oprócz postaci Andreasa.
- Co się stało? - mruczy rozglądając się wokoło. Jest zdezorientowany, to widać gołym okiem.
- Spadłeś z drzewa. - oznajmiam, oczekując jego reakcji na tą wiadomość. Uśmiecha się lekko.
- Trzeba było dla mnie spuścić swoje włosy, Roszpunko.
Przysięgam, że kiedyś przyłożę Wellingerowi za komentarze nieodpowiednie do sytuacji.
- Widzę, że się lepiej czujesz.
- Chyba tylko fizycznie ucierpiałem. - szczerzy się blondyn, ignorując moje piorunujące spojrzenie.
- Nie wiadomo. - odpowiadam pewnie. - Może głowa też ci ucierpiała, Wellinger. - lekko pukam go w głowę. - Ups, chyba mózg wyparował. Tak mi przykro, Wellinger. - informuję go o jego ułomności z udawanym smutkiem.
- Przynajmniej moje IQ nie ucierpi, zadając się z taką osobą. - odparowuje Andi, wystawiając mi język. Naśladuję go, pokazując dodatkowo środkowy palec. Zakrywa usta dłońmi "zszokowany" moim gestem. Oboje po chwili się śmiejemy. On ze śmiechu, ja z ulgi.
Gdy brzuchy przestają nas boleć od śmiechu i oboje milkniemy, Andreas pyta:
- Ile już tu leżę?
Poważnieję.
- Miesiąc. - odpowiadam z powagą, ale szybko ona mija, widząc przerażenie w jego oczach. - Jeden dzień, głupku. - śmieję się, mierzwiąc ręką jego już przydługie włosy. Krzywi się, bo tego nie lubi.
- Nie żartuj ze mnie. - mówi głosem obrażonego dziecka. - To niemiłe.
- No już dobrze, Andi. Leż i odpoczywaj, dziecinko. - wstaję, aby wyjść, ale momentalnie łapie mnie za rękę. - No co? - pytam, widząc jego niemy sprzeciw. - Przeszkadzam ci podobno.
- Nic takiego nie powiedziałem. - odpowiada skoczek, po czym klepie miejsce na łóżku obok siebie.
- A to nie po ślubie, dopiero? - zadaję pytanie z rozbawieniem, ale ochoczo kładę się obok niego. Staram się nie zajmować dużo miejsca, ale im mniejszą część zajmuję, tym bardziej mnie ciągnie do siebie Welli. W końcu leżymy obok siebie, stykając się ramionami.
- Dla ciebie mogę tą zasadę złamać. - odpowiada żartem, po czym mnie obejmuje ramienien. Wyczuwam ukryty podtekst, ale nie komentuję tego. Zamiast tego kładę głowę na klatce piersiowej chłopaka.
Jest wygodnie. Nawet bardzo. Najchętniej to nie ruszałabym się stąd. Ale czy właśnie tego nie robię? Jestem cały czas przy Wellingerze. Czuwałam przy nim, tylko że na krześle. Teraz jestem tuż obok niego i rozumiem, dlaczego Andreas tak długo spał. To łóżko jest po prostu wygodne.
Spoglądam na blondyna i widzę jak ma przymknięte powieki. Nie chcę wstawać z tego łóżka, ale nie chcę też mu przeszkadzać. W końcu to on jest poszkodowany, nie ja. To on leży z gipsem w ręku i lekkim urazem kręgosłupa.
- Śpisz? - szepczę.
- Nie. - otwiera oczy i patrzy na mnie swoimi tęczówkami. Są pełne tęsknoty. Za czym? Za naszą przyjaźnią? Przecież jest ona cały czas i nie zamierzam jej kończyć. Najlepiej nigdy.
- Jeśli jest ci niewygodnie to...
- Nie idź, proszę. - przerywa mi.
- ...masz problem, bo dla mnie jest idealnie. - dokańczam, nieświadoma do końca swoich słów. Jednak po chwili stwierdzam, że to prawda. Jest perfekcyjnie, bo jest Andreas. A nie tylko ciało chłopaka. Nie liczy się w jakim jesteśmy otoczeniu, tylko to, że jest Andi. Prawie cały i zdrowy.
- To dobrze. - odpowiada, przyciągając mnie mocniej do siebie. - Bo jest mi cholernie wygodnie i dobrze. - szepcze mi do ucha i całuje w czoło. Mam ciarki na plecach na dotyk jego ust, choć sama nie wiem. Przyjacielskk pocałunek, przecież.
Leżąc na jego piersi, czuję jak miarowo oddycha. Moja głowa unosi się i opada w rytm jego oddechów. Wzrokiem obserwuje ruch w korytarzu za oknem szpitalnym. Widzę pielięgniarki z kroplówkami, pacjentami lub łóżkami. Wiem, że są one często po pacjentach, którzy trafili na salę operacyjną. Niektórzy nie wrócili stamtąd. Umarli na stole operacyjnym.
Mogę mówić o dużym szczęściu Andreasa, bo chociaż nie był pod nożem lekarzy, to mogło do tego dojść. Chyba nigdy nie zapomnę widoku z góry na ciało blondyna. Nie chcę nawet myśleć o możliwości wstrząśnięcia mózgu czy gorszych urazach kręgosłupa. Ważne, że jest przytomny i przy mnie. A ja przy nim.
Przymykam na chwilę oczy i zasypiam z powodu stresu związanego ze stanem zdrowia Wellingera. To właśnie wtedy mam ten sen.

