Gdy się budzę, obok mnie nie ma Andreasa. Jest to o tyle dziwne, bo to on zawsze mi towarzyszy. Nieważne, że przeważnie gapi się w telefon.
Zamiast niego siedzi Erik. Przełykam ślinę. Nie był tu od kilku dni, ale nie zauważam zmian w jego wyglądzie. Nadal te same, przenikliwe, błękitne oczy, pełne usta, lekko zaróżowione policzki i blond włosy zaczesane na bok. Nie jest już ubrany w dres a w białą koszulkę opinającą jego muskulaturę i jasne, wytarte dżinsy.
Uśmiecha się na mój widok a ja mimowolnie odwzajemniam gest. Przeczesuje ręką włosy i pyta:
- Jak się czujesz?
- Dobrze. - odpowiadam zgodnie z prawdą. Co raz mniej odczuwam fakt, że nie mam na razie do dyspozycji prawej ręki. Zawsze mogę być leworęczna. Zamiast tego dodaję. - Brzuch już mnie nie boli a pielięgniarki rzadziej mi dają tabletki na głowę.
- To dobrze. - cieszy się i przymyka na chwilę oczy. Uśmiech mu na chwilę gaśnie, ale gdy z powrotem patrzy na mnie, kąciki ust skierowane są ku górze.
Durm jest inny niż Wellinger. Jest bardziej opanowany i łatwiej tłumi w sobie emocje. Mimo to tak często się uśmiecha, że wydaje się jakby smutek go nie dotyczył. Jednak wiem, że to nie prawda. Ukrywa coś skrywając to głęboko w sobie.
- Borussia wygrała? - pytam zmieniając temat.
Kiwa głową a jego oczy są pełne triumfu.
- Andi się obraził, bo "sfaulowałem" Lewego* w polu karnym. Po prostu chłopak się przewrócił zahaczając o moje nogi. - wzrusza ramionami Erik a ja parskam śmiechem. - Welli zawsze ma bulwersy, jak wiesz. - dodaje blondyn, niedostrzegalnie kręcąc głową. - Cały Andi.
Potakuję mu, bo w stu procentach się z nim zgadzam.
Zapada niezręczna cisza. Przerywa ją szelest torby, którą Erik niechcący trąca butem. Z miną olśnienia bierze ją do rąk i wyciąga z niej żółtą koszulkę. A dokładniej trykot Borussii Dortmund.
Podaje mi ją w milczeniu. Odwracam koszulkę na tył. Jest nazwisko "Schiller" i numer "37". Przejeżdżam opuszkami palców po śliskich literach i cyfrach. Dotykam materiału, który jest szorstki. Patrzę na metkę, na której jest rozmiar koszulki. Idealnie mój.
Gdy przenoszę wzrok na błękitne tęczówki blondyna, widzę zaciekawienie, choć pozostaje spokojny.
- To specjalnie dla mnie kupiłeś? - pytam nieśmiało.
Kręci głową i uśmiecha się lekko. Po raz kolejny podczas tego krótkiego spotkania.
- To twoja. Grałaś...grasz w piłkę ręczną. - poprawia się Erik. - Borussia Dortmund. - wskazuje na herb klubu. Przejeżdżam opuszkami palców po jego literach i cyfrach. - Rozgrywająca Borussii Dortmund, Caroline Schiller. - mówi cicho, ale słyszę to. Bardzo dobrze.
Uśmiecham się lekko.
- Gram w piłkę ręczną? - pytam z niedowierzaniem. Nie sądzę, abym interesowała się, a tym bardziej grała w ręczną!
- Teraz nie. - odpowiada Durm. Przenosi wzrok na mój gips. - Ręka musi wyzdrowieć. - dopowiada dyplomatycznym tonem.
- Ale ja nawet nie lubię piłki ręcznej! - oznajmiam mu z podniesionym głosem. - Tak mi się wydaje. - dodaje ciszej.
