Nazajutrz staję na przystanku busa jadącego do Monachium. Na dworze jest dość ciepło, więc mam na sobie bluzę z kapturem, a pod spodem koszulkę na krótki rękaw. Dżinsy dopełniają ten komplet.
Mimo, że stoję na przystanku, myślami jestem gdzie indziej. Cały czas rozmyślam o wczorajszym spotkaniu z Andreasem. O niedoszłym pocałunku, dziwnych wyjaśnieniach Wellingera i jego złości. To właśnie przez to spędziłam bezsenną noc. Ilekroć zmieniałam bok, ciągle miałam przed oczami błękitne tęczówki blondyna. Nawet teraz nie mogę wymazać tego wspomnienia. Prześladuje mnie i sprawia, że już tęsknię za Andim.
Gdy punktualnie przyjeżdża pojazd, wsiadam do niego bez wahania, pokazując kierowcy bilet. Znajduję wolne miejsce, zgłaśniam muzykę lecącą ze słuchawek i zamykam oczy. Jednak nie sprawia to, że nie czuję winy. To ja o siódmej rano "uciekłam" z domu zostawiając na blacie w kuchni informacje na temat godziny powrotu na kartce. I czuję się z tym podle, ale usiłuję to zagłuszyć dźwiękami muzyki.
Mimo, że stoję na przystanku, myślami jestem gdzie indziej. Cały czas rozmyślam o wczorajszym spotkaniu z Andreasem. O niedoszłym pocałunku, dziwnych wyjaśnieniach Wellingera i jego złości. To właśnie przez to spędziłam bezsenną noc. Ilekroć zmieniałam bok, ciągle miałam przed oczami błękitne tęczówki blondyna. Nawet teraz nie mogę wymazać tego wspomnienia. Prześladuje mnie i sprawia, że już tęsknię za Andim.
Gdy punktualnie przyjeżdża pojazd, wsiadam do niego bez wahania, pokazując kierowcy bilet. Znajduję wolne miejsce, zgłaśniam muzykę lecącą ze słuchawek i zamykam oczy. Jednak nie sprawia to, że nie czuję winy. To ja o siódmej rano "uciekłam" z domu zostawiając na blacie w kuchni informacje na temat godziny powrotu na kartce. I czuję się z tym podle, ale usiłuję to zagłuszyć dźwiękami muzyki.
Po dotarciu do Monachium, kieruję się na pociąg jadący na zachód Niemiec. Nie obchodzi się bez pomocy mieszkańców stolicy Bawarii, ale w końcu docieram do celu. Po drodze mijam grupkę kibiców Bayernu, którzy idą w przeciwną stronę. Domyślam się, że kierują się na stadion, ale mało mnie to interesuje. Gdyby to była Borussia, to tak zwróciłabym uwagę, ale Bayern? Andreas byłby wniebowzięty.
Czemu o nim cały czas myślę? Pytam samą siebie patrząc na zbliżający się pociąg.
Bo ci na nim zależy. Odpowiada głos w mojej głowie, ale ignoruje go i wsiadam do środka.
Mało nie brakowało, abyś uległa mu. Głos nadal mnie prześladuje, nie dając za wygraną. W drodze do wolnego miejsca to zdanie chodzi mi po głowie. Gdy w końcu siadam, czuję się fatalnie.
Poczucie winy tylko się nasiliło, tęsknota za bliskimi daje o sobie znać dwa razy mocniej, a to jedno zdanie cały czas brzmi od nowa w mojej głowie. W jednej chwili chcę krzyknąć "Stop", wysiąść i zawrócić, ale z drugiej jadę pociągiem w określonym celu. A mój cel jest przede mną. Nieubłagalnie z każdą sekundą się do mnie zbliża, a ja z każdą chwilą co raz bardziej czuję się zagubiona.
Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy co ja robię. Nie przemyślałam tego, że mogę się zgubić, wsiąść do złego pociągu, nie mieć wystarczająco pieniędzy na powrót. Kierowałam się tylko jedną myślą. Aby choć trochę zrozumieć wczorajszy dzień, a nawet część przeszłości.
A teraz jadę na zachód Niemiec wcale nie wiedząc co mnie tam czeka. I to mnie najbardziej martwi.
Z moich rozmyślań wyrywa mnie głos kobiety informującej o czasie dojazdu do celu. Mojego celu. Rozglądam się po przedziale, ale wszyscy siedzą spokojnie skupieni na sobie. Gdyby ktoś chociaż uśmiechnął się pocieszająco do mnie, poczułabym się o wiele lepiej. Ale nic takiego się nie dzieje i nadal tkwię w swoich myślach.
Z ponurą twarzą mijam pierwsze budynki miasta. Przeważnie są to obiekty związane z przemysłem, ale trafiają się zwykłe domy. Widzę również pierwszych mieszkańców. Jak w każdym innym mieście biegną w swoje strony ignorując wszystko dookoła.
Po chwili czuję jak pociąg zwalnia a pasażerowie się zbierają. Podążam ich śladem, choć nie mam czego zbierać. Prędzej powinnam uporządkować moje myśli niż rzeczy. Nie mam żadnej walizki ze sobą, a jedynym moim bagażem jest torba na ramię, wygrzebana z jakiejś szafy.
Gdy pojazd się zatrzymuje na peronie, zwlekam się z wyjściem z niego. Znowu przez głowę przechodzi mi myśl powrotu do domu. Przeprosiłabym rodziców, Andreasa, zapomniała o wczorajszym spotkaniu z nim i wszystko byłoby po staremu. Jednak nie mogę zawrócić. Nie w tym momencie, bo jestem bardzo blisko celu. Więc wychodzę pewnym krokiem z pociągu i staję na chodniku w centrum Dortmundu.
Pierwsze co mi się rzuca w oczy to duży tłum na peronie jadący w przeciwną stronę niż mój. Jest to o tyle dziwne, bo nie widziałam w trakcie mojej podróży tylu ludzi czekający na jeden pociąg. Szybko jednak wyrzucam z głowy ten widok, bo przyjechałam tu w innym celu. Idę do kiosku i kupuję plan miasta. Gdy trzymam go już w ręku, wyciągam małą karteczkę z adresem i szukam go na mapie. Z triumfem znajduję go na krańcach planu. Sprawdzam czy jest to duża odległość od miejsca, w którym się znajduję i szukam wzrokiem taksówki.
Na szczęście znajduję ją postawioną na końcu ulicy. Dość szybkim krokiem podchodzę, jakbym się bała, że ucieknie mi sprzed nosa. Nic takiego się nie dzieje, a ja śmieję się ze swoich myśli. Kierowca jest miły i po podaniu mu adresu, od razu ruszamy. W radiu leci muzyka, która trochę mnie rozluźnia. Próbuję skupić się na tekście i jego sensie, ale nie rozumiem go. Po chwili dochodzę do wniosku, że jest w obcym języku.
Wsłuchując się w dźwięki melodii, wyglądam przez okno. Widzę same nowoczesne budynki, które szybko mijam. Uchylam okno w samochodzie i wyciągam rękę. Czuję chłodny powiew powietrza, ale jest to przyjemne uczucie. Po chwili go wyciągam i przykładam dłoń do rozgrzanego policzka. Przynosi mi to ulgę. Jednak szybko ona mija, bo palce przestają być przyjemnie ciepłe, a auto się zatrzymuje.
- Co się stało? - pytam zachrypniętym głosem mężczyznę.
- Korki, jak zwykle o tej porze. Choć dzisiaj powinny być mniejsze. - odpowiada bębniąc palcami w kierownicę w rytm muzyki.
- Dlaczego?
