wtorek, 17 marca 2015

Wspomnienie czwarte

- Karton?
- Jest.
- Zdjęcia?
- Są.
- Rodzice?
- Czekają za drzwiami, Caro. - wzdycha blondyn siadając na łóżku. 
Ostatni raz jestem w tej sali, w tym szpitalu (mam nadzieję). To właśnie dzisiaj wychodzę na wolność. Rodzice zaoferowali mi mieszkanie u siebie a ja tą ofertę przyjęłam, dopóki nie zamieszkam sama. A Andreas się sam wpakował w tą całą "przeprowadzkę", więc mógłby przestać wzdychać. Może dzisiaj Dzień Dobroci Dla Ludzi Z Amnezją? Wcale bym się nie zdziwiła.
Ganię Wellingera wzrokiem, gdy zauważam, że siedzi na poskładanej pościeli. Unosi brew, ale ja nie spuszczam z niego spojrzenia.
- No co? - pyta wzruszając ramionami. - Siedzieć mi zabronisz? - uśmiecha się złośliwie.
- Wellinger! - krzyczę na niego zduszonym głosem. Gdybym uniosła się bardziej, dostalibyśmy reprymendę od pielęgniarek. - Siedzisz na poskładanej pościeli, głupku! - syczę do Andreasa. Nie pasuje mi, gdy ktoś psuje czyjś wysiłek.
Zbliżam się do niego i próbuję go zrzucić z łóżka. Jest to o tyle trudne, bo mam sprawną tylko jedną rękę. Oczywiście moje próby są bez efektów, a Andi tylko się cicho śmieje. Łapie mnie za zdrową rękę i opuszcza w dół. Jego dłoń zjeżdża do moich palców, ale zanim zdążę zareagować, puszcza ją i wstaje.
- Chodź, bo twoi rodzice po raz tysięczny mnie zabiją wzrokiem. - śmieje się Andreas biorąc do ręki karton z rzeczami. Dziwię się jego słowom, bo ani razu nie robili tego w szpitalu. Może poza nim, a może...
- Caroline!
...a może jeszcze wcześniej. Zanim wszystko zapomniałam.
- Idziesz czy nie? - pyta skoczek tupiąc niecierpliwie nogą.
Kręcę głową siadając na łóżku i ręką zapraszam go, aby ze mną usiadł. Zdziwiony patrzy to na mnie, to na drzwi. Wygląda jakby podejmował bardzo trudną decyzję, ale ostatecznie siada obok mnie.
- Jeszcze jeden mord mi nie zaszkodzi. - mruczy już nie siadając na pościeli. Parskam śmiechem.
- Andreas... - zaczynam, a on natychmiast poważnieje. Jego pełnego imienia używa się bardzo rzadko i tylko w sytuacjach kryzysowych. - Czemu mi nic nie powiedziałeś jak się poznaliśmy? - nie słyszę odpowiedzi. - To na placu zabaw, prawda? - kiwa lekko głową.
Czekam, aż odezwie się choć jednym słowem do mnie, ale on milczy myśląc intensywnie. Wiem to, bo znowu śmiesznie marszczy brwi. Robi to, gdy na prawdę nad czymś się zastanawia, a nie jak udaje, co zdarza mu się często.
W końcu odzywa się, ale jest to prawie szept:
- Uznałem to za nieistotne. - mówi, a ja przez chwilę jestem zdezorientowana. Dopiero po chwili rozumiem, że odpowiada na moje pytanie. Nie naciskam, tylko czekam na dalszą część. - Tak, to było na tym placu zabaw. Widziałem cię prawie codziennie rozpoczynając od dnia, w którym pierwszy raz przyszłaś. Od razu pobiegłaś na tą huśtawkę, podczas gdy ja byłem z moimi kolegami.
- Bandą. - poprawiam go, przypominając sobie słowa Lisy. Tak, nazwała ich "Bandą Andreasa".
