Menu

wtorek, 1 września 2015

Wspomnienie piętnaste

Gdy wchodzę do mieszkania i zamykam drzwi, zauważam Erika. Widzę jego zmartwioną minę. No tak. Nie wróciłam do domu z nim, tylko pojechałam do parku i siedziałam tam dwie godziny. Rzeczywiście są powody do zmartwienia.
Tyle że co ja poradzę, że tęsknię za Andreasem? Myślę o nim i jedyne o czym teraz pragnę, to go teraz zobaczyć. Jednak to niemożliwe, bo treningi mi to nie umożliwiają. Zresztą napewno Erik by tego nie chciał.
- Co się dzieje? - pyta mnie blondyn, podchodząc do mnie. Czuję zapach jego perfum, który zawsze mnie zniewala, ale nie dzisiaj. Opuszczam głowę na dół, nie chcąc mówić prawdy. - Caroline. - wymawia moje imię stanowczym głosem, zmuszając mnie, abym na niego spojrzała. Chyba widzi przerażenie w moich oczach, bo przytula mnie do siebie i prowadzi na kanapę, na której siadamy. - Możesz mi wszystko powiedzieć, co cię martwi. - szepcze mi do ucha, nie wypuszczając z objęć. Jest tak dobrze, a mi nadal go brakuje. Co jest ze mną nie tak?
- Tęsknię. - mówię cicho, odsuwając się od Durma. Patrzy na mnie na początku ze zdziwioną miną, ale gdy rozumie, jego twarz staje się smutniejsza, choć próbuje to ukryć. Moje oczy zachodzą łzami, widząc ten obrazek. - Przepraszam. - szepczę.
- Nie przepraszaj. - przerywa mi szybko. Uśmiecha się tak, jak lubię, wywołując na mojej twarzy lekki uśmiech. - Ani nie płacz. - dodaje z udawaną naganą, na co się śmieję. - Jutro pojedziemy do Monachium. - oznajmia, lekko się uśmiechając. - Do Andiego. Mieszka teraz tam. - wyjaśnia, widząc moją zaskoczoną minę.
- Nie gniewasz się?
- Oczywiście, że nie, głuptasie. - parska Erik śmiechem. - W końcu jest twoim przyjacielem, niezależnie od tego, co było.  - mówi z uśmiechem i całuje mnie w czoło. - No, idę nas jutro zwolnić. - mówi, po czym bierze telefon i wychodzi do sąsiedniego pokoju. Zostaję sama.
Nadal nie mogę uwierzyć, że go zobaczę. Ponownie będę mogła przytulić Andiego. I to wszystko za zgodą Erika. Mojego chłopaka, który chyba w końcu zaakceptował, że Andreas na zawsze będzie w moim sercu. Jak mogłabym zapomnieć o moim przyjacielu? Zraniłam go, ale chcę go zobaczyć, nawet jeśli nie będzie mnie chciał widzieć. Rzucę mu się na szyję, przytulę i odwzajemnie jego uśmiech. Mój mały Andi z wspomnień znowu odżyje.

Nazajutrz z samego rana jesteśmy w aucie z Erikiem w drodze do stolicy Bawarii. Udało nam się wziąć wolne na jeden dzień, aby spotkać Andreasa. Nie wiem, czy Durm go informował o naszym przyjeździe, ale miło byłoby zrobić mu niespodziankę. Mogę sobie wyobrazić zaskoczenie na jego twarzy, ale nie wiem, czy byłoby one pozytywne czy negatywne. Jednak za parę godzin się przekonam, czy nadal pamięta o mnie.
- Jak się czujesz? - pyta nagle Erik, zerkając na mnie przelotnie.
- Podekscytowana i zniecierpliwiona. - odpowiadam szczerze, bo tak jest. Minuty się dłużą, podróż wydaje się trwać wieczność, a jej końca nie widać.
- Nie mówiłem Andiemu, że przyjedziemy, bo pomyślałem, że będziesz chciała zrobić mu niespodziankę.
- Czytasz mi w myślach. - całuję go w policzek i szepczę nu do ucha "Kocham Cię". Kąciki jego ust się delikatnie unoszą, ale ja wiem, co mu chodzi po głowie. W innej sytuacji pozwoliłabym mu się zatrzymać i zrobić to, o czym teraz myśli, ale każda minuta jazdy nas przybliża do celu. Do Wellingera.
Po kilku godzinach jazdy na autostradzie, zauważam tablicę, informującą o skręcie na Monachium. Moje dotychczas senne oczy robią się jak dwa spodki.
- To tutaj! - mówię dość głośno, na co Durm patrzy się na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Spuszczam wzrok na swoje nogi, a po chwili przenoszę go na jezdnię. Zjeżdżamy z autostrady kierujemy się na stolicę Bawarii.
Z każdym kilometrem mniej na GPS-IE, rośnie mój uśmiech na twarzy. Z uwagą oglądam krajobrazy wokół mnie, wpatrując już domu Wellingera, choć wiem, że go tu nie ma.
Gdy w końcu mijamy tabliczkę z napisem "Monachium", otwieram okno, wychylam przez nie głowę i chłonę widoki budynków przede mną. Widzę pierwszych mieszkańców, którzy pędzą przed siebie nawet nie oglądając się za siebie. Są pochłonięci swoimi problemami, aby zwrócić uwagę na otaczające ich piękno. Nie słyszą ćwierkania ptaków, bo są pochłonięci rozmową przez telefon lub słuchają muzyki.
Zanim jednak zdążam podzielić się swoją uwagą z Erikiem, skręcamy w prawo, kierując się na nowoczesne wieżowce. Domyślam się, że tam w którymś z tych budynków, zapewne w kawalerce, mieszka Andi. Kompletnie zapominam o tych ludziach, skupiona na drodze do mieszkania Wellingera.
- Jeszcze parę minut i już będziemy. - pociesza mnie Durm, gdy trafiamy na korek.
- Ważne, że blisko. - uśmiecham się delikatnie do chłopaka.
- Mhm. - potakuje mi, ale myślami jest już gdzie indziej. Patrzę na niego i zauważam jak po chwili się uśmiecha. - Wiesz, jak już wrócimy to może dokończymy to, co zaczęliśmy?
- Hmm... - udaję, że się zastanawiam, ale oboje znamy odpowiedź. - Pomyślę nad twoją propozycją. - gdy zerka na mnie, puszczam mu oczko. - No jedź! - parskam śmiechem, gdy patrzy na mnie, a samochody ruszyły dalej.
- Dobra, dobra. - mruczy i skupia się ponownie na drodze. Do końca drogi nie patrzy więcej na mnie.
Po kilkunastu minutach jesteśmy pod jednym z wieżowców, szukając wolnego miejsca na parkingu. Gdy go w końcu znajdujemy, od razu wysiadam z samochodu i kieruję się do wejścia. Jednak w połowie drogi się zatrzymuję i wracam do mojego chłopaka.
- Jaki numer?
Cicho się śmieje, ale odpowiada i dodaje:
- Ja zaraz dołączę do ciebie, tylko skoczę do sklepu po gumę, okay? - Erik nigdy się nie rozstaje z gumą do żucia, a jeśli już, to tymczasowo.
- Okay. - odpowiadam i całuję go w usta. Przytrzymuje mnie na chwilę i puszcza. On idzie do pobliskiego sklepu, a ja do windy.
Znajdując się w niej naciskam odpowiedni przycisk i czekam, patrząc na ekran pokazujący piętra. Po chwili drzwi się otwierają się otwierają, a ja staję na białej posadzce. Widzę przed sobą szereg drzwi, ale nie muszę się zastanawiać, do których mam zadzwonić. Naciskam dzwonek i czekam, rozglądając się dookoła. Po chwili drzwi się otwierają, a czas staje w miejscu.
Zamiast uśmiechu na twarzy, pojawia się zaskoczenie. Zamiast się przywitać, milczę. Zamiast rzucić się na jego szyję, przeczesuję nerwowo ręką włosy. Czemu wszystko jest nie tak?
- Cześć. - odzywa się, a na jej twarzy mający się złośliwy uśmieszek.
- Co ty tu robisz? - pytam, próbując nie zdradzać emocji, ale głos mi drży na końcu.
- Cóż, zastępuję ciebie. Zostawiłaś Andiego, więc zajęłam twoje miejsce. - oznajmia z jadem, po czym robi smutną minę. - Chyba się nie gniewasz?
- Dlaczego się nie odzywałaś? - zmieniam temat, czując jak zaciskam dłonie w pięści.
- Cóż, wiedziałam, że Andreas robił sobie nadzieję, że będzie z tobą, ale historia lubi się powtarzać, czyż nie? W tym czasie ja się odsunęłam w cień czekając na odpowiedni moment, a potem pojawiłam się, aby zrozpaczony Andi mnie zechciał.
- Przyjaźniłaś się ze mną, aby być bliżej Wellingera? - szepczę z niedowierzaniem, choć nie muszę znać odpowiedzi.
- Inaczej się nie dało. - wzrusza ramionami.
- Nie wierzę ci, Lisa. Nie wierzę, że Andreas jest głupi, aby wybrać ciebie. - mówię pewna siebie, na co blondynka się kpiąco uśmiecha.
Wszystko jest w porządku do momentu, gdy nie słyszę głosu Andreasa, który kaleczy moje serce:
- Kochanie, kto to?
Widzę jak zbliża się do drzwi, a moje serce przyspiesza. Szybko odchodzę, aby mnie nie zauważył, ale i tak mnie poznaje. Widzę jego spojrzenie - pełne zaskoczenia, przerażenia.
- Caroline!
Podbiegam do windy i wciskam guzik, ale jest parę pięter niżej, więc nie mam wyjścia. Patrzę szybko na biegnącego za mną Wellingera i zbiegam po schodach.
- Stój!
Ignoruję go, pokonując coraz szybciej stopnie dzielące mnie do drzwi. Z każdym krokiem jego wołania cichną, aż w końcu całkowicie zanikają.
Znajdując się na parterze, opieram się o pobliską ścianę i zamykam oczy, dając upust emocjom. Łzy spływają po moich policzkach i nie mam siły, aby je powstrzymać.
Dlaczego dopiero teraz dostrzegłam, że Lisa jest tak fałszywą osobą? Znałam ją od dziecka, a dopiero teraz pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Wykorzystywała mnie do swoich celów. Pamiętam jak przy Andreasie mówiła różne zdania, które miały drugie dno, ale zawsze myślałam, że droczy się z nim. Jednak od zawsze próbowała osiągnąć to, co teraz ma.
Jak mogłam tego nie zauważyć? Czy aż tak bardzo byłam skupiona na sobie? Zawsze Lisa była obecna w moim życiu. Pamiętam jak na jej osiemnastkę upiłyśmy się do nieprzytomności. Andi potem się z nas śmiał, że mamy słabe głowy, ale prawda jest taka, że padł przed nami.
I to jest kluczem do całej zagadki.

Biorę kolejną butelkę taniego piwa do ręki i przykładam do ust. Nie liczę ich już, bo jest ich za dużo. Walają się po całym domu. W kącie dostrzegam leżącego Wellingera. Opiera się plecami o ścianę z butelką w ręce i otwartymi ustami.
- Andi już padł. - informuję moją przyjaciółkę, upijając kolejny łyk alkoholu.
Patrzy w jego kierunku i lekko się uśmiecha.
- Słodko śpi.
- Być może. - parskam śmiechem.
- I tak nie będziesz tego pamiętać, ani ja.
- Pewnie nie, ale zrobiłabym zdjęcie, tylko nie wiem, gdzie jest telefon. - rozglądam się na boki, ale mojego telefonu brak. Wzruszam ramionami.
- Wiesz, podoba mi się. - wyznaje po chwili Lisa.
- Kto? - pytam, początkowo nie rozumiejąc.
- Wellinger.
- Aaa.
- Ładny jest.
- No w sumie. - nigdy nie myślałam nad tym, czy mój przyjaciel jest ładny. Był pp prostu Andim.
- Kiedyś będzie mój i... - zaczyna moja przyjaciółka, wywołując u mnie śmiech, ale po chwili odpływa.
Ja też to robię kilka minut po niej.

Czuję, że przestałam płakać. Nie czuję już nawet zapachu farby, który było czuć w wieżowcu. Wokół mnie unosi się dobrze znany mi zapach. Zapach Erika.
Otwieram oczy i widzę jego bluzę. Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że mnie tuli do siebie. Czuję, że zaraz znowu się rozpłaczę.
- Co się stało? - szepcze mi blondyn do ucha.
- Nic. - odpowiadam, kręcąc lekko głową. Mówię prawdę. Nie jestem już obecna w życiu mojego przyjaciela, więc może podejmować jakiekolwiek decyzje.
- Widzę przecież. - odsuwa mnie od siebie i patrzy na mnie uważnie. Wiem, że widzi moje zaczerwienione oczy od płaczu i jeszcze wilgotne od płaczu policzki. - Andreas, tak?
- Nie! - zaprzeczam szybko, ale wiadomo, że o niego chodzi. O kogo innego mogłoby?
- Wiedziałem, że ten wyjazd to zły pomysł. - wzdycha blondyn, przejeżdżając kciukiem po moim policzku i całując mnie delikatnie. Wiem, że chce mi pomóc, ale czuję się jeszcze gorzej. - Pogadam z nim i...
- Nie! - przerywa mu szybko. Patrzy na mnie uważnie. - Nie rób tego. Nie ma sensu.
- Na pewno?
- Na pewno.
Ale jednak wolałabym, gdyby poszedł i przyprowadził mi go, aby wszystko było jak dawniej, aby wszyscy byli dziećmi, a nie dorosłymi ludźmi, podejmującymi czasami dziwne i niezrozumiałe decyzje.
Ale nie się cofnąć czasu, a tymbardziej żyć przeszłością. Przede mną rozciąga się przyszłość i tylko ode mnie zależy, jakimi ścieżkami podąża.

I co powiecie na to? Czy Caroline słusznie postąpiła, odwiedzając Andreasa, czy lepiej było o nim zapomnieć?

Po części rozdział wzięty z mojego marnego życia i jeśli ktoś z was nie spotkał fałszywych przyjaciół, to doceńcie tych prawdziwych.

Rok szkolny czas zacząć! Kto z was odlicza już do wakacji jak ja? Mam nadzieję, że ten rok minie wam szybko i bez żadnych przykrych niespodzianek.
A tymczasem ja się już oddaję w wir nauki.