- Dużo osób kończy pracę o tej godzinie i wraca do domu. A przez to, że są tu długie światła dla pieszych tworzy się korek. Dodatkowo sprawę utrudniają kibice.
- Czemu? - pytam zaciekawiona zerkając na zegarek. Jest czternasta w sobotę i zaczynam rozumieć.
- Oni o tej porze jadą na stadion, a że jest ich dość sporo, to tworzą dodatkowy ruch, czyli dłuższy korek. Na szczęście dzisiaj będzie trochę krócej. - oznajmia kierowca, w tym samym czasie, gdy kończy się korek i ruszamy.
- Dlaczego krócej? - zadaję mu pytanie z niepokojem.
- Dzisiaj tutejsza drużyna, czyli Borussia Dortmund, gra na wyjeździe z Bayernem w Monachium. Mam nadzieję, że wygra, bo Bayern nie jest ostatnio w formie, a oni... - zaczyna swój monolog mężczyzna, ale ja już go nie słucham. Przyjechałam tu bez sensu.
To jedno zdanie tkwi w mojej głowie i uparcie nie chce z niej wyjść. Irytacja pojawia się po chwili. Nie po to jechałam taki kawał drogi, aby teraz wracać z niczym.
- Przepraszam. - przerywam wypowiedź kierowcy. - Może mnie pan tutaj wysadzić? - wskazuję na centrum handlowe znajdujące się kilka przecznic dalej.
- Oczywiście. - odpowiada i zawozi mnie pod wskazane miejsce.
Po zapłaceniu taksówkarzowi, staję ponownie na dortmundzkiej ziemi. Przyjechałam tu bez sensu. Przyjechałam tu bez...
- Dosyć! - mówię cicho sama do siebie. Zerkam na boki, sprawdzając czy nikt nie zobaczył tego. Na szczęście, nikt nie zwraca uwagi na brunetkę stojącą po środku chodnika. Oddycham z ulgą.
Patrzę na centrum handlowe znajdujące się przede mną. Nie wahając się ani chwilę, kieruję się w tym kierunku. Sama nie wiem, po co tam idę. Może, żeby się schronić przed ciemnymi chmurami, zbierające się nad Dortmundem lub żeby zająć czymś innym myśli.
Przebywam pół drogi od zaplanowanej, gdy słyszę swoje imię z naprzeciwka. Staję na moment i się rozglądam. Po chwili widzę czarnowłosą dziewczynę mojego wzrostu, która idzie prosto do mnie i przytula mnie jak Andi kilkanaście dni temu.
- Caro! Jak cieszę się, że cię widzę! - mówi szczęśliwym głosem dziewczyna. - Nie wiedziałam, że już wyszłaś ze szpitala... - urywa na chwilę, patrząc uważnie na mnie. Chyba widzi lekkie zdziwienie na mojej twarzy, ale komentuje tego. - W sumie niewiele wiem o twoim pobycie w szpitalu.
- To może dlatego nie wiesz, że niczego nie pamiętam. - silę się na niewielki uśmiech. Teraz to ja widzę szok na jej twarzy, co mnie nie widzi.
- To ja, Julia. - przedstawia się z nadzieją, że pamiętam, ale ja tylko kręcę przecząco głową. - Razem gramy w drużynie piłki ręcznej w tym właśnie mieście. - pokazuje ręką na otoczenie.
- Wiem, że grałam w ręczną. - odpowiadam ze spokojem. - Znasz może Erika?
- No jasne. - mówi Julia i uśmiecha się mocno, co mi się nie podoba.
- Masz jego numer? - pytam, piorunując ją wzrokiem. To mi przypomina, że sama mam telefon przy sobie.
Czemu o nim cały czas myślę? Pytam samą siebie patrząc na zbliżający się pociąg.
Bo ci na nim zależy. Odpowiada głos w mojej głowie, ale ignoruje go i wsiadam do środka.