- Tak, tak, byliśmy bandą. - uśmiecha się lekko i zerka przez okno, po czym kontynuuje. - Poznaliśmy się kilka miesięcy później. Wiesz, gdy bawiłyście się w tej piaskownicy codziennie, to nam nie przeszkadzałyście. - widząc moje nieme oburzenie, na jego twarz wkrada się uśmiech. - Ale pewnego dnia poszłyście na zjeżdżalnię. Pamiętasz? Wchodziło się na taki domek a potem siadało się na górze i zjeżdżało. Zawsze tam byliśmy. No dobra, czasami ma boisku od nogi. W każdym razie byłyście tam zanim my byliśmy. Było to o tyle dziwne, bo nigdy tu nie przychodziłyście. Może to przez nas? No nieważne. Gdy zauważyliśmy, że nasza zjeżdżalnia jest zajęta, postanowiliśmy coś zrobić z tym problemem. Wszedłem do piaskownicy szukając waszych łopatek i wiaderek. Chciałem wam je zabrać, ale zmieniłem moje zamiary, gdy zauważyłem zamek z piasku. Nie zastanawiając się długo rozwaliłem go. - kończy tą część opowieści Andreas, ale nie kontynuuje, bo do pokoju wparowuje moja mama.
- Co wy tu jeszcze robicie? - pyta krzyżując ręce na piersi. Patrzę na blondyna i odpowiadam:
- Rozmawiamy. Dasz nam pięć minut?
Patrzy na nas, ale po chwili kieruje się do wyjścia rzucając:
- Wy i te dorosłe sprawy.
Andi parska śmiechem, a ja przeszywam go wzrokiem. Gdy słyszymy cichy dźwięk zamkniętych drzwi, skoczek chce kontynuować, ale to ja się odzywam:
- Czy ja ci przywaliłam w twarz? - pytam poważnie, a on krzywi się na moment. Po chwili kiwa nieznacznie głową, przez co uśmiecham się. - Pamiętam. - dodaję, a wtedy Wellinger robi coś niespodziewanego.
Najzwyczajniej w świecie mnie tuli do siebie tak, że bez wysiłku mogę wskazać malutkie plamy od jedzenia na koszulce. Na dodatek białej.
Jest to tak miłe i jednocześnie tak nowe dla mnie, że zamieram i nie kładę rąk na jego plecach, tylko trzymam przy sobie. Jednak Welli tego nie zauważa lub ignoruje ten fakt i nadal trzyma mnie w tym uścisku. Dopiero po chwili ostrożnie dotykam jego pleców.
Po chwili mnie puszcza i z iskierkami w oczach prosi o więcej szczegółów, jakby nie znał tej historii. Wzdycham i sięgając do mojej dziurawej pamięci, próbuję to opowiedzieć z mojego punktu widzenia:
- Pamiętam, że weszłyśmy na tą zjeżdżalnię, bo nie było was i chciałyśmy z niej zjechać. To nie usprawiedliwiało ciebie do niszczenia naszego zamku! Myślałyśmy, że jesteście na boisku. Więc, gdy dokonałeś destrukcji efektu naszej pracy, podeszłam do ciebie i...
- Dostałem w nos, pamiętam. - mruczy blondyn.
- Dokładnie. - mój uśmiech się poszerza. - Twoja "banda" - unoszę palce podkreślając ironię tego słowa. - wyśmiała cię i zachęcała, abyś mi oddał. Nie zrobiłeś tego, tylko naburmuszony poszedłeś do domu.
- Dziewczyn się nie bije. - oświadcza Andi. - Mama mi kazała wcześniej wrócić. - próbuje się tłumaczyć skoczek, ale widząc moją minę, zaprzestaje. Zamiast tego wstaje i łapie mnie za nadgarstek zdrowej ręki. - Chodźmy, bo już dawno minęło pięć minut i teoretycznie, dzięki twoim rodzicom, powinienem już być martwy.
Kiwam powoli głową, podczas gdy on mnie ciągnie za sobą. Ostatni raz patrzę na salę, w której spędziłam dwa tygodnie i wychodzę na korytarz białymi drzwiami. Zostawiam za sobą wszystkie smutki i troski, nastawiając się pozytywnie na przyszłość.