@mrswellinger

PS znowu zawaliłam
PS 2 Zapomniałam napisać, że to przedostatni rozdział.

piątek, 21 sierpnia 2015

Wspomnienie czternaste

Słyszę znienawidzony przez mnie dźwięk budzika. I choć minął miesiąc, ja nadal nie mogę się do niego przyzwyczaić. Za każdym razem mam ochotę go rozwalić, aby nigdy więcej tak nie pikał. Kiedyś mi przypominał o szkole, a teraz o pracy.
Wstaję po pięciu minutach, nakładając szlafrok i kieruję się do łazienki. Staję naprzeciw lustra i lustruję wzrokiem swoje odbicie. Zmierzwione przez sen włosy, zaspane oczy i usta wykrzywione w lekkim uśmiechu. Przypominam sobie szczegóły wczorajszej nocy i od razu robię się weselsza.
Przemywam twarz wodą, aby się obudzić i kieruję się do kuchni. Otulam się szczelniej na widok blondyna w samych bokserkach. Stoi tyłem do mnie, przez co mogę podziwiać jego umięśnione plecy. Podchodzę do niego i obejmuję go w pasie, wtulając się w niego.
- Jak się spało? - odwraca się do mnie i kładzie mi ręce na biodrach.
Kładę swoje dłonie na jego torsie i sunę po nim palcami, robiąc różne wzory.
- Krótko. - odpowiadam, uśmiechając się lekko. - A tobie?
- Też. - rzuca i całuje mnie przelotnie.
Staram się jak najwięcej z tego pocałunku wyciągnąć, ale przerywa go, odwracając się z powrotem tyłem.
- Cholera. - klnie, a ja czuję smród. - Znowu spaliłem te jajka!
Śmieję się cicho, podchodząc do niego i zajmując jego miejsce.
- Zostaw to mi. - polecam mu, a on posłusznie siada i przygląda mi się. Zeskrobuję spaloną jajecznicę i robię następną. Cały czas czuję sobie jego wzrok na sobie.
- Nie uważasz, że za gorąco jest na szlafrok? - pyta ironicznie.
- Wybacz, nie miałam nic innego pod ręką, a goła nie chciałam paradować przed tobą. - odpowiadam, nie odwracając się, choć czuję, że jest tuż przy mnie. - Nie zamierzam spalić drugiej jajecznicy. - informuję go, gdy oplata mnie rękoma i składa pocałunki na mojej szyi.
- Przecież już kończysz. - zauważa.
- Nie, jeśli mnie rozpraszasz.
- To czekam. - odpuszcza, lekko się ode mnie odsuwając. Umożliwia mi dokończenie smażenia i nałożenia na talerze jedzenia. Nieśpiesznie nakładam jajka na talerz wiedząc, jak bardzo go tym zirytuję. Uśmiecham się złośliwie pod nosem tak, aby tego nie zobaczył.
Wyczuwa jednak, że to robię, bo nie zdążam umyć talerza, gdy wpija się w moje usta. Łapie mnie w pasie, a ja prawie uderzam głową o szafki od jego nacisku, ale nie przeszkadza mi to. Wieszam mu się na szyi, odwzajemniając pocałunek. Unosi mnie i usadawia na blacie, co pozwala mi opleść go nogami. Czuję, że coraz bardziej napiera na moje usta. Wiem, że oboje musimy iść na trening. Jednak komu zaszkodzi chwila słabości?
Szkodzi nam, co rozumiem dopiero wtedy, gdy lądujemy razem na łóżku. Nie przestajemy się całować, a mój szlafrok zostaje rzucony na ziemię, tak jak jego spodenki. Znowu jest ten sam scenariusz co w nocy. I wiem, że jeśli tego nie przerwiemy, spóźniony się oboje. I na nic będą nasze wymówki o korkach. Każdy będzie wiedział, że nie przez to jesteśmy spóźnieni. Szczególnie jak przyjdziemy razem.
- Spóźnimy się. - szepcze, a blondyn całuje mnie, aby mnie rozproszyć. Jestem jednak nieugięta. - Znowu.
- No i? - odpowiada zniecierpliwiony, odrywając się ode mnie. Gdy nie widzi mojej odpowiedzi, swoje usta przenosi na moją szyję. 
- Erik. - jęczę do niego, przymykając z rozkoszy oczy. Jak bardzo chciałabym zostać i znowu poczuć to, ale nie mogę. - Musimy się zbierać. - całą resztą mojej silnej woli odpycha go od siebie.
- No niech będzie. - uśmiecha się i ostatni raz mnie całuje w usta. Podnosi się z łóżka, pomagając mi wstać. Ląduję w jego ramionach całkiem naga. - To jeszcze nie koniec. - oznajmia przejeżdżając kciukiem po moich ustach. Kiwam twierdząco głową, a wtedy mnie puszcza i idziemy zjeść naszą zimną jajecznicę, trzymając się za ręce.

Na hali, jak i w drodze na nią czuję się dziwnie. Mam taką pustkę w środku, którą mam, kiedy nie jem nic od kilku godzin, a przecież jadłam niedawno. Wyglądam przez okno i widzę biegających piłkarzy, w tym Durma, ale nawet on nie sprawia, że to dziwne uczucie znika. 
- Schiller, skup się! - słyszę głos trenera i wracam do rzeczywistości. Biorę do ręki piłkę i dołączam do koleżanek, które już są dalej niż ja.
Nawet skupienie się na treningu nie zabija tej pustki. Picie wody też niczego nie zmienia. Muszę z nią ćwiczyć i przypominać sobie o niej za każdym razem, gdy się ruszam. Co jest nie tak?
Mam u boku Erika, mieszkam w Dortmundzie, robię to, co kocham. Od paru miesięcy jestem szczęśliwa. Co może być złego w moim szczęściu?
Andi. To imię mnie dopada i nie chce opuścić. Andreas. Mój przyjaciel, który mnie kocha. A ja? Jestem setki kilometrów od niego.
Od tamtego wieczoru, gdy mu oznajmiłam, że to nie jego wybieram, zgasł. Nie jak żar w ognisku, powoli, ale jak płomyk, szybko. Widziałam na jego twarzy milion emocji w ciągu jednej sekundy. Ale były negatywne. Nie wiedziałam, czy mnie nienawidzi, a bałam się o to spytać. Zamiast tego uciekłam jak tchórz. Przez cały wieczór miałam ta scenę w pamięci,  a potem wyrzuciłam ją z mojego umysłu. Czemu to teraz powraca do mnie?
Wiedział, że mogę go zranić. Wiedział, że mogę wybrać tylko jednego. Wiedział, że to tak się może skończyć, a pomimo to nadal czujęsię winna i mam ochotę wrócić do niego, usiąść obok niego, przytulić go i wyszeptać ciche "Wszystko będzie dobrze".
Ale jestem tu, w Dortmundzie, a Ruhpolding juz dawno powinien odejść w zapomnienie. Powinnam skupić się na teraźniejszości, wrócić do składu, wkładać jak najwięcej w drużynę, cieszyć się ze związku z Durmem, żyć chwilą.
A jednak Wellinger siedzi mi w głowie i nie chce wyjść. Przypominam sobie, jak specjalnie mnie irytował lub jak szantażował mnie. Andreas często dostawał ode mnie to, czego chciał. Nie potrafiłam się na niego często wkurzać lub po prostu nie chciałam. Pasowało mi to, że jest blisko i zawsze mogę do niego podejść. Teraz tego nie mam i nie ukrywam, że mi tego brakuje.
Mam oczywiście koleżanki z drużyny, ale wiem, że nie zastąpią mi one blondyna. Nie potrafiły mnie rozbawić jak Andi. Nie potrafiły być takie przekonywujące, gdy czegoś chciały, jak Andi. Nie były Andim.
Mam jedną przyjaciółkę, której nie widziałam od miesięcy jakby była ze mną tylko w sytuacjach kryzysowych. Dowiedziałam się, że była w Borussii Dortmund do zeszłego miesiąca, a potem przeniosła się do Monachium. Nie rozumiałam jej decyzji, jakby ode mnie uciekała. Więc czy nadal jest moja przyjaciółką?
Czuję jak dostaję piłką w głowę i zdezorientowana upadam. Znowu zatonęłam w swoich myślach i nie zauważyłam podania koleżanki. Nie jest dobrze. Andi, potrzebuję ciebie!

Po skończonym treningu i zobaczeniu niezadowolonej miny trenera, jestem wolna. Biorę torbę treningową i uciekam z ośrodka treningowego. Wysyłam smsa do Erika, że muszę coś załatwić i zamawiam taksówkę. Podaję mu adres i ruszamy.
Podróż zajmuje kwadrans, ale według mnie trwa godzinę. Czas niemiłosiernie mi się dłuży. Próbuję go zabić patrzeniem się w chmury, ale to nie pomaga.
Czuję ulgę, gdy staję nogą na trawie parku. Słyszę szelest liści wywołany delikatnymi podmuchami wiatru. Widzę bawiące się dzieci i rozmawiających na ławkach dorosłych. Sama siadam na pobliskiej ławeczce. Przypatrując się temu obrazkowi, czuję spokój. 
Przypominam sobie park w Ruhpolding, do którego zawsze chodziliśmy z Wellim. Było to nasze miejsce. Poznaliśmy się tam i tam spędzaliśmy większość naszego czasu. Choć ten w Dortmundzie za bardzo nie przypominał tamtego, to sam obrazek tej sielanka przypomniał mi o nim.

- Ciemno już się robi. - zauważam, ciągle siedząc w piaskownicy. 
- Bujasz. - odpowiada Andreas, machać ręką na moją uwagę. - Zresztą masz sweterek u mamy.
- Mam, ale jak pójdę stąd to mi zniszczysz zamek jak Lisie. - oznajmiam, krzyżując ręce. 
- Lisie tak, ale nie tobie. - wyznaje, co zaskakuje mnie na moment. - Jej nie lubię. A ciebie tak.
Milczę przez chwilę, wpatrując się w jego błękitne tęczówki. Po chwili się szeroko uśmiecham.
- Ja w sumie też cię lubię.
Odwzajemnia mój uśmiech i łapie mnie za rękę. 
- Chodź. - prosi, a ja nie odmawiam mu. Nawet nie odczuwam zimna. Jedyne, co odczuwam to ciekawość. 
Andi prowadzi mnie na koniec parku, gdzie znajduje się górka, na którą wchodzimy. Widok stąd jest świetny, więc przez chwilę podziwiam widoki, a potem odwracam się do chłopaka. Nie zauważam go na początku, bo leży na ziemi. Patrzę na niego z politowaniem.
- Co ty robisz?! - pytam poirytowana. Mam na sobie żółtą sukienkę, którą mamusia kupiła mi tydzień temu. 
- Leżę i wpatruję się w niebo. - odpowiada natychmiast. W pierwszej chwili mam ochotę odejść, bo to głupi pomysł, ale ostatecznie zostaję i kładę się obok niego.
- Głupi jesteś. - mówię do niego, a on się uśmiecha. 
Milczymy, patrząc na z każdą minutę ciemniejsze niebo. 
- Jesteśmy teraz przyjaciółmi? - pyta się mnie po dłuższej chwili. Odwracam głowę w jego kierunku i zauważam, że też mnie obserwuje. 
- Chyba tak.
- A zostaniemy przyjaciółmi na zawsze? - zadaje kolejne pytanie tego wieczoru, nie spuszczając mnie z oczu.
- Tak. - odpowiadam szczerze, bo tego chcę. Czuję, że będziemy się bardzo długo przyjaźnić.
- Na paluszka? - przysuwa swoją dłoń do mojej.
Bez zastanowienia łapię jego mały palec swoim.
- Na paluszka. - przyrzekam. 

Przez to wspomnienie czuję się jeszcze gorzej. Zawiodłam go. Rozczarowała małego Andiego, który chciał tylko mojej przyjaźni. A ja ją zniszczyłam. Tak bardzo chciałabym wrócić do czasów beztroskiego dzieciństwa, gdzie wszystko było takie proste.
A teraz wszystko się komplikuje, bo wcale nie wiem, czy to poczucie winy z powodu zerwanej przyjaźni czy że złego wyboru. 

Zaskoczone wyborem Caroline, czy nie? Słusznie wybrała? Czekam na wasze opinie.
Jezu, to jest takie słabe, że nie warto zaglądać. A ja znowu zawaliłam. Miał być rozdział tydzień temu, ale telefon mi się zepsuł, a przez to, że nie potrafię pisać na komputerze dopiero teraz mogę napisać ten rozdział. 
Gdy zobaczyłam te 16 komentarzy to aż mnie zatkało. Dosłownie. Nie zasługiwałam na to, bo dodałam tak późno rozdział. Dziękuję!
A tak na koniec to mam do was małe pytanko do wszystkich. Czy znacie jakieś dość popularne i aktywne grupy na Facebooku związane ze skokami? Jeśli nie komentujcie opowiadania, a znacie to wystarczy tylko komentarz z nazwą lub linkiem grupy.