Mało nie brakowało, abyś uległa mu. Głos nadal mnie prześladuje, nie dając za wygraną. W drodze do wolnego miejsca to zdanie chodzi mi po głowie. Gdy w końcu siadam, czuję się fatalnie.
Poczucie winy tylko się nasiliło, tęsknota za bliskimi daje o sobie znać dwa razy mocniej, a to jedno zdanie cały czas brzmi od nowa w mojej głowie. W jednej chwili chcę krzyknąć "Stop", wysiąść i zawrócić, ale z drugiej jadę pociągiem w określonym celu. A mój cel jest przede mną. Nieubłagalnie z każdą sekundą się do mnie zbliża, a ja z każdą chwilą co raz bardziej czuję się zagubiona.
Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy co ja robię. Nie przemyślałam tego, że mogę się zgubić, wsiąść do złego pociągu, nie mieć wystarczająco pieniędzy na powrót. Kierowałam się tylko jedną myślą. Aby choć trochę zrozumieć wczorajszy dzień, a nawet część przeszłości.
A teraz jadę na zachód Niemiec wcale nie wiedząc co mnie tam czeka. I to mnie najbardziej martwi.
Z moich rozmyślań wyrywa mnie głos kobiety informującej o czasie dojazdu do celu. Mojego celu. Rozglądam się po przedziale, ale wszyscy siedzą spokojnie skupieni na sobie. Gdyby ktoś chociaż uśmiechnął się pocieszająco do mnie, poczułabym się o wiele lepiej. Ale nic takiego się nie dzieje i nadal tkwię w swoich myślach.
Z ponurą twarzą mijam pierwsze budynki miasta. Przeważnie są to obiekty związane z przemysłem, ale trafiają się zwykłe domy. Widzę również pierwszych mieszkańców. Jak w każdym innym mieście biegną w swoje strony ignorując wszystko dookoła.
Po chwili czuję jak pociąg zwalnia a pasażerowie się zbierają. Podążam ich śladem, choć nie mam czego zbierać. Prędzej powinnam uporządkować moje myśli niż rzeczy. Nie mam żadnej walizki ze sobą, a jedynym moim bagażem jest torba na ramię, wygrzebana z jakiejś szafy.
Gdy pojazd się zatrzymuje na peronie, zwlekam się z wyjściem z niego. Znowu przez głowę przechodzi mi myśl powrotu do domu. Przeprosiłabym rodziców, Andreasa, zapomniała o wczorajszym spotkaniu z nim i wszystko byłoby po staremu. Jednak nie mogę zawrócić. Nie w tym momencie, bo jestem bardzo blisko celu. Więc wychodzę pewnym krokiem z pociągu i staję na chodniku w centrum Dortmundu.
Pierwsze co mi się rzuca w oczy to duży tłum na peronie jadący w przeciwną stronę niż mój. Jest to o tyle dziwne, bo nie widziałam w trakcie mojej podróży tylu ludzi czekający na jeden pociąg. Szybko jednak wyrzucam z głowy ten widok, bo przyjechałam tu w innym celu. Idę do kiosku i kupuję plan miasta. Gdy trzymam go już w ręku, wyciągam małą karteczkę z adresem i szukam go na mapie. Z triumfem znajduję go na krańcach planu. Sprawdzam czy jest to duża odległość od miejsca, w którym się znajduję i szukam wzrokiem taksówki.
Na szczęście znajduję ją postawioną na końcu ulicy. Dość szybkim krokiem podchodzę, jakbym się bała, że ucieknie mi sprzed nosa. Nic takiego się nie dzieje, a ja śmieję się ze swoich myśli. Kierowca jest miły i po podaniu mu adresu, od razu ruszamy. W radiu leci muzyka, która trochę mnie rozluźnia. Próbuję skupić się na tekście i jego sensie, ale nie rozumiem go. Po chwili dochodzę do wniosku, że jest w obcym języku.