Gdy wsiadamy z Andreasem do auta, od razu ruszamy. Siadam z tyłu, za kierowcą, natomiast Wellinger z prawej strony. Moi rodzice pytają się go z grzeczności o skoki a potem zapada cisza pomiędzy nami.
W radiu leci szybka piosenka, a ja próbuję przy niej zasnąć. Nie wychodzi mi to. Zamiast tego zerkam na blondyna, który przegląda Facebooka na telefonie.
Okay, inaczej wyobrażałam sobie ten powrót.
Próbuję wzrokiem zwrócić na siebie uwagę, ale jest zbyt zapatrzony w ekran, aby zauważyć moje sygnały. Kaszlę znacząco, ale moje próby są nieskuteczne. Szturcham go pięścią w ramię. Patrzy na mnie przez chwilę i już mam nadzieję, że pomoże mi zabić nudę. Nie, on mruczy ciche "Nie przeszkadzaj".
Zirytowana odwracam się do okna i spoglądam na rzeczy, które mijam. Są to głównie lasy i samochody, czyli nic ciekawego. I gdy chcę odwrócić wzrok od okna widzę tablicę znajdującą się na przeciwnej trasie.
Jest to zwykła, niebieska tablica informująca o dystansie dzielącym do danego miasta. Chyba trzecia, która widzę odkąd ruszyliśmy. Normalnie zignorowałabym ją i usiłowała zasnąć. Jednak słowa zmuszają mnie do zatrzymania na niej wzroku.
Z pełnym niedowierzaniem czytam informację "Dortmund 750 km". Zatyka mnie. Najzwyczajniej w świecie nie mogę myśleć o niczym innym. Bo to oznacza dwie rzeczy. Po pierwsze Erik jeździł taki kawał drogi dla mnie. Po drugie oddalamy się od Dortmundu. A jeśli tak się dzieje, to gdzie przebywałam przez te dwa tygodnie?
Biorę gwałtownie powietrze i zaciskam powieki. To niemożliwe, żeby mi o tym nie powiedzieli. Co to za tajemnica? Właśnie, żadna. Więc dlaczego mnie to niepokoi? Nie wiem.
Gdy otwieram oczy, widzę zatroskane spojrzenie Andreasa. Jego wzrok jest pytający, ale ja na razie nie zamierzam mu się zwierzać ze swoich przemyśleń. Muszę się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi.
- Gdzie jedziemy? - rzucam patrząc na rodziców. Oni natomiast zerkają nerwowo na siebie.
- Do domu, kochanie. - odpowiada łagodnie mama. Marszczę brwi.
- Gdzie dokładnie? - naciskam ją.
- Caro, uspokój się. - słyszę głos Wellingera, który postanowił się dołączyć do rozmowy. Zerkam na swoje zaciśnięte w pięści dłonie i rozluźniam je. Biorę głęboki oddech i kontynuuję:
- Gdzie znajduje się szpital, w którym przebywałam? Dlaczego mi nic nie powiedzieliście? Dokąd jedziemy? - zadaję mnóstwo pytań zupełnie jak małe dziecko ciekawe świata, ale ignoruję ten fakt. Wszyscy milczą i unikają mojego spojrzenia, co mnie jeszcze bardziej irytuje.
Siedzimy w ciszy przez kilka minut. Tata prowadzi skupiony na drodze, mama wygląda przez okno a Andi znowu gapi się w telefon. Widać jednak, że robi to z musu. Co oni ukrywają, do cholery? 
Ten stan rzeczy przerywa w końcu moja mama, która odwraca się w moim kierunku zbierając się do rozpoczęcia rozmowy. Ale nie mówi nic, bo wtedy w oczy rzuca mi się duży napis.
"Witamy w Ruhpolding*"
I Welli, i mama patrzą się na mnie w oczekiwaniu, a ja zamieram drugi raz w ciągu tej jazdy. W głowie mam tylko jedną myśl.
No nieźle.
__________________________________________________
*Ruhpolding - rodzinne miasto Andreasa Wellingera