Stoję na parkingu szkoły, rozglądając się wokoło. Mijają mnie znajomi z mojej klasy. Żegnam się z nimi, z niektórymi przez krótką chwilę rozmawiam. Widzę w oddali Andreasa grającego z przyjaciółmi w nogę i uśmiecham się. Jest oddany grze, choć nie gra tak dobrze jak Erik.
Durm nie tylko Wellingera przerasta swoimi umiejętnościami. Prawie każdego z łatwością ogrywa, robiąc niesamowite zwody z piłką. Mówi się, że jakieś kluby z Bundesligi się nim poważnie interesują, odkąd jest Mistrzem Bawarii ze swoją drużyną. Wiem, że powinnam się cieszyć i robię to, ale jednocześnie smucę, bo to oznacza tylko jedno. Wyjedzie do wielkiego miasta, a o Ruhpolding zapomni.
Więc gdy w końcu przychodzi zgrzany, ale zadowolony, ze smutkiem go witam. Zauważa to, ale  nie pyta o to. Wsiada do auta, a ja robię podobnie. Zapinam pasy, czekając, aż Erik włączy silnik, ale tak się nie dzieje. Patrzę zaskoczona na blondyna, który również się we mnie wpatruje z zaciętą miną.
- Mów, co się dzieje. - rozkazuje mi, choć tego nienawidzę. Jednak wiem, że robi to z troski.
Wzruszam ramionami, ciągle milcząc.
- Nie oszukasz mnie, Schiller. - odpowiada, unosząc lekko kąciki ust. Spuszczam wzrok na skrzynie biegów, ale wtedy Durm bierze mnie za podbródek i zmusza mnie do spojrzenia na niego. - Powiedz, proszę. - prosi mnie, a ja nie mam siły dłużej się stawiać. Zwłaszcza, gdy moja twarz jest blisko jego.
- Martwię się. - mówię zdawkowo.
- Czym?
- Że jak wyjedziesz do innego miasta, aby tam spełniać swoje marzenia, to zapomnisz.
- Niby o czym miałbym zapomnieć? - pyta z lekkim rozbawieniem. Nie brzmi to jak ironia.
- O wszystkim. - odpowiadam, wskazując wzrokiem na szkołę, bo mam ograniczone pole manewru. Nadal trzyma mnie za podbródek. - I o mnie. - dodaje szeptem, nie mając tego w planach. Czuję jak się rumienię. Głupia, głupia, głupia!
- Głuptasie. - czyli on też tak o mnie myśli. No pięknie. - Prędko o tobie nie zapomnę. Na długo zapadłaś mi w pamięć, a każdego dnia sprawiasz, że nie chcę zapomnieć. - wyznaje cicho, nie spuszczając ze mnie wzroku. Nie mogę oderwać wzroku od tych oczu. Są jak magnez. Każdego przyciągają.
I gdy rozmyślam o jego niesamowitych tęczówkach, całuje mnie. Na początku delikatnie, prosząc o pozwolenie. Udzielam mu je, oddając mu dwa razy mocniej. Odruchowo wplatam palce w jego włosy, napierając mocniej ustami na jego. Rozchylam je, a wtedy nasze języki rozpoczynają taniec narzucając swój własny rytm. Erik w tym czasie kładzie dłoń na moich plecach i zmniejsza odległość pomiędzy nami.
Nigdy się nie całowałam z nikim, ale chyba nie zauważa tego lub pomija ten szczegół. Ja sama czuję się w tym tak dobrze jakbym robiła to milion razy, a nie pierwszy. Totalnie mnie to zaskakuje, ale też cieszy. Przynajmniej pierwszy raz nie jest taki zły, jaki się zdawał.
Nagle oboje się odrywamy od siebie, słysząc trąbienie. Rozglądam się wokoło szukając winowajcy, ale nie widzę go. Dziwne.
Gdy odwracam się do Erika, jego nie ma. Zamiast niego widzę Andreasa, który się lekko uśmiecha, czyli tak jak lubię. Włosy ma w lekkim nieładzie, jakby ktoś ich dotykał. I nagle do mnie dociera, że to moje palce pozostawiły ten bałagan na jego głowie.
Jestem zdezorientowana, bo byłam pewna, że to Erik. Nawet czułam żel na jego włosach, którego nie używa Andi. Na dodatek jesteśmy w samochodzie Durma.W takim razie o co chodzi?
- Jedziemy? - pyta Welli głosem Erika i zanim wydaję dźwięk na kształt krzyku, blondyn znika.
Wszystko znika.