Wsłuchując się w dźwięki melodii, wyglądam przez okno. Widzę same nowoczesne budynki, które szybko mijam. Uchylam okno w samochodzie i wyciągam rękę. Czuję chłodny powiew powietrza, ale jest to przyjemne uczucie. Po chwili go wyciągam i przykładam dłoń do rozgrzanego policzka. Przynosi mi to ulgę. Jednak szybko ona mija, bo palce przestają być przyjemnie ciepłe, a auto się zatrzymuje.
- Co się stało? - pytam zachrypniętym głosem mężczyznę.
- Korki, jak zwykle o tej porze. Choć dzisiaj powinny być mniejsze. - odpowiada bębniąc palcami w kierownicę w rytm muzyki.
- Dlaczego?
- Dużo osób kończy pracę o tej godzinie i wraca do domu. A przez to, że są tu długie światła dla pieszych tworzy się korek. Dodatkowo sprawę utrudniają kibice.
- Czemu? - pytam zaciekawiona zerkając na zegarek. Jest czternasta w sobotę i zaczynam rozumieć.
- Oni o tej porze jadą na stadion, a że jest ich dość sporo, to tworzą dodatkowy ruch, czyli dłuższy korek. Na szczęście dzisiaj będzie trochę krócej. - oznajmia kierowca, w tym samym czasie, gdy kończy się korek i ruszamy.
- Dlaczego krócej? - zadaję mu pytanie z niepokojem.
- Dzisiaj tutejsza drużyna, czyli Borussia Dortmund, gra na wyjeździe z Bayernem w Monachium. Mam nadzieję, że wygra, bo Bayern nie jest ostatnio w formie, a oni... - zaczyna swój monolog mężczyzna, ale ja już go nie słucham. Przyjechałam tu bez sensu.
To jedno zdanie tkwi w mojej głowie i uparcie nie chce z niej wyjść. Irytacja pojawia się po chwili. Nie po to jechałam taki kawał drogi, aby teraz wracać z niczym.
- Przepraszam. - przerywam wypowiedź kierowcy. - Może mnie pan tutaj wysadzić? - wskazuję na centrum handlowe znajdujące się kilka przecznic dalej.
- Oczywiście. - odpowiada i zawozi mnie pod wskazane miejsce.
Po zapłaceniu taksówkarzowi, staję ponownie na dortmundzkiej ziemi. Przyjechałam tu bez sensu. Przyjechałam tu bez...
- Dosyć! - mówię cicho sama do siebie. Zerkam na boki, sprawdzając czy nikt nie zobaczył tego. Na szczęście, nikt nie zwraca uwagi na brunetkę stojącą po środku chodnika. Oddycham z ulgą.
Patrzę na centrum handlowe znajdujące się przede mną. Nie wahając się ani chwilę, kieruję się w tym kierunku. Sama nie wiem, po co tam idę. Może, żeby się schronić przed ciemnymi chmurami, zbierające się nad Dortmundem lub żeby zająć czymś innym myśli.
Przebywam pół drogi od zaplanowanej, gdy słyszę swoje imię z naprzeciwka. Staję na moment i się rozglądam. Po chwili widzę czarnowłosą dziewczynę mojego wzrostu, która idzie prosto do mnie i przytula mnie jak Andi kilkanaście dni temu.
- Caro! Jak cieszę się, że cię widzę! - mówi szczęśliwym głosem dziewczyna. - Nie wiedziałam, że już wyszłaś ze szpitala... - urywa na chwilę, patrząc uważnie na mnie. Chyba widzi lekkie zdziwienie na mojej twarzy, ale komentuje tego. - W sumie niewiele wiem o twoim pobycie w szpitalu.
- To może dlatego nie wiesz, że niczego nie pamiętam. - silę się na niewielki uśmiech. Teraz to ja widzę szok na jej twarzy, co mnie nie widzi.