See ya,
@mrswellinger

piątek, 7 sierpnia 2015

Wspomnienie trzynaste

Słysząc pukanie do drzwi swojego pokoju, przyciskam poduszkę mocniej do głowy.
- Andreas do ciebie przyszedł. - oznajmia tata. - Trzeci raz musiałem go spławiać. - dodaje, nie widząc żadnej reakcji.
Po chwili czuję, jak ugina się łożko i siada na nim mój ojciec. Doskonale wie, że nie chcę o tym rozmawiać, ale nadal napiera. Milczę, licząc na to, że pójdzie ode mnie i zostawi mnie samą ze swoimi myślami.
- Co się stało, kochanie?
Mogłam się tego spodziewać.
- Nic. - mruczę spod poduszki.
- Gdyby nic się nie stało, to byś teraz była z Andim lub z Eri... - urywa nagle, a ja wiem, że właśnie zrozumiał mój problem. - Nie lubią się, prawda?
Blisko, tato.
- Mhm. - odpowiadam, usiłując dać mu do zrozumienia, że chcę zostać sama. W końcu to zauważa.
- Nadal mam z mamą ich spławiać? - pyta dla pewności. Unoszę głowę w jego kierunku i przytakuję mu. - Uśmiech, proszę, w takim razie. - żąda, a ja się wysilam na lekki uśmiech. - Szczery. - dodaje, dźgając mnie palcem w brzuch, przez co prawdziwie się uśmiecham. Odwzajemnia gest i wychodzi, a ja słyszę żądaną ciszę.
Jednak ona niewiele daje, a sprawia, że wszystkie myśli wokół blondynów stają się głośniejsze. I to jest najgorsze. Choć ciągle o nich myślisz, twój umysł daje jeszcze bardziej o nich znać, a ty nie wiesz nic. Kogo wolisz, z kim chcesz spędzać swój wolny czas, kogo kochasz jak brata, a kogo jak chłopaka. A wcale nie znasz na nie odpowiedzi.
Dlatego siedzę od wczoraj w swoim łóżku, wychodząc tylko na posiłki z pokoju i myślę. Myślę chyba najintensywniej w życiu i powoli mnie to wykańcza. Nawet pisanie matury z niemieckiego nie było tak trudne jak to. I choć to się wydaje prostsze, bo mam trzy opcje wyboru, to wcale tak nie jest.
Gdy wybiorę jednego, drugiego stracę, ale jeśli nikogo nie wybiorę, napięta atmosfera będzie trwała i będę nadużywać ich obecności, aż w końcu nie wytrzymają i odejdą, więc ta opcja odpada. Nie potrafiłabym z nich obu zrezygnować, ale też nie mogę ich ranić.
Wiem jednak, że wybierając jednego, zranię drugiego, ale jednak to jest w jakimś sensie lepsze niż ranienie obu. Ale obie opcje mnie bolą, ściskają za serce i nie pozwalają mi podjąć decyzji. A muszę ją podjąć.
Otwieram okno, aby wywietrzyć nie tylko pokój, ale też moje, kotłujące się w głowie, myśli. Muszę oczyścić z nich umysł i zacząć od nowa moje rozważania.
Wpatruję się w drzewo i przypominam próby wejścia Andiego do mojego pokoju. Pamiętam również jak spadł z niego, ale to wspomnienie jest nieporównywalne z tym radosnym. Zaraz po tym obrazie pojawia się widok nas siedzących pod drzewem w parku tuż przed telefonem Erika. Byłam wtedy szczęśliwa i wiedziałam, że on też.
Przypominam sobie moje odczucia, gdy go pocałowałam. Co mną kierowało? Dlaczego byłam o niego zazdrosna? Wiedziałam przecież, że Andi nie będzie wiecznym singlem, bo napewno niejedna dziewczyna ma przyspieszone bicie serca na jego widok. Dlaczego zareagowałam tak agresywnie na widok śliniącej się Andrei? Przecież nie mogłam się zakochać w przyjacielu.
O matko.
Zakochałam się w Andreasie Wellingerze, w moim przyjacielu.
Czemu tak późno się zorientowałam?
Pomimo, że darzę go takim, a nie innym uczuciem, pozostaje jeszcze Erik. Ten blondyn, o hipnotyzujących tęczówkach, który mnie okłamał w szpitalu. Natomiast jego usta, gdy mnie całowały, nie oszukiwały. Nadal coś do mnie czuł, nawet jeśli mnie nie odwiedzał. Ciągle pamiętałam jego usta, pomimo że nie czułam ich od tamtego razu.
I choć wiem, że coś przede mną ukrywa, to jestem również w nim zakochana. Mogłam to poznać od razu, kiedy po raz pierwszy go zobaczyłam. To, w jaki sposób na mnie patrzył, mówił, zachowywał się zapadło mi głęboko w pamięć. Wiem, że go kochałam, ale pamiętam również, że mnie zranił.
Jestem gotowa znowu zaryzykować?
Siadam na łożku, zastanawiając się nad wyborem. Czuję się, jak w jakiejś telenoweli, gdzie miliony widzów śledzi losy rozkapryszonej bohaterki, która musi wybrać pomiędzy jednym a drugim mężczyzną, a na koniec wybiera tego bogatszego i cały wątek miłosny zostaje zrujnowany. Zwykle się śmiałam z Wellim z tych seriali, ale teraz, gdy jestem w podobnej sytuacji, to już nie jest śmieszne.
Nie mogę dłużej siedzieć w miejscu, więc schodzę na dół i upewniając się, że nie ma żadnego z blondynów w pobliżu, wychodzę na zewnątrz. Kieruję się do garażu, szukając jakiegoś zajęcia i napotykam piłkę do ręcznej. Przypominam sobie, jak trenowałam na sali gimnastycznej i postanawiam to powtórzyć.
Tak zaczynają się moje treningi, aby wrócić do formy i ponownie zagrać. Uświadamiam to sobie, gdy kozłuję i rzucam piłką. Ponownie zakochuję się w tym sporcie, pomimo że jeszcze nie zagrałam meczu. Wyobrażam siebie, stojącą na parkiecie wraz z resztą drużyny, która otacza trenera, udzielającego ostatnich rad.
Po godzinie intensywnych ćwiczeń, czuję jak moje mięśnie odmawiają mi posłuszeństwa. Jednak mnie to cieszy, niż smuci. Nawet jeśli będę obolała, to będę bliżej swojego celu. A dopóki go nie osiągne, będę trenować do upadłego.
Jakimś sposobem docieram do garażu, w którym odkładam piłkę. Cofam się do wyjścia, przy okazji obijając się o auto. Gdy w końcu udaje mi się wydostać, padam zmęczona na trawę i zamykam oczy.
Wsłuchuję się w śpiew ptaków, odgłosy świerszczy, hałas kosiarek i samochodów, dźwięki muzyki z radia, dobiegające z kuchni mamy oraz rozmowy ludzi. Trawa łaskocze mnie w twarz, ale daje mi ochłodzenie. Czuję się przyjemnie i nic nie mogłoby mi przeszkodzić. A jednak tak się dzieje.
Słyszę dźwięk dzwonka do drzwi, co mnie wyrywa z zamyślenia. Powoli się podnoszę i skradam się do drzwi. Przyciskam ciało do ściany, nasłuchując. Kusi mnie, aby wyjrzeć i zobaczyć czy to Andreas, czy Erik, ale postrzymuję się od tego. Zamiast tego stoję nieruchomo oparta o ściana.
Okres, w którym jest cisza, wydaje się trwać wieki. W myślach poganiam rodziców, aby szybciej otworzyli drzwi. Co mogą robić takiego ważnego, aby nie zobaczyć się z gościem?
W końcu drzwi się otwierają, a ja słyszę głos mamy:
- A co cię tu sprowadza? - czuję, że się uśmiecha, ale nie wiem do kogo!
- To samo, co wcześniej. - odpowiada gość, a ja czuję motylki w brzuchu. To on!
- Niestety, tą samą odpowiedzią muszę cię uraczyć.
- Przyjdę potem, ale... - urywa blondyn, jakby czegoś szukał. - Czy mogłaby pani to przekazać Caroline?
- Oczywiście. Do zobaczenia. - żegna się z nim moja mama i zamyka drzwi.
Natomiast ja czekam, aż chłopak pójdzie. Widzę jak przechodzi przez ulicę i znika mi z pola widzenia.
Odsuwam się od ściany i wchodzę do domu. Zdejmuję buty, a następnie kieruję się do kuchni. Mama miesza coś w misce, a w tle leci muzyka. Gdyby nie podsłuchanie rozmowy, nie domyśliłabym się, że ktoś tu był. I nic nie zapowiada się na to, aby mama miała mi powiedzieć o liście.
Zamiast tego rzuca, skupiona na mieszaniu:
- Widziałam jak ćwiczysz. Nie uważasz, że powinnaś to robić pod okiem jakiegoś specjalisty? Jeszcze możesz coś nadwyrężyć.
- Możliwe. - odpowiadam wymijająco, nalewając sobie picie do szklanki i upijając łyk. Ciągle czekam na temat o blondynie.
- Jesteś głodna?
A ona nadal swoje.
- Nie za bardzo.
Milczymy oboje, nie mając tematu do rozmowy. Znaczy mamy, ale moja mama nie chce go zacząć.
I mijają wieki zanim go zaczyna, podczas gdy ja siedzę i przypatruję się jej pracy. Jak coś nalewa, ugniata, myje, smaży i milion innych rzeczy.
- Masz list od...
- Wiem od kogo. Wszystko słyszałam. - przerywam jej niegrzecznie, ale moje zniecierpliwienie bierze górę.
- Leży na komodzie w przed pokoju. - kończy moja rodzicielka, czując że nic już nie wskóra więcej na temat mojego zachowania.
Ja natomiast wstaję i szybkim krokiem udaję się do pokoju, biorąc po drodze kartkę. Szybko pokonuję schody i drzwi pomieszczenia, gdzie siada pośpiesznie na łożku i z drżącymi rękoma otwieram list.

Kochana Caroline!

Pomimo że, twoi rodzice mówią, że się źle czujesz, wiemy jaki jest prawdziwy powód. Wcale się jednak nie gniewamy, a przynajmniej ja.
Wybory, których dokonujemy, mają czasami wpływ na całe nasze życie. Decyzje, które już podejmiemy są często nieodwołalne. Bywa tak, że ich żałujemy. I choć żałujemy, to nie możemy już nic zrobić, nawet niewiadomo jak bardzo tego chcemy.
Jednak nie piszę tego wszystkiego, aby cię przestraszyć. Piszę to, aby ci przekazać, dlaczego szanujemy twoją decyzję. Nie zmienia to faktu, że powyższe słowa są prawdą. A ja nie chcę, żebyś żałowała swojego wyboru. Wiążąc się z osobą, która cię oszukiwała, możesz nie mieć do niej zaufania, a to jest podstawa związku.
Nie mogę ci pomóc, bo w końcu jestem jedną z opcji, ale mogę ci doradzić jako przyjaciel. Słuchaj swojego serca, nie rozumu. Ono nigdu nie kłamie, wierz mi. Przekonałem się o tym nieraz.
Teraz, gdy to ty podejmujesz decyzje odnośnie swojej (jakby nie patrząc) przyszłości, pozostaje mi tylko czekać na twoją odpowiedź i mam nadzieję, że nie każesz nam długo czekać. Wierzę, że cokolwiek podejmiesz, będzie dobrą decyzją.


Twój

Wpatruję się tępo w słowa, które nie zdają się do mnie docierać. Śledzę wzrokiem każdą literkę, ale wydaje mi się, jakby tekst był po chińsku.
Gdy w końcu rozumiem sens listu, jest mi jeszcze gorzej, bo to wszystko prawda. A najgorsza ta rada "słuchaj swojego serca" jakby to było takie proste.
Zamyślona nad treścią przypominam sobie kolejny szczegół naszej znajomości.

Tej nocy przez chmury przebija się najjaśniejszy punkt programu - księżyc. Zawsze się zachwycam księżycem w pełni. Jest miliony kilometrów od nas, a tak dobrze go widać. Oświetla drogę każdemu błądzącemu w tą jedyną noc w miesiącu.
Jeszcze lepiej go widać z dachu wieżowca, trzymając w ręku swój ulubiony drink. Jest to idealna okazja, aby zamyślić się i zapomnieć o całym świecie.
I właśnie tak robię. Odpływam wpatrzona w pełnię.
Nie na długo.
- Jak tam? - słyszę głos z nad ramienia. Odwracam się gwałtownie, ale widząc znajomą twarz, uspokajam się.
Wzruszam ramionami.
- Ładny księżyc. - zwracam jego uwagę.
- Mhm. - przytakuje głową, nie odrywając ode mnie wzroku.
- Coś mam na twarzy? - pytam żartobliwie.
Kręci przecząco głową.
- Nie, ale muszę ci coś wyznać. - zainteresowana czekam na ciąg dalszy. - Mam na ciebie straszną ochotę.
Nie wiem, jak zareagować.
- Jesteś wilkołakiem? Dzisiaj pełnia, więc się nie dziwię, ale oszczędź mnie. - żartuję, dając mu kuksańca w bok.
- Nie, nie jestem. - szczerzy się. - Ale gdybym był, to bym cię porwał do swojej i posmakował...
- Co?
- Twoich ust. - uśmiecha się i odchodzi, zanim zdążę odpowiedzieć.
Zostawia mnie osłupiałą.

I wszystko układa się w całość. Czuję, że znam odpowiedź już na moje pytanie.
Zostawiam kartkę na stoliku i biegnę na dół. Nie czuję już bólu w mięśniach, a zamiast tego radość. Otwieram drzwi w tym samym momencie, gdy on furtkę. Zbliżam się do niego, tak jak on do mnie. Widzi to. Widzi moją miłość do niego i wybór, jakiego dokonałam.
Obejmuje mnie w talii i podnosi, obracając wokoło. Gdy mnie całuje, nie potrzebuję niczego innego do szczęścia.
Bo mam moją miłość u boku.

No to krótka piłka: Andi czy Erik? I od kogo był list? Czekam na Wasze propozycje!

Dlaczego nie było rozdziału? Opcje są dwie, do wyboru:
a) nie miałam weny
b) byłam leniem
Osobiście się skłaniam do opcji b), przez co jestem zła na siebie, bo nie tylko siebie zawiodłam, ale też Was. Mogę tylko to naprawić spóznionym rozdziałem. Więc jest, ale nie podoba mi się. Wyszło za słodko, ale może niektórym przypadnie do gustu.
I krótko o LGP: za rok wrócę! A jak Wasze wrażenia?
I jeszcze krótkie info. Gdybyście miały do mnie jakiekolwiek pytania lub po prostu chciały pogadać to znajdziecie mnie na twitterze @mrswellinger (f4f i te sprawy) ;**

środa, 1 lipca 2015

Wspomnienie dwunaste

Stoję nieruchomo, wpatrując się w sylwetkę blondyna. Jego garnitur jest hipnotyzujący. Moje myśli krążą wokół piłkarza. Momentalnie zapominam o skoczku czekającym na mnie pod drzewem. Zapominam o niedawnym pocałunku z nim. Skupiam się tylko na Eriku.
No właśnie.
- Co tu robisz? - pytam go, a głos mi drga. Durm podnosi wzrok na mnie i staje prosto, ale nie podchodzi do mnie.
- Chcę porozmawiać.
Przełykam ślinę.
- Teraz?
- Tak. - zaczyna się do mnie zbliżać, a ja odruchowo się cofam. Zatrzymuje się, patrząc na mnie z troską. - Proszę, porozmawiajmy. Chcę ci powiedzieć całą prawdę.
- Czyli przyznajesz, że kłamałeś.
Na jego twarzy majaczy się smutny uśmiech.
- Poniekąd. Ale nie kłamałem, co do tego, że się kochaliśmy. A przynajmniej ty w przeszłości.
Czuję zimny dreszcz na plecach.
- A ty?
Milczy przez chwilę, spuszczając wzrok na ziemię. Widzę, że walczy ze sobą, aby coś wyznać. Wiem, że to coś ważnego, dlatego czekam cierpliwie, aż się w sobie zbierze.
Długo nie czekam, bo zaraz jego tęczówki spoczywają na mojej osobie, a jego usta rozchylają się do powiedzenia ważnych słów...
- Caroline!
Durm zamyka usta i patrzy na coś odległego ode mnie. Ja też tam patrzę, ale nie muszę, bo wiem, kto przerwał tą chwilę.
Andreas staje przede mną i przed Erikiem. Na jego twarzy maluje się zdziwienie z domieszką gniewu. Patrzy to na piłkarza, to na mnie. Gdy napotykam jego wzrok, widzę niedostrzegalny dla kogoś innego ból. Widziałam go w wspomnieniach i widzę go teraz.
- Co on tu robi? - pyta mnie, nie spuszczając wzroku z Durma.
- Chcę porozmawiać. - oznajmia powoli i wyraźnie Erik.
Widzę, że Andiemu to nie odpowiada, a ja przypominam sobie jego słowa skierowane do Durma "Zabrałeś mi, to co było dla mnie najważniejsze. A gdy znowu to mam, chcesz wyrwać mi to z rąk.".
- Czyżby?
- A masz ku temu wątpliwości?
- Tak nagle przyjeżdżasz? Nie chcą cię już w Borussii? - pyta uszczypliwie Wellinger, co mi się nie podoba.
Jednak Erik zachowuje powage, jakby to nie w jego stronę były docinki.
- Wziąłem urlop. - patrzy swoimi błękitnymi tęczówki w moje. Welli swoje również kieruje w moją stronę. Jeden z niemą prośbą, drugi z naganą. A co ja robię?
Nie odpowiadam, ani nie krzyczę.
Idę w tylko sobie znanym kierunku, zostawiając blondynów samych sobie.