A ja się budzę w objęciach Wellingera, w szpitalu. Patrzę na jego spokojną twarz, którą ma podczas snu i odrobinę mój puls się stabilizuje.
To był tylko sen. Z domieszką wspomnienia, jak mogę się domyślać. Tylko dlaczego mnie tak przeraził? Czemu bije mi tak szybko serce z tego powodu? Nie wiem.
Wstaję, wyswobadzając się z objęć Andreasa. Patrzę na jego blond włosy, które są mocno potargane przez sen i się uśmiecham. Tylko Andreas wygląda tak słodko w tym nieładzie. Nagle zastygam nieruchomo. Olśnienie przychodzi z prędkością światła.
Już wiem, dlaczego ten sen mnie przeraził. Nie potrafię stwierdzić, który jest dla mnie ważniejszy. Zaraz, oboje są dla mnie ważni. Ale, któryś musi być ważniejszy. Powinien nim być Andreas, bo to on jest cały czas przy mnie, a nie tylko w wspomnieniach. Jednak Erik, który jest kilometry ode mnie również jest dla mnie ważny. Może i kłamie, ale w wspomnieniach wydaje się...dobry. Teraz też, gdyby nie ta tajemnica, którą skrywa. Tak samo jak Andi, czy moi rodzice.
Dlatego w moim śnie byli zamiennie. Niby całowałam Durma, ale też Wellingera. Nie wiem, dlaczego się nad tym zastanawiam, a raczej mój mózg. Może to skutek uboczny utraty pamięci? Nie mam pojęcia.
Jednak muszę się teraz skupić na innych rzeczach. Na zdrowiu Andreasa, ale też poznaniu prawdy i samego Durma. Jaki naprawdę jest i czy się zmienił. I czy warto poświęcać mu tyle uwagi, ile mu już poświęcam.
Gdy wychodzę z sali, napotykam Erika, który wchodzi do Andiego. Widzę jak Wellinger się już przebudził i obserwuje ruchy piłkarza. Uśmiecham się lekko, choć nie wiem na co.
Siadam na krześle w korytarzu i wysyłam wiadomość do rodziców, aby po mnie przyjechali. Potem biorę do ręki stertę ulotek i przeglądam je. W oddali słyszę głosy blondynów, bo Erik nie zamknął drzwi. Próbuję się skupić na treści reklam, ale nie interesują mnie zbytnio protezy. Dość głośna rozmowa chłopaków uniemożliwia mi chociażby skupieniu się na własnych myślach. A mam ich w głowie naprawdę dużo. Usiłuję ich ignorować, ale jest to niemożliwe. Tylko czekam, aż jakaś przechodząca pielięgniarka zwróci im uwagę.
Tak się jednak nie dzieje. Najwyraźniej nikomu nie przeszkadza to albo mają to w głębokim poważaniu. A Andreas i Erik nie pozostawiają mi wyboru. Muszę wstać i zamknąć drzwi, choć nie chce mi się wstawać.
Jednak zmuszam swoje nogi do posłuszeństwa i wstaję. Kieruję się do drzwi, a ich głosy stają się wyraźniejsze i słyszę ich rozmowę. Przystaję na chwilę, nasłuchując jaki temat wywołuje takie poruszenie u nich. Stawiam na piłkę, bo w końcu oboje są za różnymi drużynami. Jednakże się mylę, gdy stoję dłużej obok drzwi.
- Nie będę dłużej kłamać. - słyszę głos Andreasa. - Wiesz, że nie lubię tego robić.
Doprawdy, Welli?
- Obiecałeś. - przypomina mu Erik.
- Ona i tak już się domyśla. Widzę to.
- Czego? - pyta z lekką paniką Durm.
- To, że coś przed nią ukrywamy. Ja może jeszcze jakoś wytrzymam, ale jej rodzice mogą jej powiedzieć.
- Proszę.
- Dlaczego mam to robić? Zabrałeś mi, to co było dla mnie najważniejsze. A gdy znowu to mam, chcesz wyrwać mi to z rąk.
- Błagam cię. Nie może się dowiedzieć, bo mnie znienawidzi. Jak wtedy.
- Erik, nie. Musi wiedzieć. Ja jej nie okłamię już więcej.
Nie słyszę nic więcej, więc wnioskuję, że to koniec rozmowy. Szybko wracam na krzesło, ale to nie pomaga.
Moje pytanie się mnożą z każdą minutą a odpowiedzi na nich nie widzę.

Rozdział mi się w miarę podoba. Jest dłuższy, chyba lepszy i ciekawszy. No i jest więcej Andreasa, bo co to by było bez Wellingera? Zabiłybyście mnie
Co do drugiego opowiadania to chwilowo go zawieszam, ponieważ nie mam czasu na pisanie go (szkoła i jeszcze raz szkoła) a nie chcę go pisać na siłę, a potem się krzywić na jakość rozdziału. Wrócę na niego jak tylko ten skończę, a powoli zbliżamy się do końca (ale bardzo powoli).
Niektórzy się pytali o sektor na LGP więc piszę, że B1, bo spotykam się tam z koleżanką, która polecała sektor :")


PS Za jakiekolwiek błędy przepraszam i w miarę możliwości proszę o zgłaszanie ich w komentarzach ;**