- To ja, Julia. - przedstawia się z nadzieją, że pamiętam, ale ja tylko kręcę przecząco głową. - Razem gramy w drużynie piłki ręcznej w tym właśnie mieście. - pokazuje ręką na otoczenie.
- Wiem, że grałam w ręczną. - odpowiadam ze spokojem. - Znasz może Erika?
- No jasne. - mówi Julia i uśmiecha się mocno, co mi się nie podoba.
- Masz jego numer? - pytam, piorunując ją wzrokiem. To mi przypomina, że sama mam telefon przy sobie.
Dyskretnie do wyjmuję i patrzę na powiadomienia. Dziesięć nieodebranych połączeń od rodziców i piętnaście od Andreasa. Nie jest dobrze. Powiedziałabym, że jest fatalnie, bo już oczami wyobraźni widzę reprymendę, jaką dostanę od rodziców.
- No jasne. - odpowiada, nie przestając się uśmiechać, co mnie jeszcze bardziej irytuje. Podaje mi numer, a ja go zapisuję na kartce. Zapada pomiędzy nami niezręczna cisza, którą przerywa czarnowłosa, oznajmująca mi, że musi wracać do domu. Żegnam się z nią i zostaję sama pośród tłumu przemieszczających się ludzi. Szukam wolnej ławki, po czym na niej siadam i ukrywam twarz w dłoniach.
- Caroline! - woła mnie blondyn, na co się odwracam z uśmiechem. - Bordowa czy granatowa? - pyta zerkając na koszule trzymane w rękach. Siadam na pobliskim pufie i się zastanawiam.
- Chyba bordowa. - odpowiadam po chwili wahania.
- Okay, to wezmę granatową. - oznajmia, uśmiechając się do mnie chytrze.
- Andi, ty dupku! - śmieję się, podczas gdy Wellinger rzuca mi bordową odzieżą we mnie. Patrzę na niego spode łba, ale odnoszę ją na miejsce.
- Ale co ty miałabyś za życie, bez takiego dupka jak ja. - zarzuca mi swoją rękę na szyję i razem kierujemy się do kasy.
Wcale nie wiem, czy to jest moje wyobrażenie czy też retrospekcja, tego co było kilka lat temu. Widzę piętnastoletnich przyjaciół wygłupiających się w przebieralni, a nie parę dorosłych ludzi bawiących się na placu zabaw dla dzieci. Jednak łączy ich ta sama dziecinność. Ciężko wzdycham, wracając do rzeczywistości.
- Caroline! - woła mnie blondyn, na co się odwracam z uśmiechem. - Bordowa czy granatowa? - pyta zerkając na koszule trzymane w rękach. Siadam na pobliskim pufie i się zastanawiam.
- Chyba bordowa. - odpowiadam po chwili wahania.
- Okay, to wezmę granatową. - oznajmia, uśmiechając się do mnie chytrze.
- Andi, ty dupku! - śmieję się, podczas gdy Wellinger rzuca mi bordową odzieżą we mnie. Patrzę na niego spode łba, ale odnoszę ją na miejsce.
- Ale co ty miałabyś za życie, bez takiego dupka jak ja. - zarzuca mi swoją rękę na szyję i razem kierujemy się do kasy.
Wcale nie wiem, czy to jest moje wyobrażenie czy też retrospekcja, tego co było kilka lat temu. Widzę piętnastoletnich przyjaciół wygłupiających się w przebieralni, a nie parę dorosłych ludzi bawiących się na placu zabaw dla dzieci. Jednak łączy ich ta sama dziecinność. Ciężko wzdycham, wracając do rzeczywistości.