Nawet nie wiem, gdzie idę, bo w głowie mam widok dwóch blondynów. Patrzyli na siebie jak rywale. Chciałabym ich zrozumieć, ale nie potrafię. Dlaczego udawali, że się przyjaźnią przede mną? Dlaczego mnie oszukują i okłamują na każdym kroku?
Gdy wracam do rzeczywistości stoję w sali gimnastycznej. Jest duża, z trybunami po jednej stronie. Są dwie bramki i parkiet z wyznaczonym polem do gry, jak mogę się domyślać. W kącie stoi wózek z piłkami. Podchodzę do niego i biorę do ręki brązową, dużą, dość ciężką piłkę. Szybko ją odkładam i biorę następną do piłki nożnej. Poznaję ją z meczów, a raczej ich urywków, które oglądałam. Jest biała z czarnymi pięciokątami. Ją również zostawiam. Następna jest żółto-granatowa i lekka. Podrzucam ją chwilę i kładę spowrotem do środka.
Chcę odejść od piłek, wyjść z sali i wrócić do nich, ale zauważam jeszcze jedną. Jest najmniejsza, czerwono-zielona. Obracam ją w dłoni i czuję, że moje palce znają jej strukturę. Podchodzę do ściany w odległości paru metrów od niej i uderzam w ścianę. Wraca do mnie bardzo szybko i wiem, że mnie uderzy. Jednak moja ręka ją łapie. Patrzę ze zdziwieniem to na piłkę, to na dłoń. I nagle olśnienie przychodzi znienacka.
Piłka ręczna.
Czy przypadkiem Andi nie wspominał o tym, że grałam w nią?
Obserwuję trochę zniszczoną piłkę i biorę ją do prawej ręki. Wydaje mi się, że jestem praworęczna. Staję w dalszej odległości od ściany i ją rzucam o nią. Wraca do mojej ręki bez żadnych ruchów nią. Próbuję lewą, ale jest to trochę gorszy skutek, bo piłka mnie mija, ale szybko ją łapię. Robię to samo kilka razy, aż w końcu przyjmuje prawidłową trajektorię lotu.
Wtedy zauważam bramkę nieopodal mnie. Podchodzę do niej, a potem biegnę, wyskakuję i umieszczam piłkę w siatce. Łapię ją i biegnę do drugiej, dokładając kozłowanie jej. Powtarzam proces i piłka znów trafia do celu.
Robiąc to wcale nie myślę ruchach. Moje ciało robi to insyktownie, jakby robiło to całe życie. I chociaż się męczę, to sprawia mi to przyjemność. Oddycham pełną piersią, opierając się dłońmi o kolana i jestem szczęśliwa. Czuję, że coś się odblokowało, coś co wcześniej nie pozwalało mi korzystać w pełni z szczęścia. Musiałam sobie przypomnieć o czymś, co wyzwalało u mnie tyle emocji, co pozwalało mi zapomnieć o raniących rzeczach, a skupić się tylko na jednym, co umożliwiło mi wyjazd do Dortmundu i dobrze płatną pracę. Połączoną z pasją.
Gdy jestem zmęczona przez brak kondycji, siadam pod ścianą i zamykam oczy. Oddycham ciężko, ale czuję radość. A z każdym oddechem odpływam do innych czasów.

Wychodzimy na salę pełną ciekawych widzów, ale też takich, którzy czekają na nasz najdrobniejszy błąd, aby go zaraz wygwizdać i wyszydzić. Jednak wcale ich nie słyszymy niesione falą dopingu z innych strom trybun. Może nie jest go dużo, ale wystarczająco, aby zapomnieć o tamtych.
Nie musimy patrzeć na trenera, aby wiedzieć, że teraz jest czas na rozgrzewkę. Tyle meczów już rozegrałyśmy, że nie musimy nawet myśleć o tym, bo robimy to odruchowo.
Na początku rozgrzewamy się bez piłki. Rozciągamy mięśnie w nogach, rękach. Czuję przyjemne ciągnięcie oznaczające, że niedługo zabrzmi gwizdek i zaczniemy.
Następnie bierzemy piłki i wymieniamy się ze sobą nimi na różne sposoby. W trakcie trybuny się załkowicie zapełniają. To znak, że do meczu już chwila.
Mój organizm buzuje energią, która jest tylko podczas meczów. Gdzieś również jest andrenalina, która powoduje, że nie odczuwam zmęczenia, ani bólu palących mnie mięśni.
Widzę kątem oka wychodzącego sędziego i kończę rozgrzewanie części ciała. Schodzimy na bok i obserwujemy powitanie kapitanek. Sędzia rzuca monetą i wskazuje na nasze przeciwniczki. Ustawiamy się na swojej pozycji i czekamy na rozpoczęcie gry.
Zaczynają przeciwniczki wymieniając się podaniami, tym samym zbliżając się do naszej bramki. Zagęszczamy się, broniąc do niej dostępu. Próbują nas minąć, ale przejmujemy piłkę i zasuwamy z kontry do przodu. Dostaję piłkę, którą podaje do Clary, która jest bliżej celu. Strzela bramkę, a my prowadzimy.
Jednak nie możemy się długo cieszyć, bo już drużyna przeciwna jest pod naszą bramką. Przedzierają się przez naszą obronę i wyrównują.
Przez następne minuty toczy się brutalna walka o piłkę i dominację. Każda z drużyn walczy dzielnie i z pełnym poświęceniem. Mecz jest wyrównany nie tylko pod wzglęfem gry, ale też wyniku. Co chwila zmienia się przewaga przeciwników na naszą i na odwrót.
Gdy jest już blisko końca i widzę, że mają niewielką przewagę nad nami, wstępuje nowy pokład energii. Kiedy drużyna przeciwna jest pod naszą bramką i wymieniają się podaniami, aby zbliżyć się do pola karnego. Jednak przerywam podania przejmując piłkę i ruszam z kontry. Obok siebie widzę Lisę, która patrzy na mnie. Wiem, że jest na lepszej pozycji, więc nie zastanawiając się długo, rzucam do niej. Ona natomiast pięknie wykańcza tą akcję i już jedną bramką przegrywamy.
Szybko wracamy pod nasze pod naszą bramkę, blokując do niej dostępu. Patrzę na czas, który nieubłagalnie dobiega końca. Przeciwniczki oddają strzał, ale nie wpada ona do bramki, tylko w ręce naszej bramkarki. Szybko wyrzuca piłkę do przodu do rąk Cathy. Nie zdążam nawet dobiec, gdy widzę, że remisujemy.
Jesteśmy głodne zwycięstwa, więc szybko próbujemy odebrać rywalom piłkę. Jest to trudne, gdy one również chcą wygrać. Jak czołg suną do przodu i ponownie przedzierając się przez naszą obronę. Na szczęście pudłują, a ja już biegnę do przodu. Dostaję piłkę i już pędzę do bramki. Widzę jak blisko już jestem, ale moja rywalka tuż obok mnie też. Zanim jednak rzucam, padam jak długa na parkiet. Czuję ból w kolanie, ale podnoszę się. Widzę jak sędzia przyznaje nam rzut karny. Staję z boku patrząc jak będziemy go wykonywać, ale już dostaję zdziwiona piłkę.
- Ty nam wywalczyłaś, ty strzelasz! - krzyczy Clara.
Z bijącym sercem podchodzę i staję oko w oko z bramkarką. Macha rękoma, ale nie spuszcza mnie z oczu. Ja też ją bacznie obserwuję. Słyszę gwizdek. Próbuję zmylić ją, ale nie daje się. Wtedy widzę cel, w który muszę trafić, aby nie miała dużych szans do obrony. Rzucam tam i jak na zwolnieniu widzę, jak bramkarka się spóźnia, a piłka spokojnie trafia do celu. Czuję milion rąk wieszających się na mojej szyji.
Patrzę na zegarek, który wskazuje dziesięć sekund.
Wracamy szybko do siebie i z całych sił odliczamy do końca meczu, broniąc zawzięcie. Gdy słyszę gwizdek sędziego, zamykam oczy i szeroko się uśmiecham. Czuję jak dziewczyny mnie obejmują.
Unoszę powieki i widzę szczęśliwe twarze moich koleżanek.
- Dobra robota, dziewczyny! - krzyczy któraś, ale ja już jej nie słucham, bo w oddali widzę Andreasa, wpatrującego się we mnie.
Delikatnie wycofuję się z tłumu i idę prosto w jego kierunku. Z każdym krokiem idę coraz szybciej, aż w końcu do niego podbiegam i rzucam na jego szyję.
Wydaje z siebie dźwięk pomiędzy "Uuuu" a "Fuuu". Parskam śmiechem, kładąc głowę na jego ramieniu. Na chwilę przymykam oczy i dopiero teraz zdaję sobie sprawę z dwóch rzeczy. Pomogłam wygrać ten mecz. Okropnie jestem zmęczona, przez co uginają mi się nogi. Blondyn w mig mnie łapie i bierze na ręce.
- Nie odpływaj tu, choć podejrzewam, że to od twojego zniewalającego zapachu. - szepcze mi do ucha, a ja wiem, że próbuje powstrzymać śmiech.
- Zamknij się, Wellinger. - chcę to powiedzieć ostro, ale wychodzi jak westchnienie.
Przez chwilę idziemy w milczeniu, a ja wtulam się w jego klatkę piersiową, która jest bardzo wygodna.
- Obawiam się, że mnie nie wpuszczą do szatni, chyba że należą do grona moich zacnych, ale cichych wielbicielek. Nie martw się, jesteś członkiem honorowym. - oznajmia, zatrzymując się.
Otwieram najpierw jedno oko, a potem drugie. Rzeczywiście stoimy pod szatnią. Więc zeskakuje na ziemię, nie omieszkając uderzyć go porządnie w ramię.
- Nie wiedziałam, że mam jeszcze tyle siły, aby cię tak dobrze walnąć. - mówię z ironią, obserwując jak łapie się za bolące ramię.
- Jeszcze mi podziękujesz, Schiller! - krzyczy, gdy już wchodzę do szatni. Nie wiem, co ma na myśli, więc to po prostu ignoruję.
Pół godziny potem, gdy wychodzę ubrana w codziennie ubrania z torbą na ramieniu już wiem, co miał na myśli Andi. Przed szatnią stoi mężczyzna w garniturze z czarną teczką. Wygląda jak prosto wyjęty z filmu.
- Panna Caroline Schiller? - pyta uprzejmie, ale poważnie.
- Tak, a o co chodzi?
Wyobrażam sobie jak okazuje się, że to urzędnik, który daje mi wezwanie do zapłaty za lekkie zniszczenie wraz z Wellim ściany szkoły. Czy to moja wina, że sala gimnastyczna była zamknięta, a mądra głowa Wellingera wymyśliła rzucanie piłką o ścianę, na dodatek świeżą pomalowaną?
Jednak jestem miło rozczarowana, gdy mężczyzna oznajmia:
- Nazywam się Thomas Zusak i jestem skautem Borussii Dortmund. Obserwujemy panią od pewnego czasu i chcieliśmy z panią podpisać kontrakt. Jeśli jest pani zainteresowana, przyślemy w ciągu najbliższych dni roboczych potrzebne dokumenty.
Widzę, że w kącikach jego ust majaczy się lekki uśmiech spowodowany zapewne moim chwilowym osłupieniem. Szybko próbuję przybrać normalny wyraz twarzy, jakby takie sytuacje miały miejsca nie raz, choć oboje wiemy, że to kłamstwo.
- Oczywiście jestem zainteresowana. - odpowiadam, na co tamten lekko się uśmiecha.
- To jesteśmy umówieni. - podaje mi dłoń, którą ściskam, a potem znika.
Stoję sama po środku korytarza i mam ochotę przytulić Andiego, a z drugiej udusić Wellingera z tego samego powodu. Za przyjazd wysłannika z Borussii Dortmund. Z miasta, w którym mieszka teraz Erik.
Jestem jeszcze bardziej wściekła, gdy zdaję sobie sprawę, że to spisek zarówno Wellingera, jak i Durma. Czyżby Andreas chciał się mnie pozbyć?
- Nie chcę się ciebie pozbyć. - odpowiada głos z oddali na moje zadane w myślach pytanie. Odwracam się przodem do niego, obserwując jak zbliża się do mnie. - Widzę, że tęsknisz za Erikiem. Nie jesteś już taka radosna, jak wcześniej. - odgarnia mi kosmyk, który spadł na moją twarz spod kucyka, ocierając dłonią o mój policzek. - Erik też nie chciał się na to zgodzić, ale ostatecznie to on wszystko załatwił.
- A co z tobą?
- Nic, będę trenował, aby coś osiągnąć, skoro inne marzenia się nie spełnią. - wzrusza ramionami i próbuje odejść, ale go powstrzymuje.
- Dziękuję, Welli. - odwraca się ponownie w moim kierunku i uśmiecha się smutno. - Za wszystko. - przytulam się do niego, czując, że coś pięknego się kończy.

Otwieram oczy, ale jestem w sali gimnastycznej, a nie w ramionach Andiego. Podnoszę się i odkładam piłkę z powrotem do kosza. Kieruję się do wyjścia, choć wolałabym tu zostać i nie pokazywać się chłopakom.
Mam tyle rzeczy do przemyślenia i do poukładania. A Durm i Wellinger wcale mi tego nie ułatwiają. Co gorsza, utrudniają. Nie mogę się przez nich skupić, tylko odkładam te rzeczy na bok. Ale w końcu muszę usiąść i wszystko nadrobić.
Więc zamiast wracać do blondynów, szybkim krokiem idę do swojego domu. Oto chwila, aby podjąć ważną decyzję. Czego, a raczej kogo, chcę w życiu?

Na początku chcę podziękować za te miłe słowa otuchy, które pomogły mi się zebrać i napisać coś rozdziałopodobne. Ale przyczynili się też do tego Big Time Rush i ich piosenki. Kocham Was, chłopaki! Zabiję Was za zawieszenie działalności
Mam nadzieję, że choć trochę mi wybaczycie za mój brak jakiejkolwiek aktywności. Obiecuję, że nadrobię zaległości z Waszymi blogami i skomentuję wszystkie. Dajcie mi parę dni!


PS Za miesiąc LGP!

sobota, 20 czerwca 2015

Przepraszam

Chcę przeprosić Was za brak rozdziału od 3 tygodni, a tymbardziej komentowania. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale teraz mam kiespki okres. Nie liczę, że zrozumiecie, ale uszanujecie to. Postaram się coś dodać w tym tygodniu, bo rozdział jest w połowie napisany.