niedziela, 10 maja 2015

Wspomnienie dziewiąte

Czuję przyjemne ciepło, którego mi tak brakowało przez ostatnie godziny. Mogę sobie wyobrazić, że siedzimy przed kominkiem, opatuleni żarem z kominka.
Trzymam jego rękę jakby miała się wyślizgnąć z mojego uścisku. Czuję się winna za wszystko, co go spotkało. Za ból fizyczny jak i psychiczny. Za to, że leży w tym samym miejscu, co ja całkiem niedawno. Za to, że nie mogę mu pomóc jak tylko trzymając go za rękę.
- Siedzisz już tu dwie godziny. - mówi moja mama, siadając obok mnie na krześle. - Da sobie radę.
- Wiem. - odpowiadam, nie spuszczając z niego wzroku.
- To tylko złamany nadgarstek. - informuje mnie o czymś, co doskonale wiem.
- I uraz kręgosłupa. - dodaję, próbując powstrzymać łzy. Tak źle się z tym czuję. Z poczuciem winy.
- Wyjdzie z tego. - pociesza mnie, ale nie udaje jej się. - Proszę, wyjdź na trochę z szpitala. Siedziałaś tu wczoraj i dziś.
- Nie mogę. - cedzę przez zęby. Jestem mu coś winna za to.
Słyszę jak mama głośno wzdycha o wstaje. Kieruje się do wyjścia i w połowie się zatrzymuje:
- Jak ja ci nie mogę przemówić do rozsądku, to może twój gość. - informuje i wychodzi.
Jaki gość? Co mnie obchodzi, że ktoś tam przyszedł? Jestem przy Andreasie, bo jestem mu to dłużna.
Obserwuję spokojną twarz Wellingera. Nie widać żadnych oznaków uśmiechu, który zwykle gości na jego twarzy. Jego poważna mina lekko mnie przeraża. Czuję, że będzie inaczej. Że będzie zły. Że zostawi mnie z pustką w sercu.
- Wybacz mi, Andi. - szepczę, spoglądając w jego zamknięte oczy. Zaciskam powieki, aby powstrzymać gromadzące się łzy.
Gdy czuję dłoń na swoim ramieniu, otwieram gwałtownie oczy i odwracam się. Widzę zmartwione błękitne tęczówki, wpatrujące się we mnie, pełne usta zaciśnięte w kreskę i blond czuprynę zaczesaną na bok. Czarna koszulka z żółtym nadrukiem tylko dodaje powagi.
- Erik. - na usta ciśnie mi się milion pytań, ale tylko potrafię wymówić jego imię.
- Caroline. - wzdycha, siadając na krzesełku obok.
Jest tak blisko mnie, że chcę, aby mnie przytulił i pocieszył. Chyba tego mi brakuje obecnie. Wsparcia od Durma.
Spoglądam na jego nogę, która jest usztywniona. Przypominam sobie faul na blondynie i jeszcze bardziej chce mi się płakać. Powstrzymuję się jednak i przenoszę wzrok na tęczówki chłopaka, które napotykają moje spojrzenie. Patrzyłabym się w nie bez końca, ale wiem, że muszę zrobić coś innego.
- Musimy porozmawiać. - oznajmiam, czekając na jego reakcję. Spuszcza wzrok na swoje nogi, po czym lekko kiwa twierdząco głową.
- Wiem. - odpowiada i znowu obserwuje mnie swoimi oczami. Wstaje i podaje mi rękę, którą chwytam. Kierujemy się do wyjścia na korytarz. Spoglądam na Welliego, oczekując jakiegokolwiek gestu otuchy, choć wiem, że nic takiego nie ujrzę.
Wychodzimy z pomieszczenia i kierujemy się do krzeseł w korytarzu. Siadamy na dwóch sąsiednich. Stykamy się ramionami, ale nie przeszkadza mi to, bo czuję się przyzwyczajona do kontaktu fizycznego z nim.
Z blondynem, który intensywnie się we mnie wpatruję, a ja rozumiem jaki był celu mojego wyjazdu do Dortmundu. Rozmowa była przy okazji. Chciałam znowu patrzeć na niego. Na jego błękitne oczy, zaczesane na bok włosy, usta wykrzywione w lekki uśmiech.
- Od czego chcesz zacząć? - pyta cicho, nie odrywając ode mnie wzroku. Ja również nie spuszczam go z oka.
Zastanawiam się nad odpowiedzią, widząc jak jego twarz się przybliża do mojej. Zapominam o wszystkim, skupiona na jego hipnotyzujących oczach.
- Od początku. - mówię w tym samym czasie, gdy czuję jego oddech na swojej twarzy. Miętowy.
- Mogę ci pokazać? - szepcze mi do ucha. Nie widząc mojego sprzeciwu, muska wargami moje usta.
Jestem jednocześnie zaskoczona przebiegiem rozmowy i podekscytowana. Choć nie przypominam sobie, abym go kiedykolwiek całowała, to moje usta znają jego. Oddają pocałunek, choć tego nie planowałam.
Przymykam oczy, rozkoszując się chwilą. Dla mnie to mógł być aktualna część naszej historii. A to dopiero początek.
Myślę, że nie czułam się tak cudownie od dawna. Porównywałabym tylko zabawę na placu zabaw z Andim, ale myślę, że to jest lepsze. Pocałunek z Durmem góruje nad innymi wydarzeniami.
I nagle wszystko przestaje być takie kolorowe.