Julia ma gdzie wracać do domu. A ja? Ruhpolding jest oddalone o setki kilometrów od Dortmundu. Jest w zupełnie innej części Niemiec, w innymi landzie. Zanim wsiądę do pociągu, zanim dojadę będzie wieczór, a nawet noc. Po raz kolejny raz uświadamiam sobie, że ta wycieczka to był błąd. Taka moja głupia zachcianka. Nie poinformowałam nikogo, bo myślałam, że sobie poradzę z tym wszystkim. Błąd, Caroline. Mogłam chociaż pojechać z Andreasem. Nie, bo to głównie on sprawił, że tu się znalazłam. W obcym mieście, tak daleko położonym od Wellingera. Błąd, Caroline.
Cały dzisiejszy dzień to seria błędów. Zaczynając od wymknięcia się z domu, kończąc na samotnym siedzeniu na ławce przed centrum handlowym. A teraz do tego doszedł brak parasolki, gdy czuję grube krople wody na skórze. Staram się to ignorować od czasu, gdy zaczyna niemiłosiernie lać. Biegnę z całych sił do centrum, ale i tak jestem cała przemoczona, gdy docieram do środka. Kieruję się do toalety, powstrzymując się od płaczu. Jedyne, co teraz chcę, to porządnie się wypłakać.
Otwieram drzwi i wchodzę do środka. Patrzę w lustro, obserwując swoje przemoczone włosy i ubranie. Na widok tego nie wytrzymuję. Wybucham płaczem, ignorując kobiety znajdujące się w kabinach. Rozglądam się za papierem do rąk, ale widzę tylko suszarki. Prycham i szukam w torebce chusteczek, choć wiem, że ich nie zabrałam.
Obserwuję jak nieznajoma blondynka podaje mi chusteczkę, za co jej dziękuję lekkim uśmiechem. Wycieram oczy i wydmuchuję nos. Wyciągam telefon i drżącymi rękoma szukam tego jednego numeru. Po chwili wahania wybieram go, a gdy słyszę głos po drugiej stronie, mówię tylko:
- Andi.
I ponownie wybucham płaczem.
Otwieram drzwi i wchodzę do środka. Patrzę w lustro, obserwując swoje przemoczone włosy i ubranie. Na widok tego nie wytrzymuję. Wybucham płaczem, ignorując kobiety znajdujące się w kabinach. Rozglądam się za papierem do rąk, ale widzę tylko suszarki. Prycham i szukam w torebce chusteczek, choć wiem, że ich nie zabrałam.
Obserwuję jak nieznajoma blondynka podaje mi chusteczkę, za co jej dziękuję lekkim uśmiechem. Wycieram oczy i wydmuchuję nos. Wyciągam telefon i drżącymi rękoma szukam tego jednego numeru. Po chwili wahania wybieram go, a gdy słyszę głos po drugiej stronie, mówię tylko:
- Andi.
I ponownie wybucham płaczem.
Cały ten rozdział to jeden, wielki niewypał. Nie wyszedł mi, więc krytyka jak najbardziej zasłużona. Nie dość, że z poślizgiem, to jeszcze takiej słabej jakości. Przepraszam i obiecuję poprawę w następnym rozdziale! Mało w nim Andreasa i Erika, ale tu chciałam się skupić na Caroline. Nie wyszło mi, niestety i przepraszam znowu...
Jeśli ktoś jeszcze nie zajrzał to zapraszam - moje nowe opowiadanie, a na nim już prolog! Mile widziane opinie w postaci komentarzy.
PS Moje spóźnione życzenia Andi z powodu zmiany statusu z singla na w związku - szczęścia, kochany!
Czekam na dalszy rozdział, jestem ciekawa co zrobi Andi. Bardzo podoba mi się skupienie całej uwagi na Caro, życzę weny xoxo
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszy rozdział, jestem ciekawa co zrobi Andi. Bardzo podoba mi się skupienie całej uwagi na Caro, życzę weny xoxo
OdpowiedzUsuńNie jest zły...jest świetny :D
OdpowiedzUsuńJednak strasznie krótki :/
Julia...też by mnie irytowała
A Andreas...widać jak troszczy się o Caro :)
(Dzisiaj komentarz krótki bo brak humoru)
Z niecierpliwością czekam na nn<3
Buziaki :****
Nie, nie jeszcze raz nie... Rozdział jest genialny, choć trochę krótki.