niedziela, 31 maja 2015

Wspomnienie jedenaste

Kawiarnia "Lilia" mieści się około sto metrów od liceum, w centrum. Wyróżnia się swoimi ciepłymi kolorami na tle szarych budynków. Ma przestronny taras, na którym można usiąść i obserwować spieszących się przechodniów lub zwiedzających turystów w akompaniamencie spokojnej muzyki. Dodatkiem do całości jest deser lodowy lub mrożone picie.
To właśnie tam kierujemy się z Andreasem pierwszego dnia po jego wyjściu ze szpitala. Sam polecił mi ją mówiąc, że często tam chodziliśmy. Ma rację. Gdy ukazuje nam się zarys kawiarni, czuję, że już tu byłam. Im bardziej się zbliżamy, tym więcej mi się przypomina. Wnętrze, jego wystrój, menu, które zwykle wybieraliśmy i wiele innych szczegółów.
Więc po wejściu do lokalu, od razu szukam naszego stolika. Mieści się on w głębi, na uboczu. Otaczają go rośliny, które zwisają z półek usytułowanych nad nami. Jest to przytulne miejsce, więc nie dziwię się, że to właśnie je wybraliśmy.
Jest na szczęście wolne, więc oboje tam siadamy. Od razu bierzemy do rąk menu i je przeglądamy. Jednak wiem, że wcale nie czyta tego, co jest napisane, podobnie jak ja. Przesuwa wzrokiem po obrazkach, a gdy je już obejrzy, przerzuca stronę. Uśmiecham się zza karty, bo robię identycznie.
I kiedy kelnerka przychodzi odebrać zamówienie, zgodnie mówimy:
- Czekoladowe lody.
Oczywiście dbamy o dietę Wellingera, żeby nie był za ciężki, gdy będzie narażać swoje życie z dwiema deskami. Jednak od czasu do czasu coś takiego nie zaszkodzi nikomu.
Gdy kelnerka odchodzi, siadam wygodnie na krzesełku i wyciągam przed siebie nogi, które napotykają Andreasowe stopy. Jednak zdaje się tego nie zauważać, bo wpatruje się zamyślony w stolik.
Pstrykam palcami i wołam:
- Andreas, zaraz masz start!
Wyrywa się z transu i patrzy na mnie zaskoczony, szybko mrugając oczami.
- Co?
- Schuster.
Trochę mnie zaznajomił blondyn z jego skocznym światem. Wiem przez to, że przyjaźni się ze szczerzącym się ciągle Krausem*, z pechowym Piątkiem** i przyjacielskim Freundem***. A więcej jego grzechów nie pamiętam.
- Gdzie? - pyta Welli, rozglądając się na boki. Gdy nie zauważa go, patrzy na mnie z wyrzutem. - Nie ma go.
- Myślisz, że przyjechałby specjalnie dla ciebie, abyś wrócił do rzeczywistości? - milczy, ale się uśmiecha. Zmieniam temat. - O czym myślałeś?
- O niczym specjalnym. Wspomnienia. - odpowiada, w tym samym czasie, gdy z naszymi lodami idzie inna kelnerka. Porusza przy tym mocno biodrami, jakby na pokaz.
I mam rację. Gdy widzi Andreasa, stawia tacę na sąsiednim stoliku i staje do mnie plecami, a przodem do skoczka.
- Jejku, Andi, co ci się stało? - pyta z przesadzonym zmartwieniem, widząc jego rękę w gipsie. - Kiedy to się stało? Czemu mi nic nie powiedziałeś? Nawet żadnej wiadomości nie dostałam!
Blondynka jest na oko w naszym wieku, ale rzuca się w oczy. Ma kilo tapety na twarzy, króciutką koszulkę, ukazującą jej brzuch i piersi. Aż się dziwię, że nie ma na którejś części ciała napisanie "Do recyklingu", bo z plastikiem się tak robi, czyż nie?
- Wypadek. - Wellinger wzrusza ramionami.
- Musi cię boleć. - oznajmia i dodaje jakby dla wyjaśnienia. - No ręka, w sensie.
Myślałam, że dłoń. Albo zaraz będzie, bo działa mi swoją głupotą na nerwy. Normalnie prosto z kawałów się urwała.
- Nie jest tak źle. - odpowiada niewzruszony Andreas i oboje patrzą na gips.
Patrzę tęsknie na puchar lodów czekoladowego smaku, które z każdą sekundą tracą swoją lodową egzystencję i przybierają stan ciekły. Znacząco chrząkam, aby dziewucha się ogarnęła i dała mi te lody. Potem może sobie gadać dalej, albo najlepiej wrócić do swoich obowiązków.
Oboje patrzą na mnie. Wellinger z rozbawieniem, blondynka ze zdziwieniem, jakby dopiero teraz mnie zauważyła, ale szybko jej spojrzenie staje się piorunujące. Odwzajemniam wzrok i chłodno oznajmiam:
- Czekam na moje lody, bo z tego co wiem to chyba jest to twoja praca. - dziewczyna prostuje się i powoli sięga po nie. - I zamawiałam mrożone lody, nie roztopione. Więc z łaski swojej, możesz je szybciej podać, bo chyba nie chcesz mojej rozmowy z kierownikiem. - dodaję podobnym tonem, a widząc jej zdezorientowany wzrok wiem, że osiągnęłam swoje. Dopiero po chwili chwyta oba pucharki, stawia je i odchodzi, patrząc na Andiego, który zasłania usta dłońmi, aby się nie roześmiać.
Gdy znika nam z pola widzenia, wybucha śmiechem, a słychać go na całej ulicy, jak sądzę, więc zapewne i blondyna go słyszy.
- To...było...dobre. - mówi, łapiąc się ręką za brzuch, ale ciągle się śmiejąc. Chyba ma głupawkę, więc czekam aż mu przejdzie. W tym czasie biorę się za lody. - Jesteś cholerną zazdrośnicą, Caroline!
Przerywam jedzenie lodów.
- Co ty bredzisz, Wellinger? - pytam z oburzeniem, pochylając się nad stołem. Bluzka prawie dotyka lodów, ale mało mnie to obchodzi.
- Jesteś zazdrosna.
- Nie jestem. Niby o co?
- Nie o co, ale o kogo. O mnie. Widziałem, jak patrzyłaś na Andreę.
- Świetny dobór imion. Andreas i Andrea - imiona do siebie pasują, więc blondyna myślała, że reszta też pasuje. - mówię z sarkazmem, wracając do jedzenia. Bierze ze mnie przykład.
Przez to, że ma rękę w gipsie, może jeść lody tylko jedną ręką. Dlatego gdy próbuje wziąć porcję, ślizga mu się miska. Wygląda to komicznie, widząc dodatkową zaciętą minę blondyna.
A gdy pytam:
- Pomóc ci?
Oczywiście odpowiada:
- Nie.
Na prawdę nie rozumiem tej całej jego dumy. Jest na razie niepełnosprawny, a takim się pomaga.
Dlatego przysuwam się do niego i biorę do rąk pucharek. Nie stawia oporu, jakby był już zrezygnowany. Biorę do ręki łyżeczkę i karmię go jak małe dziecko. Jest to o tyle śmieszne, bo Welli zachowuje się jak małe dziecko, które nie umie jeszcze do końca mówić, wołając:
- Amam!
Śmieję się i zatykam mu usta lodami. Gdy to nie skutkuje, odkładam lody i mówię:
- Przestań z siebie robić debila.
Andreas się smuci, ale po chwili kiwa twierdząco głową.
- Przestanę, jak powiesz, że jesteś o mnie zazdrosna.
- Nie.
- Dobra. - odpowiada i zaczyna wyć, udając płacz. Patrzę na kelnerki, które patrzą na nas z naganą.
- Przestań, Wellinger! - krzyczę pomiędzy jego zawodzeniem.
- Nie! - i dalej wyje.
- Dobra! Jestem o ciebie zazdrosna!
Momentalnie przerywa.
- "Cholernie zazdrosna", powiedz.
- Nie.
- To znowu zacznę płakać.
- Nie szantażuj mnie, Wellinger.
- Zaraz zacznę znowu. - nabiera powietrza do ust.
- Cholernie zazdrosna! - daję za wygraną, choć mam ochotę mu przywalić.
Spogląda na mnie z chytrym uśmieszkiem, bo wie, że wygrał. Krzyżuję ręcę na piersi, odwzajemniając spojrzenie. Andreas pochyla się tak, że niemal stykamy się czołami. Zdrową ręką opiera się o stolik.
- Tak trudno? - pyta, co mnie jeszcze bardziej irytuje.
- Nie lubię kłamać.
- Czyżby? - unosi brew, patrząc na mnie z powątpieniem. Kiwam głową twierdząco, a wtedy odsuwa się trochę ode mnie, ale nadal jest dość blisko mnie. - W takim razie nie masz nic przeciwko jak pocałuję Andreę, bo tego właśnie oczekuje, stojąc niedaleko nas? - upewnia się Wellinger, kiwając lekko głową w kierunku blondynki.
Rzeczywiście stoi i gapi się centralnie na nas. Gdy ją po raz kolejny widzę, humor mi się pogarsza. Przecież nie ma u Andreasa szans. Ale on powiedział, że ją pocałuje, więc zrobi to. Nie mogę do tego dopuścić. Aby ten plastik miał coś czego ja nie mam.
Uśmiecham się chytrze do niej i przystępuję do działania, nie bardzo wiedząc, co robię.
- Nie mam, bo tego nie zrobisz. - łapię go za koszulkę, przyciągam go do siebie i całuję go.
Jest zaskoczony i na początku siedzi nieruchomo, ale z każdą sekundą się rozluźnia. Dłoń wsuwa w moje włosy i przyciąga mnie mocniej do siebie. Siadam na niego okrakiem, kładąc ręce na jego ramionach. Co prawda jego ręka w gipsie wbija się w mój brzuch, ale nie przeszkadza mi to, gdy jego usta dotykają moich.
Choć za bardzo nie wiem, dlaczego podjęłam się takich działań, nie żałuję tego. Z tyłu głowy mam obawy, co się stanie, gdy przerwiemy pocałunek, ale staram się skupiać na teraźniejszości. Gdy czuję jak blondyn napiera na moje, wiem, że nie mam czego żałować. Może tylko tego, że tak długo zwlekałam.
Co prawda, nie mogę porównać pocałunku Erika i Andiego, bo każdy jest inny, to muszę stwierdzić, że oboje potrafią całować. Usta Durma są zachłanne i pewne siebie, natomiast Wellinger delikatne, niepewne, ale z wraz z upływem czasu ruchy stają się pewniejsze.
Czemu jednak rozmyślam o nich obu, skoro Durm jest setki kilometrów ode mnie? Od tamtego dnia nawet do mnie nie napisał jakby się bał, że wiem o jego kłamstwie. I bardzo dobrze, bo łatwo mu tego nie zapomnę. Chcę szczerości. Od obu blondynów.
- Andi. - szepczę, gdy widzę wzrok chyba kierowniczki sklepu. - Ucieknijmy gdzieś indziej, bo zaraz nas stąd wywalą.
Odrywa się ode mnie, wyciąga z kieszeni portfel i kładzie na stoliku pieniądze za oba desery, pomimo mojego niemego oburzenia. Gdy widzi, że chcę coś powiedzieć, zamyka mi usta krótkim pocałunkiem. Bierze mnie za dłoń i wychodzimy z kawiarni.
Kompletnie nie wiem, gdzie mnie prowadzi, ale ufam mu. A po za tym chcę dokończyć to, co zaczęliśmy tam, pomimo, że moje sumienie jest innego zdania i każe mi uciekać. I ma rację, bo w końcu jesteśmy przyjaciółmi, a ja wogóle nie wiem, co zrobić dalej. Nie mam pojęcia jak się zachowywać w stosunku do niego i jakie będą nasze relacje. Staram się na razie skupić się na teraźniejszości.
Gdy zbliżamy się do placy zabaw, już wiem, gdzie mnie prowadzi. Wiem to z urywków mojej pamięci w tym pamiętnym dniu, gdy mnie pierwszy raz tam zabrał. Widziałam siebie wtedy z nim pod drzewem, gdy się całowaliśmy. Jednak to były tylko fragmenty czegoś, co minęło. Ale teraz ma się wydarzyć ponownie.
Prowadzi mnie w las, nie zatrzymując się przy drzewie tuż obok ławek, na widoku, tylko trochę dalej. Nadal nas widać, ale tylko wtedy, gdy się usiądzie na ławce przodem do nas. Jesteśmy częściowo zakryci i możemu w spokoju dokończyć to, co zaczęliśmy w kawiarni.
Andreas patrzy na mnie z uczuciem i z taką determinacją, jakiej nigdy u niego nie widziałam. Wsuwa delikatnie dłoń w moje włosy i przyciąga mnie do siebie. Nie pozostaje mi nic innego jak położyć swoje dłonie na jego plecach. W tym samym czasie Welli zbliża swoją twarz do mojej, a ja z niecierpliwością czekam, aż dotknie moich ust. Wellinger ma jednak inne plany. Całuje mnie w skroń i zjeżdża ustamu do mojej rzuchwy. Mój oddech staje się nierównomierny.
- Andi. - szepczę błagalnie, gdy jego usta dotykają mojej szyji. - Proszę.
Nie słucha mnie, tylko dalej błądzi ustami.
- Wellinger, do cholery. - chcę syknąć na niego, ale tylko jęczę. Co on ze mną robi? - Wellinger, bo sobie pójdę!
Oboje wiemy, że tego nie zrobię, ale w końcu spełnia moją prośbę i składa na moich ustach delikatny pocałunek, który pogłębiam.
Przymykam oczy i wtedy mam przed oczami całe wspomnienie, a nie tylko urywki.

- Nie marudź, tylko chodź! - woła Andi, biegnąc przed siebie. Z trudem za nim nadążam, bo jest ode mnie szybszy.
- Miałam wcześnie wrócić do domu! Rodzice się wkurzą. - krzyczę za nim, w tym samym momencie, gdy dobiegamy do końca placu zabaw. Kiedy my się tu znaleźliśmy?
- Chcę ci coś dać. - oznajmia Andreas, a oczy świecą mu się z podekscytowania. Ja też jestem ciekawa, co to może być.
Podchodzi do mnie i bierze mnie za ręke. Ustawia mnie przed drzewem. Każe mi się nie ruszać i zamknąć oczy. Posłusznie to robię.
Czekam, aż każe mi je otworzyć, zastanawiając się z jakiej to okazji, ale nic takiego się nie dzieje. Co więcej, mam wrażenie, że uciekł i jestem tu sama.
Postanawiam otworzyć oczy w tej samej chwili, gdy czuję czujeś usta na swoich. Otwieram zdziwiona oczy i widzę Andiego. Andiego, który mnie całuje, choć jest moim przyjacielem. Andiego, którego znam od dzieciństwa. Andiego, którego nigdy bym nie podejrzewała, że może się na takie coś zdobyć.
Przyciągam go do siebie, a on mnie popycha na drzewo i zbliża się do mnie. Cały czas nie przestaje mnie całować, a zamiast tego pogłębia pocałunek. Wsuwa jedną dłoń w moje włosy, a drugą trzyma moje udo. Obejmuję go rękoma i jęczę, bo jesteśmy tak blisko siebie, że czuję jego ciało na sobie. Jest mi tak dobrze, że nie zmieniałabym tego. Do tej pory nie wiedziałam, że może mi zależeć na Wellim w zupełnie inny sposób.
I nagle cała aura pryska, gdy przypominam sobie to jedno imię. Erik.
Przeklinam siebie w duchu, że działam na dwa fronty obecnie. Momentalnie przerywam pocałunek i patrzę prosto w jego błękitne oczy.
- Andi, co to było? - pytam nie z pretensją, a ciekawością.
- Kocham Cię, Caroline. - szepcze, odwracając speszony wzrok, a ja czuję, że się przesłyszałam. Łapię go za nadgarstek i pytam:
- Co?
- Nie słyszałaś? - odpowiada Wellinger, unikając mojego wzroku. Wtedy wiem, że jednak się nie przesłyszałam. Puszczam jego rękę i powoli osuwam się po drzewie. Ukrywam twarz w kolanach, zadając sobie pytanie "Dlaczego ja?".