Zdenerwowana chodzę po pokoju, ignorując tłumaczenia blondyna. W myślach mam tylko słowa wypowiedziane tak dawno, a uznane przeze mnie za kłamstwo.
- Miał rację. - mówię cicho, tłumiąc w sobie złość. - Miał rację, do cholery! - mówię głośniej.
- Kto? - pyta, chcąc do mnie podejść, ale rezygnuje szybko. I tak bym go odepchnęła.
- Kto? Oczywiście, że Wellinger! On zawsze musi mieć rację. - mruczę, siadając na krześle. Ukrywam twarz w dłoniach, kręcąc z niedowierzania głową.
- Co powiedział? - zadaje mi pytanie. Jego głos doprowadza mnie do szaleństwa. Mam ochotę go uderzyć w twarz i jednocześnie wpić się w jego usta. Co on ze mną robi?
Kocham go, ale to się teraz nie liczy. Liczy się prawda, która jest bolesna i nieodwołalna. Nie cofniemy słów i czynów. Musimy żyć ze wszystkimi błędami. A ten kto od nich ucieka jest tchórzem. Jak on.
- Że mnie zranisz. - odpowiadam łamiącym się głosem. - Nawet nie wiesz jak się czuję, że go zraniłam. Że powiedziałam, że ciebie nie zna tak dobrze jak ja. Ale czy ja cię tak naprawdę znam? - milczy, a ja patrzę na niego. Moja irytacja z każdą sekundą rośnie. - Odpowiedz mi, Erik! Chcę wiedzieć, czy było warto poświęcić moją przyjaźń z Wellingerem dla ciebie. - cedzę przez zęby, nie hamując spływających po twarzy łez.
- Nadal jestem tym samym chłopakiem, którego poznałaś na grillu. Nadal jestem nim, Caroline! To tylko jeden błąd! - podchodzi do mnie i klęka. Próbuje mnie dotknąć, ale szybko wstaję. Widzę jego pełne rozpaczy oczy, ale wiem, że nawet one nie zmienią tego.
- O jeden błąd za dużo. - odpowiadam, unikając jego wzroku. Moim obiektem zainteresowania staje się podłoga. - Proszę zawieź mnie do domu.

Odrywam się jak oparzona od Durma z dwóch powodów. To wspomnienie nasuwa mi jeszcze więcej pytań, a Andi sprawia, że czuję jeszcze większą winę. On leży w sali z obrażeniami, podczas gdy ja całuję się z Erikiem.
Próbuję ukryć w sobie swoje emocję i udaję, że ten pocałunek nie miał nigdy miejsca. Boli mnie to trochę, ale obecna sytuacja mi na to nie pozwala. Chcę wiedzieć czy Durm powie mi o tej kłótni i jej powodzie, czy przemilczy sprawę.
- I co dalej? - pytam, wracając w myślach do pocałunku.
Odchrząkuje, ale mówi:
- Potem zaczęliśmy się spotykać. Nadal chodziliśmy do szkoły, a kiedy ja ją skończyłem, wyjechałem do Dortmundu. A potem ty, gdy skończyłaś szkołę. Zostawiłaś tutaj wszystko; swoją rodzinę oraz przyjaciół i pojechałaś do Zagłębia Ruhry. - uśmiecha się na chwilę. - Kochaliśmy się. - mówiąc te słowa, poważnieje.
- To wszystko?
- Tak. - kłamie, bez mrugnięcia okiem czy wahania.
Cały czar znika, pozostaje tylko urok, który piłkarz rzuca na każdą dziewczynę, jak się domyślam. Chcę wstać, ale łapie mnie za rękę.
- Pamiętasz coś z tego okresu?
Przymykam na chwilę oczy, zastanawiając się nad odpowiedzią. Ale myślę, że jest ona prosta.
- Nie.
Oko za oko. Ząb za ząb. Kłamstwo za kłamstwo.

Gdy zostawiam na korytarzu Erika i wchodzę spowrotem do sali, zastaję Andreasa w tej samej pozie. Nieruchomo leży, a jedyną oznaką życia jest unosząca się klatka piersiowa i pikające urządzenie. Obok niego siedzą rodzice. Państwo Wellinger.
Wzrokiem szukam ucieczki od nich i wyrzutów. Wiem, że je usłyszę. Dlaczego dopuściłam do takiej sytacji? Dlaczego go nie powstrzymałam? Sama nie wiem. Może dlatego, że tak bardzo chciałam go przy sobie. Chyba desperacko potrzebowałam towarzysza, a Andi idealnie się na niego nadawał. Ale to mnie nie usprawiedliwia.
Rodzice na mój widok, zachęcają mnie, abym podeszła i usiadła obok nich. Nie widzę u nich złości, ale może to dlatego, że są za daleko ode mnie. Mimo to idę do leżącego Andreasa i siadam na wolnym krześle. Wpatruję się w podłogę, nie chcąc napotkać wzroku państwa Wellingerów.
- Rozmawialiśmy z twoją mamą. - odzywa się mama Andiego, a ja unoszę głowę. Nie widzę u niej złości, ani wyrzutów.
- Mówiła, że się obwiniasz o ten wypadek. - dodaje tata Andreasa. Nie wiem o co im chodzi, więc milczę.
- Nie możesz się obwiniać o lekkomyślność Andreasa, kochanie. - mówi pani Wellinger, na co wytrzeszczam oczy ze zdumienia. Czyli oni nie mają mi tego za złe, tylko Andiemu?
- Ale ja go nie powstrzymałam...
- Andi jest uparty, przecież wiesz. Jak coś postanowi, to nawet my nie potrafimy go odwieźć od tego pomysłu. To nie twoja wina, Caroline. - oznajmia jego mama, a ja w końcu nie czuję winy za ten wypadek. Patrzę na nią z wdzięcznością.
- Dziękuję. - mówię szczerze. Na prawdę jestem jej wdzięczna za te słowa. Pomogły mi.
Państwo Wellinger patrzą na siebie, swojego syna, a potem matka Wellingera oznajmia:
- My już będziemy się zbierać. I nie siedź za długo. Andi jest pod dobrą opieką.
Po ich wyjściu, zostaję sama z blondynem. Dotykam jego ciepłej dłoni, wpatrując się w jego przymknięte oczy. Dużo bym dała, aby je otworzył i spojrzał na mnie z tym błyskiem w oku.
Przypominam sobie tą kłótnie z przeszłości i dzisiejszy pocałunek z Erikiem. Może już nie czuję się winna z powodu wypadku, ale na pewno z wydarzeń z przeszłości. Całowanie się z piłkarzem było cudownym przeżyciem, ale czy tego nie chciałby Andreas? Pamiętam tą sytuację z placu zabaw, gdy o mało do tego nie doszło. I retrospekcja pocałunku z nim. Byliśmy razem? Nie wiem, ale wydaje mi się, że tylko przyjaciółmi. Przyjaciółmi, którzy złamali zasady koleżeństwa i się całowali. Ale czy teraz też ich nie złamię?
Moje rozmyślania przerywa ruch. Ruch dłoni, a dokładniej drgnięcie. To Andi, który się wybudza. Z napięciem obserwuję jak próbuje unieść powieki. Potrzebuje paru prób, ale rozumiem go. Sama tak miałam. Za którymś razem je otwiera, a ja oddycham z ulgą. Szybko je zamyka, ale słyszę jak cicho wymawia jedno słowo.
- Caroline.