OdpowiedzUsuńW sumie to Caro ma strasznego pecha, bo pojechała do tego Dortmundu kiedy Erika tam nie było, ale mogła najpierw zobaczyć, czy on nie gra w tym czasie meczu poza miastem. Andi, cóż, widać, ile Caro dla niego znaczy...
Z niecierpliwością czekam na nexta :)
Buziaki xx
Ciii! ;*
OdpowiedzUsuńJa przed momentem przeczytałam cudowny rozdział, a nie jakąś totalną klapę! Naprawdę mówię. :D
Szósteczka? Jak najbardziej zasługuje na szóstkę w skali ocen szkolnych, ;))
Caro... Caro, Caro, Caro... Ona to ma pecha, no. Pojechać, a nie zastać Erika. ;/ A to by jej wiele wyjaśniło przecież. :P
Ale ta sytuacja, swoją drogą, ma swe plusy. Andreas naprawdę bardzo troskliwie opiekował się dziewczyną. Jakby była kruchą księżniczką z porcelany. Ona dla niego cholernie dużo znaczy, tylko co to ze sobą przyniesie?
Tego mam nadzieję dowiemy się w następnych rozdziałach. Czekam niecierpliwie! ♥
Jaki "niewypał"? Rozdział równie dobry, jak wszystkie pozostałe. Chociaż troszkę krótki :)
OdpowiedzUsuńWidać, jak Andi troszczy się o Caroline. Zależy mu na niej ♥ Jestem ciekawa, jak to wszystko dalej się potoczy. Szkoda tylko, że nasza bohaterka ma takiego pecha... Ale, każda sytuacja ma jakieś plusy ^^
Andreas ma dziewczynę? Kurczę, ale jestem niedoinformowana ;)
Buziaki i duuużo weny :**
No weź, jak dla mnie to ten rozdział jest wspaniały. Bardzo dużo w nim uczuć i do tego tak pięknie opisanych...
OdpowiedzUsuńJuż przy przeczytaniu o tłumie ludzi na peronie domyśliłam się, że spotkanie z Erikiem w Borussi będzie niemożliwe. Szkoda mi Caro, bo wcale nie ma lekko i trudno jej sobie poradzić samej bez jakiegokolwiek wsparcia. A Julia? Czy łączy ją coś z Erikiem?
Czekam :)
Na nowego bloga wpadnę dosłownie zaraz.
Pozdrawiam <3
Kochana, jak możesz mówić, że powyższy rozdział jest slabej jakości?! o.o Jest genialny! ♥
OdpowiedzUsuńMożemy dowiedzieć się nieco więcej o tym, co kotłuje się w głowie naszej Caro. I powiem, że wiem, co to takiego. :) A raczej kto. :) Andi. ♥ Nie oszukujmy się. Ona jest w nim zakochana. Sam fakt, że każda myśl kończy się na jego osobie. Dodatkowo ta retrospekcja. Tak. Jestem pewna, że to retrospekcja. A jeśli retrospekcja, to jest to oznaka wielkiego przywiązania do Andreasa. ♥
Przykro mi, że naszą bohaterkę spotkał taki pech. Wyjechała, by spotkać się z chłopakiem, który choć odrobinę mógłby rozjaśnić ciemny tunel niepamięci, jakim zmierza, a tym czasem Erika nie ma...
Ale tutaj znów pojawia się Wellinger. :) Ciekawe jak to potoczysz. :)
Czekam na kolejny! :*
Buziaki! :*
A mi się tam rozdział bardzo podoba! :) Chciałaś się skupić na Caroline i to Ci wyszło ;) Lecę dalej! Jak dobrze pójdzie to już dzisiaj uda mi się być na bieżąco! :D
OdpowiedzUsuń