Gdy otwieram spowrotem oczy, Welli nadal mnie całuje. Rozglądam się oczami wokół. Z scenerii nic się nie zmieniło. Opiera mnie o drzewo i całuje mnie przy akompaniamencie śpiewu ptaków. Ale czy jego uczucie się zmieniło? Czy gdybym się dzisiaj spytała, co do mnie czuje, odpowiedziałby "Kocham Cię"? Czy nadal jest tym samym chłopakiem? Skąd mam, do cholery, wiedzieć, skoro straciłam pamięć? Czemu muszę mieć milion pytań, a każde bez jednoznacznej odpowiedzi?
- Wszystko okay? - szepcze Andreas tuż obok mojego ucha. Kiwam głową, a Andi obdarza pocałunkami moją szyję. Wsuwam palce w jego włosy i mu je mierzwię. Wzdycham z tej przyjemności i ze zmartwienia, mając w głowie słowa Andiego. Jest dobrze tak, jak jest. Andreas jest tuż przy mnie, a ja przy nim. I to mi pasuje.
Kwadrans później, oboje siedzimy oparci o drzewo i wtuleni w siebie jak zakochani. Nie wiem, czy tak jest, ale mogę takie porównanie zastosować. Wspólnie obserwujemy powoli zachodzące słońce i dzieci bawiące się na placu. W myślach mam wspomnienia mnie i Andreasa jako dzieci.
Oczywiście tą atmosferę musi coś przerwać. Słyszę dźwięk przychodzącego SMS-a i głośno wzdycham z irytacji. Andi parska śmiechem i całuje mnie w czoło, jak gdyby nigdy nic się nie stało.
- Musisz odczytać? Pewnie to reklama. - szepcze mi do ucha blondyn, gdy schylam się po telefon w kieszeni.
- Nie, nie muszę. - odpowiadam zgodnie z prawdą i przymykam oczy, wsłuchując się w dźwięki natury.
Chwilę później tą ciszę przerywa telefon do mnie. Oboje wiemy, że teraz powinnam odebrać go, więc to robię, nie widząc żadnych sprzeciwów chłopaka. Widzę, że nieznany numer, więc z wahaniem odbieram.
- Halo? - mówię niepewnie do słuchawki.
- Caroline? - słyszę dobrze znany mi głos i uspokajam się.
- Tak, to ja.
- Dobrze, myślałem, że zły numer mam, skoro nie odpisałaś. - mówi rozmówca po drugiej stronie z ulgą. - Słuchaj, możemy się spotkać? Najlepiej teraz.
- Gdzie? - jestem zaskoczona, ale i też zadowolona propozycją Durma, bo nie odzywał się od dłuższego czasu do mnie.
- Może przy wejściu na plac zabaw? Jestem w pobliżu.
- Ja też. - nie wiem, czy szczęka mi nie opadła ze zdziwienia, a raczej szoku. Erik w Ruhpolding?
- Czekam. - żegna się piłkarz i się rozłącza.
Ja natomiast wstaję, a widząc zdziwienie na twarzy Andreasa mówię:
- Zaraz wracam.
I kieruję się do wyjścia. Jestem cała podenerwowana, bo nie wiem co mnie czeka. A z każdym krokiem zbliżam się do niego.
I gdy jestem dostatecznie blisko, widzę mężczyznę. Ma na sobie białą koszulkę, a na to marynarkę i czarne obcisłe spodnie. To Erik stoi oparty o słup, a w dłoni ściska mały bukiet kwiatów.
Przeznaczony dla mnie.

__________________________________________________
*Marinus Kraus - niemiecki skoczek narciarski.
**Richard Freitag (freitag - piątek) - niemiecki skoczek narciarski.
***Severin Freund (freund - przyjaciel) - niemiecki skoczek narciarski.

Najpierw chcę serdecznie was przeprosić za to ponad tygodniowe opóźnienie, ale zbliża się czas wystawienia ocen i odkryłam teraz, że mogę jeszcze poprawić oceny, więc się staram, a przez to mam bardzo mało czasu na pisanie. Jeszcze nie miałam weny, ale w końcu wróciła i tak oto jestem!
Trochę namieszałam, jak uważacie? Ogółem rozdział jest dłuższy i w miarę mi się podoba, ale opisy pocałunków mi się nie podobają i muszę to poprawić. Jednakże chciałam wynagrodzić wam to opóźnienie takim miłym akcentem. Udało się choć w małym stopniu?
I tak na koniec muszę się pochwalić tym, że spełniłam jedno ze swych marzeń. Maciek, Dejvi, dzięki za zdjęcie! Ogółem dziękuję wszystkim skoczkom i siatkarzom za stworzenie takiej świetnej atmosfery i mam nadzieję, że za rok również się spotkamy na Meczu Gwiazd!


PS I wychodzi na to, że na północy kraju też można zobaczyć skoczków w akcji ;")

sobota, 16 maja 2015

Wspomnienie dziesiąte

Słysząc swoje imię, łapię go za dłoń i mocno ją ściskam. Czuję radość, trudną do opisania słowami.
- Jestem, Andi. - szepczę.
Obserwuję jak unosi powieki i zerka na mnie swoimi oczami. Czuję łzy w kącikach oczu. Tak się o niego bałam, gdy spadł z tego drzewa. Gdy leżał nieruchomo na ziemi, nie dając żadnych oznak życia, nie było niczego oprócz postaci Andreasa.
- Co się stało? - mruczy rozglądając się wokoło. Jest zdezorientowany, to widać gołym okiem.
- Spadłeś z drzewa. - oznajmiam, oczekując jego reakcji na tą wiadomość. Uśmiecha się lekko.
- Trzeba było dla mnie spuścić swoje włosy, Roszpunko.
Przysięgam, że kiedyś przyłożę Wellingerowi za komentarze nieodpowiednie do sytuacji.
- Widzę, że się lepiej czujesz.
- Chyba tylko fizycznie ucierpiałem. - szczerzy się blondyn, ignorując moje piorunujące spojrzenie.
- Nie wiadomo. - odpowiadam pewnie. - Może głowa też ci ucierpiała, Wellinger. - lekko pukam go w głowę. - Ups, chyba mózg wyparował. Tak mi przykro, Wellinger. - informuję go o jego ułomności z udawanym smutkiem.
- Przynajmniej moje IQ nie ucierpi, zadając się z taką osobą. - odparowuje Andi, wystawiając mi język. Naśladuję go, pokazując dodatkowo środkowy palec. Zakrywa usta dłońmi "zszokowany" moim gestem. Oboje po chwili się śmiejemy. On ze śmiechu, ja z ulgi.
Gdy brzuchy przestają nas boleć od śmiechu i oboje milkniemy, Andreas pyta:
- Ile już tu leżę?
Poważnieję.
- Miesiąc. - odpowiadam z powagą, ale szybko ona mija, widząc przerażenie w jego oczach. - Jeden dzień, głupku. - śmieję się, mierzwiąc ręką jego już przydługie włosy. Krzywi się, bo tego nie lubi.
- Nie żartuj ze mnie. - mówi głosem obrażonego dziecka. - To niemiłe.
- No już dobrze, Andi. Leż i odpoczywaj, dziecinko. - wstaję, aby wyjść, ale momentalnie łapie mnie za rękę. - No co? - pytam, widząc jego niemy sprzeciw. - Przeszkadzam ci podobno.
- Nic takiego nie powiedziałem. - odpowiada skoczek, po czym klepie miejsce na łóżku obok siebie.
- A to nie po ślubie, dopiero? - zadaję pytanie z rozbawieniem, ale ochoczo kładę się obok niego. Staram się nie zajmować dużo miejsca, ale im mniejszą część zajmuję, tym bardziej mnie ciągnie do siebie Welli. W końcu leżymy obok siebie, stykając się ramionami.
- Dla ciebie mogę tą zasadę złamać. - odpowiada żartem, po czym mnie obejmuje ramienien. Wyczuwam ukryty podtekst, ale nie komentuję tego. Zamiast tego kładę głowę na klatce piersiowej chłopaka.
Jest wygodnie. Nawet bardzo. Najchętniej to nie ruszałabym się stąd. Ale czy właśnie tego nie robię? Jestem cały czas przy Wellingerze. Czuwałam przy nim, tylko że na krześle. Teraz jestem tuż obok niego i rozumiem, dlaczego Andreas tak długo spał. To łóżko jest po prostu wygodne.
Spoglądam na blondyna i widzę jak ma przymknięte powieki. Nie chcę wstawać z tego łóżka, ale nie chcę też mu przeszkadzać. W końcu to on jest poszkodowany, nie ja. To on leży z gipsem w ręku i lekkim urazem kręgosłupa.
- Śpisz? - szepczę.
- Nie. - otwiera oczy i patrzy na mnie swoimi tęczówkami. Są pełne tęsknoty. Za czym? Za naszą przyjaźnią? Przecież jest ona cały czas i nie zamierzam jej kończyć. Najlepiej nigdy.
- Jeśli jest ci niewygodnie to...
- Nie idź, proszę. - przerywa mi.
- ...masz problem, bo dla mnie jest idealnie. - dokańczam, nieświadoma do końca swoich słów. Jednak po chwili stwierdzam, że to prawda. Jest perfekcyjnie, bo jest Andreas. A nie tylko ciało chłopaka. Nie liczy się w jakim jesteśmy otoczeniu, tylko to, że jest Andi. Prawie cały i zdrowy.
- To dobrze. - odpowiada, przyciągając mnie mocniej do siebie. - Bo jest mi cholernie wygodnie i dobrze. - szepcze mi do ucha i całuje w czoło. Mam ciarki na plecach na dotyk jego ust, choć sama nie wiem. Przyjacielskk pocałunek, przecież.
Leżąc na jego piersi, czuję jak miarowo oddycha. Moja głowa unosi się i opada w rytm jego oddechów. Wzrokiem obserwuje ruch w korytarzu za oknem szpitalnym. Widzę pielięgniarki z kroplówkami, pacjentami lub łóżkami. Wiem, że są one często po pacjentach, którzy trafili na salę operacyjną. Niektórzy nie wrócili stamtąd. Umarli na stole operacyjnym.
Mogę mówić o dużym szczęściu Andreasa, bo chociaż nie był pod nożem lekarzy, to mogło do tego dojść. Chyba nigdy nie zapomnę widoku z góry na ciało blondyna. Nie chcę nawet myśleć o możliwości wstrząśnięcia mózgu czy gorszych urazach kręgosłupa. Ważne, że jest przytomny i przy mnie. A ja przy nim.
Przymykam na chwilę oczy i zasypiam z powodu stresu związanego ze stanem zdrowia Wellingera. To właśnie wtedy mam ten sen.

Stoję na parkingu szkoły, rozglądając się wokoło. Mijają mnie znajomi z mojej klasy. Żegnam się z nimi, z niektórymi przez krótką chwilę rozmawiam. Widzę w oddali Andreasa grającego z przyjaciółmi w nogę i uśmiecham się. Jest oddany grze, choć nie gra tak dobrze jak Erik.
Durm nie tylko Wellingera przerasta swoimi umiejętnościami. Prawie każdego z łatwością ogrywa, robiąc niesamowite zwody z piłką. Mówi się, że jakieś kluby z Bundesligi się nim poważnie interesują, odkąd jest Mistrzem Bawarii ze swoją drużyną. Wiem, że powinnam się cieszyć i robię to, ale jednocześnie smucę, bo to oznacza tylko jedno. Wyjedzie do wielkiego miasta, a o Ruhpolding zapomni.
Więc gdy w końcu przychodzi zgrzany, ale zadowolony, ze smutkiem go witam. Zauważa to, ale  nie pyta o to. Wsiada do auta, a ja robię podobnie. Zapinam pasy, czekając, aż Erik włączy silnik, ale tak się nie dzieje. Patrzę zaskoczona na blondyna, który również się we mnie wpatruje z zaciętą miną.
- Mów, co się dzieje. - rozkazuje mi, choć tego nienawidzę. Jednak wiem, że robi to z troski.
Wzruszam ramionami, ciągle milcząc.
- Nie oszukasz mnie, Schiller. - odpowiada, unosząc lekko kąciki ust. Spuszczam wzrok na skrzynie biegów, ale wtedy Durm bierze mnie za podbródek i zmusza mnie do spojrzenia na niego. - Powiedz, proszę. - prosi mnie, a ja nie mam siły dłużej się stawiać. Zwłaszcza, gdy moja twarz jest blisko jego.
- Martwię się. - mówię zdawkowo.
- Czym?
- Że jak wyjedziesz do innego miasta, aby tam spełniać swoje marzenia, to zapomnisz.
- Niby o czym miałbym zapomnieć? - pyta z lekkim rozbawieniem. Nie brzmi to jak ironia.
- O wszystkim. - odpowiadam, wskazując wzrokiem na szkołę, bo mam ograniczone pole manewru. Nadal trzyma mnie za podbródek. - I o mnie. - dodaje szeptem, nie mając tego w planach. Czuję jak się rumienię. Głupia, głupia, głupia!
- Głuptasie. - czyli on też tak o mnie myśli. No pięknie. - Prędko o tobie nie zapomnę. Na długo zapadłaś mi w pamięć, a każdego dnia sprawiasz, że nie chcę zapomnieć. - wyznaje cicho, nie spuszczając ze mnie wzroku. Nie mogę oderwać wzroku od tych oczu. Są jak magnez. Każdego przyciągają.
I gdy rozmyślam o jego niesamowitych tęczówkach, całuje mnie. Na początku delikatnie, prosząc o pozwolenie. Udzielam mu je, oddając mu dwa razy mocniej. Odruchowo wplatam palce w jego włosy, napierając mocniej ustami na jego. Rozchylam je, a wtedy nasze języki rozpoczynają taniec narzucając swój własny rytm. Erik w tym czasie kładzie dłoń na moich plecach i zmniejsza odległość pomiędzy nami.
Nigdy się nie całowałam z nikim, ale chyba nie zauważa tego lub pomija ten szczegół. Ja sama czuję się w tym tak dobrze jakbym robiła to milion razy, a nie pierwszy. Totalnie mnie to zaskakuje, ale też cieszy. Przynajmniej pierwszy raz nie jest taki zły, jaki się zdawał.
Nagle oboje się odrywamy od siebie, słysząc trąbienie. Rozglądam się wokoło szukając winowajcy, ale nie widzę go. Dziwne.
Gdy odwracam się do Erika, jego nie ma. Zamiast niego widzę Andreasa, który się lekko uśmiecha, czyli tak jak lubię. Włosy ma w lekkim nieładzie, jakby ktoś ich dotykał. I nagle do mnie dociera, że to moje palce pozostawiły ten bałagan na jego głowie.
Jestem zdezorientowana, bo byłam pewna, że to Erik. Nawet czułam żel na jego włosach, którego nie używa Andi. Na dodatek jesteśmy w samochodzie Durma.W takim razie o co chodzi?
- Jedziemy? - pyta Welli głosem Erika i zanim wydaję dźwięk na kształt krzyku, blondyn znika.
Wszystko znika.