Z małym poślizgiem, ale jestem! Przybywam z nowym rozdziałem i Erikiem. Wcześniej był na odległość, a teraz we własnej osobie. Mam nadzieję, że spodoba wam się rozdział, w którym więcej Durma, a nie Wellingera. W końcu strzelec bramki dla Borussii musi mieć swoje miejsce w hierarchii ważności. Szczególnie po tym jak zobaczyłam wasze reakcje na wypadek Andiego, to musiałam odciągnąć uwagę od naszego Wellingera :")
A kto, jak ja, jedzie na LGP do Wisły na indywidualny konkurs? Kto przemierzy całą Polskę, aby spotkać swoich idoli? Widzimy się za 83 dni!
Tak jak się widzimy za 20 dni z polskimi skoczkami na Meczu Gwiazd! Kogoś spotkam może?

PS Przepraszam za jakiekolwiek błędy i dziękuję za spostrzegawczość.

piątek, 1 maja 2015

Wspomnienie ósme

Andreas prowadzi mnie z powrotem do domu. Idziemy wzdłuż chodnika, prowadzącego do budynku, ale ja myślami jestem gdzie indziej. Przed oczami mam młodszego o kilka lat Erika. Przez te kilka lat się z wyglądu nie zmienił, ale z charakteru? Trudno mi powiedzieć. Widziałam go kilka razy, gdzie zachowywał się podobnie jak w ogrodzie państwa Durmów. Nie wiem jednak, czy na prawdę taki jest czy to tylko ściema przed czymś. Tylko przed czym?
- Śpiąca królewno! - z rozmyślań wyrywa mnie głos Andiego. Mrugam kilkukrotnie powiekami, patrząc na niego ze zdziwieniem.
- No co? - pytam go i nie spoglądając na niego, wchodzę do środka.
Kieruję się do kuchni, gdzie wyciągam z szafki dwie szklanki. Spoglądam do lodówki na picie i krzyczę:
- Co chcesz?
- Picie! - odkrzykuje z salonu.
- Jakie, głupku?! - inteligencja Wellingera mnie powala.
- Może być cola!
Słuchając życzenia skoczka, nalewam mu do szklanki napój. Słyszę jak ogląda jakiś mecz, bo komentator żywo opowiada o przebiegu spotkania. Zainteresowana podchodzę bliżej i patrzę na ekran. Zawodnicy w czerwonych i żółtych strojach ganiają za piłką. Dopiero po chwili orientuję się, że to powtórka meczu Bayern - Borussia. To ten sam, który odbył się tego samego dnia, co mój wyjazd do Dortmundu, czyli dokładnie pięć dni temu.
Podaję blondynowi szklankę, nie odrywając wzroku od telewizora. Widzę jak Erik próbuję z piłką przedostać się na stronę rywala. Jest skupiony, policzki ma jak zwykle zaróżowione, a usta lekko rozchylone. Przeciwnik wybija piłkę na aut. Doskakuje do niej i szuka wzrokiem swoich kolegów. Dostrzegam jak wystawia na chwilę język, a potem się uśmiecha. Widać, że gra w piłkę sprawia mu radość.
Po chwili znowu jest przy piłce, ale tym razem rywal nie fatyguje się wybiciem na aut. Robi nieprawidłowy z przepisami wślizg w nogi blondyna. Zakrywam usta dłonią, wytrzeszczając oczy na ten faul. Durm zwija się z bólu na murawie, trzymając się za nogę, która ucierpiała w wyniki tego starcia. Szybko przybiegają do niego lekarze, a po kilku minitach wynoszą go. Za zawodnika z numerem 37 wchodzi ktoś inny, a Welli przełącza kanał.
Patrzę na skoczka z wyrzutem:
- Nie powiedziałeś mi o tym!
- To nic takiego. - odpowiada spokojnie Andreas. - Tylko trzy tygodnie przerwy.
- Aż trzy?!
- Caroline, on nie pauzuje trzy miesiące, tylko trzy tygodnie. - zaznacza Wellinger.- Każdy zawodnik musi pauzować przez kontuzje.
Milczę, analizując słowa Andiego. To wejście wyglądało naprawdę brutalnie, ale może dlatego, że nie widziałam groźniejszych. I cieszę się z tego, bo jeśli się przeraziłam tego faulu, to co dopiero innych.
Upijam łyk coli, patrząc jak chłopak bezsensownie przełącza kanały. Pomimo jego zapewnień, widzę na jego twarzy troskę, ale nie jestem pewna, czy jest ona skierowana do zawodnika Borussii.