Przepraszam, bo nie wyszedł ten rozdział po mojej myśli. Możecie to wspomnienie uznać za taki przejściowe, bo następne jest dużo lepsze (w trakcie pisania). To ja tylko podziękuję za te liczne komentarze i znikam.
Ktoś ze Szczecina lub okolic?

10 komentarzy:

  1. Wow! Powiem szczerze - rozdział boski! Jestem bardzo ciekawa co rodzice z Andreasem mają do ukrycia przed Caro.. To musi być coś poważnego, jeśli wszyscy milczą. No i dokąd oni ją wywieźli? :/ Coś mi się zdaje, że chcą ją odciąć od Erika.. ;)
    Czekam na następny!
    Dużo weny <3
    Pozdrawiam ciepło :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę, ledwo skomentowałam poprzedni, a tu nagle kolejny :)
    Nawet nie wiesz, jak mi się podobał, serio. Ta aura tajemniczości jest po prostu nie do przebicia. Tak się człowiek przez to wciąga, że nawet sobie nie wyobrażasz ;)
    Jestem bardzo, ale to bardzo ciekawa co będzie dalej, więc dodaj kolejny jak najszybciej :)
    Pozdrawiam :)
    PS Ja, ja, ja jestem ze Szczecina :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybierasz się może na Mecz Gwiazd? Jeśli tak, to orientujesz się kiedy, gdzie i po ile bilety? Z góry dziękuję ;**

      Usuń
  3. Jestem! Już jestem. ;*
    Ty zdajesz sobie sprawę, jak grubą warstwę tajemniczości utkałaś wokół tej historii. ♥ Tajemniczość, która miesza się z magią. Podczas czytania, miałam dreszcze. Nie wiedziałam nic, co się dzieje wokół mnie. Zapomniałam o świecie, zatapiając się po uszy w tym, co przedstawiłaś w tejże cudownej czwóreczce. ♥
    Ach! Przede wszystkim, intryguje mnie to milczenie rodziców a i samego Andiego w stosunku do Caro...;/
    I ta scena z tą wywózką? ;o
    Pisz szybko następny rozdział, proszę! ♥
    Pozdrawiam. ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow! Tylko tyle przychodzi mi jak na razie do głowy po przeczytaniu tych czterech rozdziałów i prologu.
    Blog niesamowicie mnie wciągnął i na pewno będę tutaj często bywać.
    Ciekawi mnie parę rzeczy...
    Dlaczego rodzice Carolin nie chcą jej powiedzieć gdzie mieszka i w jakim mieście przebywała w szpitalu?
    I kim jest dla niej Erik?
    Andi jest jej przyjacielem... To wiem. A Erik? W końcu jakby nie była kimś ważnym, to nie pokonywałby tyle kilometrów, aby ją zobaczyć...
    Zakochałam się w twoim blogu i na pewno będę tutaj stałym bywalcem :D
    Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału, który mam nadzieję pojawi się niebawem ;)

    Pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale tajemniczo....gdzie oni ja wywieźli i dlaczego...tyle pytan i żadnej odpowiedzi. Rozdział bardzo mi się podoba ^^ Strasznie jestem ciekawa co będzie się działo dalej :))
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział :))
    Pozdrawiam ;))
    Buziole :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział ^^ Ale się zrobiło tajemniczo... Naprawdę mnie oczarowałaś tym wszystkim, tą całą atmosferą ♥ Wywózka? O.o Nie wiem dlaczego, ale aż mnie dreszcze przeszły, jak to czytałam. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i wyjaśnienia chociaż części sekretów :)
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale ze mnie gapa.
    Nie skomentowałam przepraszam bardzo.
    Rozdział świetny. Myślałam, że będzie jakieś pocałunek czy coś, no, ale mam nadzieję, że się niedługo doczekam, co?
    Andreas i ta sytuacja na placu zabaw... Świetne. Smialam się i smialam.
    Caro szkoda mi jej bardzo. Co oni przed nią ukrywają? Co się stało? Zastanowia mnie to strasznie.
    Czekam na następny rozdział. Dodawaj szybko.
    Sorry, że tak krótko.

    Pozdrawiam
    Anahi

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział :)
    Tak bardzo szkoda mi Caro... co rodzice Wellingera mają przed nią do ukrycia? Bardzo tajemnicza ta sytuacja.
    Czekam z niecierpliwością na następny!
    Pozdrawiam i weny kochana ;**

    OdpowiedzUsuń
  9. Wow! Ale się porobiło...
    Sama nie wiem co mam myśleć... po co te tajemnice? Tak czy siak rozdział genialny! <3

    OdpowiedzUsuń