A ja się budzę w objęciach Wellingera, w szpitalu. Patrzę na jego spokojną twarz, którą ma podczas snu i odrobinę mój puls się stabilizuje.
To był tylko sen. Z domieszką wspomnienia, jak mogę się domyślać. Tylko dlaczego mnie tak przeraził? Czemu bije mi tak szybko serce z tego powodu? Nie wiem.
Wstaję, wyswobadzając się z objęć Andreasa. Patrzę na jego blond włosy, które są mocno potargane przez sen i się uśmiecham. Tylko Andreas wygląda tak słodko w tym nieładzie. Nagle zastygam nieruchomo. Olśnienie przychodzi z prędkością światła.
Już wiem, dlaczego ten sen mnie przeraził. Nie potrafię stwierdzić, który jest dla mnie ważniejszy. Zaraz, oboje są dla mnie ważni. Ale, któryś musi być ważniejszy. Powinien nim być Andreas, bo to on jest cały czas przy mnie, a nie tylko w wspomnieniach. Jednak Erik, który jest kilometry ode mnie również jest dla mnie ważny. Może i kłamie, ale w wspomnieniach wydaje się...dobry. Teraz też, gdyby nie ta tajemnica, którą skrywa. Tak samo jak Andi, czy moi rodzice.
Dlatego w moim śnie byli zamiennie. Niby całowałam Durma, ale też Wellingera. Nie wiem, dlaczego się nad tym zastanawiam, a raczej mój mózg. Może to skutek uboczny utraty pamięci? Nie mam pojęcia.
Jednak muszę się teraz skupić na innych rzeczach. Na zdrowiu Andreasa, ale też poznaniu prawdy i samego Durma. Jaki naprawdę jest i czy się zmienił. I czy warto poświęcać mu tyle uwagi, ile mu już poświęcam.
Gdy wychodzę z sali, napotykam Erika, który wchodzi do Andiego. Widzę jak Wellinger się już przebudził i obserwuje ruchy piłkarza. Uśmiecham się lekko, choć nie wiem na co.
Siadam na krześle w korytarzu i wysyłam wiadomość do rodziców, aby po mnie przyjechali. Potem biorę do ręki stertę ulotek i przeglądam je. W oddali słyszę głosy blondynów, bo Erik nie zamknął drzwi. Próbuję się skupić na treści reklam, ale nie interesują mnie zbytnio protezy. Dość głośna rozmowa chłopaków uniemożliwia mi chociażby skupieniu się na własnych myślach. A mam ich w głowie naprawdę dużo. Usiłuję ich ignorować, ale jest to niemożliwe. Tylko czekam, aż jakaś przechodząca pielięgniarka zwróci im uwagę.
Tak się jednak nie dzieje. Najwyraźniej nikomu nie przeszkadza to albo mają to w głębokim poważaniu. A Andreas i Erik nie pozostawiają mi wyboru. Muszę wstać i zamknąć drzwi, choć nie chce mi się wstawać.
Jednak zmuszam swoje nogi do posłuszeństwa i wstaję. Kieruję się do drzwi, a ich głosy stają się wyraźniejsze i słyszę ich rozmowę. Przystaję na chwilę, nasłuchując jaki temat wywołuje takie poruszenie u nich. Stawiam na piłkę, bo w końcu oboje są za różnymi drużynami. Jednakże się mylę, gdy stoję dłużej obok drzwi.
- Nie będę dłużej kłamać. - słyszę głos Andreasa. - Wiesz, że nie lubię tego robić.
Doprawdy, Welli?
- Obiecałeś. - przypomina mu Erik.
- Ona i tak już się domyśla. Widzę to.
- Czego? - pyta z lekką paniką Durm.
- To, że coś przed nią ukrywamy. Ja może jeszcze jakoś wytrzymam, ale jej rodzice mogą jej powiedzieć.
- Proszę.
- Dlaczego mam to robić? Zabrałeś mi, to co było dla mnie najważniejsze. A gdy znowu to mam, chcesz wyrwać mi to z rąk.
- Błagam cię. Nie może się dowiedzieć, bo mnie znienawidzi. Jak wtedy.
- Erik, nie. Musi wiedzieć. Ja jej nie okłamię już więcej.
Nie słyszę nic więcej, więc wnioskuję, że to koniec rozmowy. Szybko wracam na krzesło, ale to nie pomaga.
Moje pytanie się mnożą z każdą minutą a odpowiedzi na nich nie widzę.

Rozdział mi się w miarę podoba. Jest dłuższy, chyba lepszy i ciekawszy. No i jest więcej Andreasa, bo co to by było bez Wellingera? Zabiłybyście mnie
Co do drugiego opowiadania to chwilowo go zawieszam, ponieważ nie mam czasu na pisanie go (szkoła i jeszcze raz szkoła) a nie chcę go pisać na siłę, a potem się krzywić na jakość rozdziału. Wrócę na niego jak tylko ten skończę, a powoli zbliżamy się do końca (ale bardzo powoli).
Niektórzy się pytali o sektor na LGP więc piszę, że B1, bo spotykam się tam z koleżanką, która polecała sektor :")


PS Za jakiekolwiek błędy przepraszam i w miarę możliwości proszę o zgłaszanie ich w komentarzach ;**

niedziela, 10 maja 2015

Wspomnienie dziewiąte

Czuję przyjemne ciepło, którego mi tak brakowało przez ostatnie godziny. Mogę sobie wyobrazić, że siedzimy przed kominkiem, opatuleni żarem z kominka.
Trzymam jego rękę jakby miała się wyślizgnąć z mojego uścisku. Czuję się winna za wszystko, co go spotkało. Za ból fizyczny jak i psychiczny. Za to, że leży w tym samym miejscu, co ja całkiem niedawno. Za to, że nie mogę mu pomóc jak tylko trzymając go za rękę.
- Siedzisz już tu dwie godziny. - mówi moja mama, siadając obok mnie na krześle. - Da sobie radę.
- Wiem. - odpowiadam, nie spuszczając z niego wzroku.
- To tylko złamany nadgarstek. - informuje mnie o czymś, co doskonale wiem.
- I uraz kręgosłupa. - dodaję, próbując powstrzymać łzy. Tak źle się z tym czuję. Z poczuciem winy.
- Wyjdzie z tego. - pociesza mnie, ale nie udaje jej się. - Proszę, wyjdź na trochę z szpitala. Siedziałaś tu wczoraj i dziś.
- Nie mogę. - cedzę przez zęby. Jestem mu coś winna za to.
Słyszę jak mama głośno wzdycha o wstaje. Kieruje się do wyjścia i w połowie się zatrzymuje:
- Jak ja ci nie mogę przemówić do rozsądku, to może twój gość. - informuje i wychodzi.
Jaki gość? Co mnie obchodzi, że ktoś tam przyszedł? Jestem przy Andreasie, bo jestem mu to dłużna.
Obserwuję spokojną twarz Wellingera. Nie widać żadnych oznaków uśmiechu, który zwykle gości na jego twarzy. Jego poważna mina lekko mnie przeraża. Czuję, że będzie inaczej. Że będzie zły. Że zostawi mnie z pustką w sercu.
- Wybacz mi, Andi. - szepczę, spoglądając w jego zamknięte oczy. Zaciskam powieki, aby powstrzymać gromadzące się łzy.
Gdy czuję dłoń na swoim ramieniu, otwieram gwałtownie oczy i odwracam się. Widzę zmartwione błękitne tęczówki, wpatrujące się we mnie, pełne usta zaciśnięte w kreskę i blond czuprynę zaczesaną na bok. Czarna koszulka z żółtym nadrukiem tylko dodaje powagi.
- Erik. - na usta ciśnie mi się milion pytań, ale tylko potrafię wymówić jego imię.
- Caroline. - wzdycha, siadając na krzesełku obok.
Jest tak blisko mnie, że chcę, aby mnie przytulił i pocieszył. Chyba tego mi brakuje obecnie. Wsparcia od Durma.
Spoglądam na jego nogę, która jest usztywniona. Przypominam sobie faul na blondynie i jeszcze bardziej chce mi się płakać. Powstrzymuję się jednak i przenoszę wzrok na tęczówki chłopaka, które napotykają moje spojrzenie. Patrzyłabym się w nie bez końca, ale wiem, że muszę zrobić coś innego.
- Musimy porozmawiać. - oznajmiam, czekając na jego reakcję. Spuszcza wzrok na swoje nogi, po czym lekko kiwa twierdząco głową.
- Wiem. - odpowiada i znowu obserwuje mnie swoimi oczami. Wstaje i podaje mi rękę, którą chwytam. Kierujemy się do wyjścia na korytarz. Spoglądam na Welliego, oczekując jakiegokolwiek gestu otuchy, choć wiem, że nic takiego nie ujrzę.
Wychodzimy z pomieszczenia i kierujemy się do krzeseł w korytarzu. Siadamy na dwóch sąsiednich. Stykamy się ramionami, ale nie przeszkadza mi to, bo czuję się przyzwyczajona do kontaktu fizycznego z nim.
Z blondynem, który intensywnie się we mnie wpatruję, a ja rozumiem jaki był celu mojego wyjazdu do Dortmundu. Rozmowa była przy okazji. Chciałam znowu patrzeć na niego. Na jego błękitne oczy, zaczesane na bok włosy, usta wykrzywione w lekki uśmiech.
- Od czego chcesz zacząć? - pyta cicho, nie odrywając ode mnie wzroku. Ja również nie spuszczam go z oka.
Zastanawiam się nad odpowiedzią, widząc jak jego twarz się przybliża do mojej. Zapominam o wszystkim, skupiona na jego hipnotyzujących oczach.
- Od początku. - mówię w tym samym czasie, gdy czuję jego oddech na swojej twarzy. Miętowy.
- Mogę ci pokazać? - szepcze mi do ucha. Nie widząc mojego sprzeciwu, muska wargami moje usta.
Jestem jednocześnie zaskoczona przebiegiem rozmowy i podekscytowana. Choć nie przypominam sobie, abym go kiedykolwiek całowała, to moje usta znają jego. Oddają pocałunek, choć tego nie planowałam.
Przymykam oczy, rozkoszując się chwilą. Dla mnie to mógł być aktualna część naszej historii. A to dopiero początek.
Myślę, że nie czułam się tak cudownie od dawna. Porównywałabym tylko zabawę na placu zabaw z Andim, ale myślę, że to jest lepsze. Pocałunek z Durmem góruje nad innymi wydarzeniami.
I nagle wszystko przestaje być takie kolorowe.

Zdenerwowana chodzę po pokoju, ignorując tłumaczenia blondyna. W myślach mam tylko słowa wypowiedziane tak dawno, a uznane przeze mnie za kłamstwo.
- Miał rację. - mówię cicho, tłumiąc w sobie złość. - Miał rację, do cholery! - mówię głośniej.
- Kto? - pyta, chcąc do mnie podejść, ale rezygnuje szybko. I tak bym go odepchnęła.
- Kto? Oczywiście, że Wellinger! On zawsze musi mieć rację. - mruczę, siadając na krześle. Ukrywam twarz w dłoniach, kręcąc z niedowierzania głową.
- Co powiedział? - zadaje mi pytanie. Jego głos doprowadza mnie do szaleństwa. Mam ochotę go uderzyć w twarz i jednocześnie wpić się w jego usta. Co on ze mną robi?
Kocham go, ale to się teraz nie liczy. Liczy się prawda, która jest bolesna i nieodwołalna. Nie cofniemy słów i czynów. Musimy żyć ze wszystkimi błędami. A ten kto od nich ucieka jest tchórzem. Jak on.
- Że mnie zranisz. - odpowiadam łamiącym się głosem. - Nawet nie wiesz jak się czuję, że go zraniłam. Że powiedziałam, że ciebie nie zna tak dobrze jak ja. Ale czy ja cię tak naprawdę znam? - milczy, a ja patrzę na niego. Moja irytacja z każdą sekundą rośnie. - Odpowiedz mi, Erik! Chcę wiedzieć, czy było warto poświęcić moją przyjaźń z Wellingerem dla ciebie. - cedzę przez zęby, nie hamując spływających po twarzy łez.
- Nadal jestem tym samym chłopakiem, którego poznałaś na grillu. Nadal jestem nim, Caroline! To tylko jeden błąd! - podchodzi do mnie i klęka. Próbuje mnie dotknąć, ale szybko wstaję. Widzę jego pełne rozpaczy oczy, ale wiem, że nawet one nie zmienią tego.
- O jeden błąd za dużo. - odpowiadam, unikając jego wzroku. Moim obiektem zainteresowania staje się podłoga. - Proszę zawieź mnie do domu.

Odrywam się jak oparzona od Durma z dwóch powodów. To wspomnienie nasuwa mi jeszcze więcej pytań, a Andi sprawia, że czuję jeszcze większą winę. On leży w sali z obrażeniami, podczas gdy ja całuję się z Erikiem.
Próbuję ukryć w sobie swoje emocję i udaję, że ten pocałunek nie miał nigdy miejsca. Boli mnie to trochę, ale obecna sytuacja mi na to nie pozwala. Chcę wiedzieć czy Durm powie mi o tej kłótni i jej powodzie, czy przemilczy sprawę.
- I co dalej? - pytam, wracając w myślach do pocałunku.
Odchrząkuje, ale mówi:
- Potem zaczęliśmy się spotykać. Nadal chodziliśmy do szkoły, a kiedy ja ją skończyłem, wyjechałem do Dortmundu. A potem ty, gdy skończyłaś szkołę. Zostawiłaś tutaj wszystko; swoją rodzinę oraz przyjaciół i pojechałaś do Zagłębia Ruhry. - uśmiecha się na chwilę. - Kochaliśmy się. - mówiąc te słowa, poważnieje.
- To wszystko?
- Tak. - kłamie, bez mrugnięcia okiem czy wahania.
Cały czar znika, pozostaje tylko urok, który piłkarz rzuca na każdą dziewczynę, jak się domyślam. Chcę wstać, ale łapie mnie za rękę.
- Pamiętasz coś z tego okresu?
Przymykam na chwilę oczy, zastanawiając się nad odpowiedzią. Ale myślę, że jest ona prosta.
- Nie.
Oko za oko. Ząb za ząb. Kłamstwo za kłamstwo.

Gdy zostawiam na korytarzu Erika i wchodzę spowrotem do sali, zastaję Andreasa w tej samej pozie. Nieruchomo leży, a jedyną oznaką życia jest unosząca się klatka piersiowa i pikające urządzenie. Obok niego siedzą rodzice. Państwo Wellinger.
Wzrokiem szukam ucieczki od nich i wyrzutów. Wiem, że je usłyszę. Dlaczego dopuściłam do takiej sytacji? Dlaczego go nie powstrzymałam? Sama nie wiem. Może dlatego, że tak bardzo chciałam go przy sobie. Chyba desperacko potrzebowałam towarzysza, a Andi idealnie się na niego nadawał. Ale to mnie nie usprawiedliwia.
Rodzice na mój widok, zachęcają mnie, abym podeszła i usiadła obok nich. Nie widzę u nich złości, ale może to dlatego, że są za daleko ode mnie. Mimo to idę do leżącego Andreasa i siadam na wolnym krześle. Wpatruję się w podłogę, nie chcąc napotkać wzroku państwa Wellingerów.
- Rozmawialiśmy z twoją mamą. - odzywa się mama Andiego, a ja unoszę głowę. Nie widzę u niej złości, ani wyrzutów.
- Mówiła, że się obwiniasz o ten wypadek. - dodaje tata Andreasa. Nie wiem o co im chodzi, więc milczę.
- Nie możesz się obwiniać o lekkomyślność Andreasa, kochanie. - mówi pani Wellinger, na co wytrzeszczam oczy ze zdumienia. Czyli oni nie mają mi tego za złe, tylko Andiemu?
- Ale ja go nie powstrzymałam...
- Andi jest uparty, przecież wiesz. Jak coś postanowi, to nawet my nie potrafimy go odwieźć od tego pomysłu. To nie twoja wina, Caroline. - oznajmia jego mama, a ja w końcu nie czuję winy za ten wypadek. Patrzę na nią z wdzięcznością.
- Dziękuję. - mówię szczerze. Na prawdę jestem jej wdzięczna za te słowa. Pomogły mi.
Państwo Wellinger patrzą na siebie, swojego syna, a potem matka Wellingera oznajmia:
- My już będziemy się zbierać. I nie siedź za długo. Andi jest pod dobrą opieką.
Po ich wyjściu, zostaję sama z blondynem. Dotykam jego ciepłej dłoni, wpatrując się w jego przymknięte oczy. Dużo bym dała, aby je otworzył i spojrzał na mnie z tym błyskiem w oku.
Przypominam sobie tą kłótnie z przeszłości i dzisiejszy pocałunek z Erikiem. Może już nie czuję się winna z powodu wypadku, ale na pewno z wydarzeń z przeszłości. Całowanie się z piłkarzem było cudownym przeżyciem, ale czy tego nie chciałby Andreas? Pamiętam tą sytuację z placu zabaw, gdy o mało do tego nie doszło. I retrospekcja pocałunku z nim. Byliśmy razem? Nie wiem, ale wydaje mi się, że tylko przyjaciółmi. Przyjaciółmi, którzy złamali zasady koleżeństwa i się całowali. Ale czy teraz też ich nie złamię?
Moje rozmyślania przerywa ruch. Ruch dłoni, a dokładniej drgnięcie. To Andi, który się wybudza. Z napięciem obserwuję jak próbuje unieść powieki. Potrzebuje paru prób, ale rozumiem go. Sama tak miałam. Za którymś razem je otwiera, a ja oddycham z ulgą. Szybko je zamyka, ale słyszę jak cicho wymawia jedno słowo.
- Caroline.