Po kilku minutach wyłącza telewizor i idzie na górę. Podążam za nim, w międzyczasie odstawiając szklankę na pobliski stolik. Zauważam, że wchodzi do mojego pokoju i nurkuje pod łóżko. Zdziwiona obserwuję jego poczynania, siadając na obrotowym krześle. Widzę jak koszulka podwinęła się tak, że widzę kawałek jego pleców. Uśmiecham się lekko.
Po chwili wyczołgowuje się z różową rzeczą, podobną do segregatora. Kładzie swoją zdobycz i poprawia t-shirt. W tej samej chwili doskakuję do segregatora, jak mniemam i otwieram go. Dostrzegam kątem oka jak kręci głową, uśmiechając się lekko.
To, co widzę na okładce, czyli zdjęcia osób znanych mi sprawia, że to raczej nie jest segregator. Upewniam się, że to album, gdy zamiast kartek napotykam zdjęcia. Są to zdjęcia moje z Erikiem, tak jak na okładce. Z uwagą pochłaniam wzrokiem każdą fotografię. Z zaciekawieniem patrzę na daty. Są różne, ale nie różnią się bardziej niż pięcioma latami. To znaczy, że albo znamy się z Durmem tyle lat, albo dopiero od pięciu lat używamy aparatu. Ta druga opcja raczej odpada, więc zostaje pierwsza, najbardziej prawdopodobna.
Spoglądam wyczekująco na Wellingera, ale on siedzi zamyślony na krześle. Rzucam w niego poduszką, którą łapie od razu, co oznacza, że wrócił do rzeczywistości. Pokazuję głową na album, na co siada obok mnie na łóżku i sam bierze do ręki ów przedmiot.
Chcę się go zapytać skąd o tym wie, ale nie zadaję mu tego pytania. W końcu niedawno nurkował pod to łóżko. Zamiast tego milczę, czekając na wypowiedź Andiego.
- Poznaliście się jakieś pięć lat temu. - zaczyna, wahając się przez chwilę nad datą. - Jak sobie już zdążyłaś przypomnieć, było to podczas grilla u Durmów. A przynajmniej tak mi mówiłaś. - wzrusza ramionami. - W każdym razie nie rozmawialiście ze sobą za bardzo w szkole, a podczas podróży do szkoły. U mnie było na odwrót. Poznaliśmy się z Erikiem na treningu piłki nożnej. - uśmiecha się na chwilę. - A potem tak wyszło, że zbliżyliście się do sie... - gdy przerywa, ja wstrzymuję mimowolnie oddech. Nasłuchujemy wspólnie dźwięków samochodu, wjeżdżającego na podjazd. Nic takiego jednak nie słyszymy i Andreas może spokojnie kontynuować. - ...bie. Erik jest od ciebie starszy o rok, więc zaraz po napisaniu matury wyjechał do Dortmundu, bo zaproponowali mu profesjonalny kontrakt. Od tego czasu tam mieszka i czasami odwiedza rodziców. - kończy, podczas gdy przekładam strony w albumie.
Zauważam, że od zdjęcia z Andreasem, gdy stoimy przed szkołą, pokazując dwa na palcach, Wellingera jest o wiele mniej. Dwójka wydaję mi się oznaczać drugą klasę, czyli dokładnie rok, w którym przyjechał Erik.
Spoglądam na Andreasa, który z uwagą studiuje ścianę i wiem, że kłamie co do przyjaźni z Durmem. Gdyby było inaczej, nie zniknąłby nagle z tych fotografii.
- W jakim sensie się zbliżyliśmy? - pytam go, nie podnosząc wzroku znad albumu, ale nie słyszę odpowiedzi. - Andreas! - spoglądam wyczekująco.
Przenosi wzrok na mnie, ale nie widzę w jego oczach tego samego błysku co niedawno. Czuje chwilowy ból w okolicy serca, ale staram się o nim nie myśleć.
- A jak myślisz? - mówi ledwo słyszalnie. - Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, ale przyszła ona z czasem. A ja... - chce coś powiedzieć, ale milknie.
- A ty?
- Nieważne. - mruczy i spuszcza wzrok na podłogę.
Dotykam dłonią jego ramienia, chcąc mu pomóc. Nie reaguje na to. Mimowolnie przysuwam się do niego i kładę dłonie na jego policzkach, próbując zmusić go do spojrzenia w moją stronę. Spogląda na mnie spode łba, a ja czuję, że doświadczam... Czego? Chyba deja vu.