Z małym poślizgiem, ale jestem! Przybywam z nowym rozdziałem i Erikiem. Wcześniej był na odległość, a teraz we własnej osobie. Mam nadzieję, że spodoba wam się rozdział, w którym więcej Durma, a nie Wellingera. W końcu strzelec bramki dla Borussii musi mieć swoje miejsce w hierarchii ważności. Szczególnie po tym jak zobaczyłam wasze reakcje na wypadek Andiego, to musiałam odciągnąć uwagę od naszego Wellingera :")
A kto, jak ja, jedzie na LGP do Wisły na indywidualny konkurs? Kto przemierzy całą Polskę, aby spotkać swoich idoli? Widzimy się za 83 dni!
Tak jak się widzimy za 20 dni z polskimi skoczkami na Meczu Gwiazd! Kogoś spotkam może?

PS Przepraszam za jakiekolwiek błędy i dziękuję za spostrzegawczość.

piątek, 1 maja 2015

Wspomnienie ósme

Andreas prowadzi mnie z powrotem do domu. Idziemy wzdłuż chodnika, prowadzącego do budynku, ale ja myślami jestem gdzie indziej. Przed oczami mam młodszego o kilka lat Erika. Przez te kilka lat się z wyglądu nie zmienił, ale z charakteru? Trudno mi powiedzieć. Widziałam go kilka razy, gdzie zachowywał się podobnie jak w ogrodzie państwa Durmów. Nie wiem jednak, czy na prawdę taki jest czy to tylko ściema przed czymś. Tylko przed czym?
- Śpiąca królewno! - z rozmyślań wyrywa mnie głos Andiego. Mrugam kilkukrotnie powiekami, patrząc na niego ze zdziwieniem.
- No co? - pytam go i nie spoglądając na niego, wchodzę do środka.
Kieruję się do kuchni, gdzie wyciągam z szafki dwie szklanki. Spoglądam do lodówki na picie i krzyczę:
- Co chcesz?
- Picie! - odkrzykuje z salonu.
- Jakie, głupku?! - inteligencja Wellingera mnie powala.
- Może być cola!
Słuchając życzenia skoczka, nalewam mu do szklanki napój. Słyszę jak ogląda jakiś mecz, bo komentator żywo opowiada o przebiegu spotkania. Zainteresowana podchodzę bliżej i patrzę na ekran. Zawodnicy w czerwonych i żółtych strojach ganiają za piłką. Dopiero po chwili orientuję się, że to powtórka meczu Bayern - Borussia. To ten sam, który odbył się tego samego dnia, co mój wyjazd do Dortmundu, czyli dokładnie pięć dni temu.
Podaję blondynowi szklankę, nie odrywając wzroku od telewizora. Widzę jak Erik próbuję z piłką przedostać się na stronę rywala. Jest skupiony, policzki ma jak zwykle zaróżowione, a usta lekko rozchylone. Przeciwnik wybija piłkę na aut. Doskakuje do niej i szuka wzrokiem swoich kolegów. Dostrzegam jak wystawia na chwilę język, a potem się uśmiecha. Widać, że gra w piłkę sprawia mu radość.
Po chwili znowu jest przy piłce, ale tym razem rywal nie fatyguje się wybiciem na aut. Robi nieprawidłowy z przepisami wślizg w nogi blondyna. Zakrywam usta dłonią, wytrzeszczając oczy na ten faul. Durm zwija się z bólu na murawie, trzymając się za nogę, która ucierpiała w wyniki tego starcia. Szybko przybiegają do niego lekarze, a po kilku minitach wynoszą go. Za zawodnika z numerem 37 wchodzi ktoś inny, a Welli przełącza kanał.
Patrzę na skoczka z wyrzutem:
- Nie powiedziałeś mi o tym!
- To nic takiego. - odpowiada spokojnie Andreas. - Tylko trzy tygodnie przerwy.
- Aż trzy?!
- Caroline, on nie pauzuje trzy miesiące, tylko trzy tygodnie. - zaznacza Wellinger.- Każdy zawodnik musi pauzować przez kontuzje.
Milczę, analizując słowa Andiego. To wejście wyglądało naprawdę brutalnie, ale może dlatego, że nie widziałam groźniejszych. I cieszę się z tego, bo jeśli się przeraziłam tego faulu, to co dopiero innych.
Upijam łyk coli, patrząc jak chłopak bezsensownie przełącza kanały. Pomimo jego zapewnień, widzę na jego twarzy troskę, ale nie jestem pewna, czy jest ona skierowana do zawodnika Borussii.
Po kilku minutach wyłącza telewizor i idzie na górę. Podążam za nim, w międzyczasie odstawiając szklankę na pobliski stolik. Zauważam, że wchodzi do mojego pokoju i nurkuje pod łóżko. Zdziwiona obserwuję jego poczynania, siadając na obrotowym krześle. Widzę jak koszulka podwinęła się tak, że widzę kawałek jego pleców. Uśmiecham się lekko.
Po chwili wyczołgowuje się z różową rzeczą, podobną do segregatora. Kładzie swoją zdobycz i poprawia t-shirt. W tej samej chwili doskakuję do segregatora, jak mniemam i otwieram go. Dostrzegam kątem oka jak kręci głową, uśmiechając się lekko.
To, co widzę na okładce, czyli zdjęcia osób znanych mi sprawia, że to raczej nie jest segregator. Upewniam się, że to album, gdy zamiast kartek napotykam zdjęcia. Są to zdjęcia moje z Erikiem, tak jak na okładce. Z uwagą pochłaniam wzrokiem każdą fotografię. Z zaciekawieniem patrzę na daty. Są różne, ale nie różnią się bardziej niż pięcioma latami. To znaczy, że albo znamy się z Durmem tyle lat, albo dopiero od pięciu lat używamy aparatu. Ta druga opcja raczej odpada, więc zostaje pierwsza, najbardziej prawdopodobna.
Spoglądam wyczekująco na Wellingera, ale on siedzi zamyślony na krześle. Rzucam w niego poduszką, którą łapie od razu, co oznacza, że wrócił do rzeczywistości. Pokazuję głową na album, na co siada obok mnie na łóżku i sam bierze do ręki ów przedmiot.
Chcę się go zapytać skąd o tym wie, ale nie zadaję mu tego pytania. W końcu niedawno nurkował pod to łóżko. Zamiast tego milczę, czekając na wypowiedź Andiego.
- Poznaliście się jakieś pięć lat temu. - zaczyna, wahając się przez chwilę nad datą. - Jak sobie już zdążyłaś przypomnieć, było to podczas grilla u Durmów. A przynajmniej tak mi mówiłaś. - wzrusza ramionami. - W każdym razie nie rozmawialiście ze sobą za bardzo w szkole, a podczas podróży do szkoły. U mnie było na odwrót. Poznaliśmy się z Erikiem na treningu piłki nożnej. - uśmiecha się na chwilę. - A potem tak wyszło, że zbliżyliście się do sie... - gdy przerywa, ja wstrzymuję mimowolnie oddech. Nasłuchujemy wspólnie dźwięków samochodu, wjeżdżającego na podjazd. Nic takiego jednak nie słyszymy i Andreas może spokojnie kontynuować. - ...bie. Erik jest od ciebie starszy o rok, więc zaraz po napisaniu matury wyjechał do Dortmundu, bo zaproponowali mu profesjonalny kontrakt. Od tego czasu tam mieszka i czasami odwiedza rodziców. - kończy, podczas gdy przekładam strony w albumie.
Zauważam, że od zdjęcia z Andreasem, gdy stoimy przed szkołą, pokazując dwa na palcach, Wellingera jest o wiele mniej. Dwójka wydaję mi się oznaczać drugą klasę, czyli dokładnie rok, w którym przyjechał Erik.
Spoglądam na Andreasa, który z uwagą studiuje ścianę i wiem, że kłamie co do przyjaźni z Durmem. Gdyby było inaczej, nie zniknąłby nagle z tych fotografii.
- W jakim sensie się zbliżyliśmy? - pytam go, nie podnosząc wzroku znad albumu, ale nie słyszę odpowiedzi. - Andreas! - spoglądam wyczekująco.
Przenosi wzrok na mnie, ale nie widzę w jego oczach tego samego błysku co niedawno. Czuje chwilowy ból w okolicy serca, ale staram się o nim nie myśleć.
- A jak myślisz? - mówi ledwo słyszalnie. - Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, ale przyszła ona z czasem. A ja... - chce coś powiedzieć, ale milknie.
- A ty?
- Nieważne. - mruczy i spuszcza wzrok na podłogę.
Dotykam dłonią jego ramienia, chcąc mu pomóc. Nie reaguje na to. Mimowolnie przysuwam się do niego i kładę dłonie na jego policzkach, próbując zmusić go do spojrzenia w moją stronę. Spogląda na mnie spode łba, a ja czuję, że doświadczam... Czego? Chyba deja vu.

- Możemy pogadać? - pyta mnie z powagą na twarzy, podczas gdy śmieję się z żartu Erika. Kiwam głową, a on prowadzi mnie na ubocze.
- Co? - pytam go, krzyżując ręce na piersi.
- Mieliśmy się wczoraj spotkać. - przypomina mi. Jest poważny, a to zdarza się bardzo rzadko. - Pamiętasz?
- Pamiętam. - odpowiadam powoli, czując lekkie rumieńce na twarzy. Dlaczego? Bo zapomniałam o tym.
- I co? Wszystko w porządku?
- No nie do końca. - mówię nieśmiało. Gdy mówi takim tonen, czuję jakbym dostawała naganę od rodzica.
- Masz rację, Caroline. Nie do końca. - zgadza się ze mną. - Zamierzasz coś z tym zrobić? - milczę. - Czy nadal chcesz wystawiać swojego przyjaciela?
- Nie wystawiam cię! - wyrywam się, choć moje słowa to kłamstwo. Po raz kolejny stawiam Erika nad Andreasem. Moje rumieńce nabierają kolorów.
- Widzisz? Jeszcze kłamiesz. - wzdycha, zawieszając wzrok na czymś w oddali. - Pomyślałaś może jak się czuję, gdy czekam na ciebie jak głupek, a ty nie przychodzisz, bo jesteś z Durmem?
- On ma imię. - cedzę przez zęby. Nienawidzę, gdy mówi po nazwisku na blondyna. - A poza tym, jak nie zauważyłeś, przez ostatnie lata byłam zawsze!
- Czy ty naprawdę nie zauważasz kto jest głównym powodem? - pyta z irytacją.
- Proszę bardzo! Oświeć mnie!
- Osoba, która właśnie zagaduje Claudię i na ciebie czeka. - odwracam głowę w kierunku Durma. Rzeczywiście. Na wesoło rozmawia z największym plastikiem w szkole. Widzę jak dziewczyna się do niego przymila. To tylko zmaga moją irytację.
- Wszystko na niego zwalasz! A może to wina leży po twojej stronie? Może już nie chcę, abyś był moim przyjacielem, któremu nie pasuje mój chłopak? Nie chcę takiego przyjaciela, słyszysz? - niemal wykrzykuję to, co zbierało mi się od samego początku i od razu tego żałuję.
- Widzę, że to już na poważnie. - uśmiecha się lekko, odwraca się do mnie plecami i odchodzi ode mnie. Mój przyjaciel mnie zostawia i to przeze mnie.
Nie zastanawiając się długo biegnę za nim, bo szybko idze. Nie obchodzi mnie Erik, ani Claudia, tylko Andreas. Jedna z najważniejsza dla mnie osób. Nie mogę go stracić.
- Andreas! - mówię, zrównując się z nim. Ignoruje mnie. - Wellinger, do cholery! - krzyczę na niego, a wtedy staje. Przed ruszeniem dalej obdarza mnie jednym, krótkim spojrzeniem.

Tym samym co teraz.
Jak oparzona odrywam dłonie od jego twarzy. Patrzę przerażona na niego, a w myślach na tego z wspomnień.
Zraniłam go. Wtedy i dziś. Dziś zadałam mu ból wspomnieniami. Napewno przypomniał sobie o naszej kłótni, która z pewnością sprawiła mu ból jak mi. Najchętniej wymazałabym ją z pamięci, a najlepiej wogóle nie przypominała sobie o tym. Ale od przeszłości nie da się uciec. A nawet jeśli, to tylko chwilowo.
- Caro? - słyszę zachrypnięty głos Andreasa. Patrzę na niego z bólem i po prostu wtulam się w niego.
- Przepraszam Andi. - szepczę mu do ucha. - Za dziś i za tą kłótnię. Przepraszam.
Odsuwa mnie od siebie, trzymając za ramiona. Spogląda na mnie uważnie i oznajmia:
- Nie musisz przepraszać. - nie daje mi wejść w słowo. - Już dawno ci wybaczyłem.
- Źle się z tym czuję. - przyznaję, ponownie się do niego przytulając.
- Ja też. Byłem cholernie zazdrosny o ciebie. Nie umiałem się pogodzić, że nie jesteś już moją małą Caroline. Więc ja też cię przepraszam. - mówi, obejmując mnie ramionami.
- Oh, Andi. - śmieję się cicho. - Ty mój mały zazdrośniku.
- Najgorsze, że nadal jestem o ciebie zazdrosny. - oznajmia cicho, a ja przestaję się śmiać, bo nie wiem co to oznacza.
Nie mam jednak czasu się o to zapytać, bo słyszymy głosy moich rodziców. Oboje się zrywamy chowając wszystko pod łóżko. Otwieram na oścież okno, a Andreas pospiesznie przez nie przechodzi, wchodząc na tą samą gałąź. Z lękiem obserwuję jak przemieszcza się po niej. Serce bije mi szybko, o mało nie wyskakuje z piersi. Denerwuję się tym bardziej niż wcześniej.
Gdy Wellinger jest w połowie, widzę jak gałąź niebezpiecznie się kołysze. Nie mam jednak czasu poinformować o tym Wellingera. A nawet gdybym miała, to nic nie mógłby zrobić. Nie zmienia to faktu, że nie mam ani jednej chwili na poinformowanie chłopaka o tym fakcie, choć bym chciała. Przynajmniej czułabym, że coś zrobiłam.
Zamiast tego czuję cholerne poczucie winy, strach, przerażenie i wiele innych emocji, których nie mogę nazwać, gdy gałąź się łamie, a skoczek spada z ponad sześciu metrów na ziemię.
Czuję jak moje serce na moment zamiera.

Wróciłam z zaświatów!

No może nie z zaświatów, a z Madrytu, ale i tak tysiące kilometrów od Polski. Brak czasu spowodował na dodatek, że nie czytałam, a tymbardziej nie komentowałam waszych blogów, za co PRZEPRASZAM i obiecuję, że nadrobię te zaległości.

We wtorek chyba po raz pierwszy Erik i Andreas byli razem w jednym miejscu i od razu górą była Borussia (Erik) a nie Bayern (Andi). Więc wprowadziłam równowagę i dzisiaj więcej Andreasa, choć częściej niż w poprzednim rozdziale postać Durma. Enjoy!


PS Berlin, wir kommen!