- Możemy pogadać? - pyta mnie z powagą na twarzy, podczas gdy śmieję się z żartu Erika. Kiwam głową, a on prowadzi mnie na ubocze.
- Co? - pytam go, krzyżując ręce na piersi.
- Mieliśmy się wczoraj spotkać. - przypomina mi. Jest poważny, a to zdarza się bardzo rzadko. - Pamiętasz?
- Pamiętam. - odpowiadam powoli, czując lekkie rumieńce na twarzy. Dlaczego? Bo zapomniałam o tym.
- I co? Wszystko w porządku?
- No nie do końca. - mówię nieśmiało. Gdy mówi takim tonen, czuję jakbym dostawała naganę od rodzica.
- Masz rację, Caroline. Nie do końca. - zgadza się ze mną. - Zamierzasz coś z tym zrobić? - milczę. - Czy nadal chcesz wystawiać swojego przyjaciela?
- Nie wystawiam cię! - wyrywam się, choć moje słowa to kłamstwo. Po raz kolejny stawiam Erika nad Andreasem. Moje rumieńce nabierają kolorów.
- Widzisz? Jeszcze kłamiesz. - wzdycha, zawieszając wzrok na czymś w oddali. - Pomyślałaś może jak się czuję, gdy czekam na ciebie jak głupek, a ty nie przychodzisz, bo jesteś z Durmem?
- On ma imię. - cedzę przez zęby. Nienawidzę, gdy mówi po nazwisku na blondyna. - A poza tym, jak nie zauważyłeś, przez ostatnie lata byłam zawsze!
- Czy ty naprawdę nie zauważasz kto jest głównym powodem? - pyta z irytacją.
- Proszę bardzo! Oświeć mnie!
- Osoba, która właśnie zagaduje Claudię i na ciebie czeka. - odwracam głowę w kierunku Durma. Rzeczywiście. Na wesoło rozmawia z największym plastikiem w szkole. Widzę jak dziewczyna się do niego przymila. To tylko zmaga moją irytację.
- Wszystko na niego zwalasz! A może to wina leży po twojej stronie? Może już nie chcę, abyś był moim przyjacielem, któremu nie pasuje mój chłopak? Nie chcę takiego przyjaciela, słyszysz? - niemal wykrzykuję to, co zbierało mi się od samego początku i od razu tego żałuję.
- Widzę, że to już na poważnie. - uśmiecha się lekko, odwraca się do mnie plecami i odchodzi ode mnie. Mój przyjaciel mnie zostawia i to przeze mnie.
Nie zastanawiając się długo biegnę za nim, bo szybko idze. Nie obchodzi mnie Erik, ani Claudia, tylko Andreas. Jedna z najważniejsza dla mnie osób. Nie mogę go stracić.
- Andreas! - mówię, zrównując się z nim. Ignoruje mnie. - Wellinger, do cholery! - krzyczę na niego, a wtedy staje. Przed ruszeniem dalej obdarza mnie jednym, krótkim spojrzeniem.

Tym samym co teraz.
Jak oparzona odrywam dłonie od jego twarzy. Patrzę przerażona na niego, a w myślach na tego z wspomnień.
Zraniłam go. Wtedy i dziś. Dziś zadałam mu ból wspomnieniami. Napewno przypomniał sobie o naszej kłótni, która z pewnością sprawiła mu ból jak mi. Najchętniej wymazałabym ją z pamięci, a najlepiej wogóle nie przypominała sobie o tym. Ale od przeszłości nie da się uciec. A nawet jeśli, to tylko chwilowo.
- Caro? - słyszę zachrypnięty głos Andreasa. Patrzę na niego z bólem i po prostu wtulam się w niego.
- Przepraszam Andi. - szepczę mu do ucha. - Za dziś i za tą kłótnię. Przepraszam.
Odsuwa mnie od siebie, trzymając za ramiona. Spogląda na mnie uważnie i oznajmia:
- Nie musisz przepraszać. - nie daje mi wejść w słowo. - Już dawno ci wybaczyłem.
- Źle się z tym czuję. - przyznaję, ponownie się do niego przytulając.
- Ja też. Byłem cholernie zazdrosny o ciebie. Nie umiałem się pogodzić, że nie jesteś już moją małą Caroline. Więc ja też cię przepraszam. - mówi, obejmując mnie ramionami.
- Oh, Andi. - śmieję się cicho. - Ty mój mały zazdrośniku.
- Najgorsze, że nadal jestem o ciebie zazdrosny. - oznajmia cicho, a ja przestaję się śmiać, bo nie wiem co to oznacza.
Nie mam jednak czasu się o to zapytać, bo słyszymy głosy moich rodziców. Oboje się zrywamy chowając wszystko pod łóżko. Otwieram na oścież okno, a Andreas pospiesznie przez nie przechodzi, wchodząc na tą samą gałąź. Z lękiem obserwuję jak przemieszcza się po niej. Serce bije mi szybko, o mało nie wyskakuje z piersi. Denerwuję się tym bardziej niż wcześniej.
Gdy Wellinger jest w połowie, widzę jak gałąź niebezpiecznie się kołysze. Nie mam jednak czasu poinformować o tym Wellingera. A nawet gdybym miała, to nic nie mógłby zrobić. Nie zmienia to faktu, że nie mam ani jednej chwili na poinformowanie chłopaka o tym fakcie, choć bym chciała. Przynajmniej czułabym, że coś zrobiłam.
Zamiast tego czuję cholerne poczucie winy, strach, przerażenie i wiele innych emocji, których nie mogę nazwać, gdy gałąź się łamie, a skoczek spada z ponad sześciu metrów na ziemię.
Czuję jak moje serce na moment zamiera.

Wróciłam z zaświatów!

No może nie z zaświatów, a z Madrytu, ale i tak tysiące kilometrów od Polski. Brak czasu spowodował na dodatek, że nie czytałam, a tymbardziej nie komentowałam waszych blogów, za co PRZEPRASZAM i obiecuję, że nadrobię te zaległości.

We wtorek chyba po raz pierwszy Erik i Andreas byli razem w jednym miejscu i od razu górą była Borussia (Erik) a nie Bayern (Andi). Więc wprowadziłam równowagę i dzisiaj więcej Andreasa, choć częściej niż w poprzednim rozdziale postać Durma. Enjoy!


PS Berlin, wir kommen!