Blondyn nie komentuje mojej wypowiedzi, tylko sięga po karton i przez chwilę w nim grzebie. Widzę skupienie na jego twarzy. Śmiesznie marszczy brwi i zaciska usta.
Po chwili z triumfem wyciąga fotografię i mi ją podaje.
Stoję w bordowej koszulce i spodenkach trzymając wspólnie z Lisą puchar. W tle widzę boisko od piłki ręcznej, a raczej salę. Lisa w drugiej dłoni piłkę od ręcznej. Szczerzymy się mocno jakbyśmy wygrały coś więcej niż to trofeum. Ale jaki miałyśmy wtedy system wartości? Miałyśmy zaledwie 11 lat, gdy patrzę na datę. W lewym górnym rogu widzę palec fotografa co wywołuje uśmiech na mojej twarzy.
Po odłożeniu zdjęcia na stolik, Erik podaje mi następną fotografię. Jest to zdjęcie drużyny, jakie się robi zawsze na początek sezonu. Wszystkie zawodniczki mają żółto-czarne koszulki. Jedna z nich trzyma tabliczkę z napisem "2013/14". Mogę się domyślać, że niedawno zrobione. Ja stoję w środkowym rzędzie, niemal w środku. Włosy opadają mi w falach po obu stronach a na mojej twarzy widać lekkie rumieńce i szeroki uśmiech.
Nie, jednak stare. Ja tak teraz nie wyglądam. Chociaż...
- Kiedy zrobione? - pytam wskazując na fotografię. Milczy przez chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią.
- 10 miesięcy temu? - odpowiada z wahaniem.
- Stare. - rzucam i kładę drużynowe zdjęcie na stolik.
- Mogę przynieść nowsze. - proponuje Durm. Patrzę na niego z politowaniem.
- I co mi to da? - milczy. - Nic. To nie ja. - wyjaśniam. - Ja nie jestem nią. - kiwam głową w kierunku stolika. - I prawdopodobnie nie będę. Nie jestem tą radosną dziewczyną. Nawet nie próbuję. Muszę najpierw wszystko poukładać.
- Nie chcesz nawet spróbować? - piłkarz pyta mnie z niedowierzaniem. - Chcesz się poddać? Nie bez powodu się staramy z Andreasem! - podnosi lekko ton wypowiedzi, ale nie tak, aby ktoś go usłyszał z zewnątrz. - Staramy się, bo wierzemy, że kiedyś wróci część Caroline, którą... lubiliśmy. - ostatnie słowo wypowiada ciszej.
- Nie możecie się pogodzić z porażką? - zaczyna mnie irytować ten tok rozumowania.
- Nie. To ty chcesz się z nią pogodzić, bo nawet nie próbujesz. - odpowiada zirytowany Erik i chce coś dopowiedzieć, ale rozlega się muzyka.
Unoszę brwi, ale blondyn tylko wyciąga z kieszeni telefon i odbiera go. Zanim wychodzi, rzuca:
- Wrócimy do tej rozmowy.
Tak, tak, panie Durm. Będziesz drążył dopóki nie przyznam ci racji a ty nie uśmiechniesz się z triumfem. Za dobrze cię już znam, aby łatwo ulec Tobie.
Spoglądam przez drzwi i widzę, że blondyn uśmiecha się do telefonu. Podobnie jak za pierwszym razem. Trzyma rękę w kieszeni kiwając się na palcach do przodu.
Nie wiem, dlaczego go obserwuję. Może dla tego, że to jedyna dla mnie rozrywka w tej chwili. Jego uśmiech sprawia, że też się uśmiecham. Dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że nadal jestem tą samą smutną, bez życia Caroline. Może część mnie starej została?
Rozmawia może przez trzy minuty, ale w mojej aktualnej sytuacji to wieki. Nie lubię być sama i zmierzać się z moimi myślami. Jak to jest trudno się odnaleźć, przypomnieć sobie coś, uśmiechać się szczerze lub fałszywie do ludzi i wiele, wiele innych rzeczy.
Na koniec swojej rozmowy odwraca się do mnie, a z jego warg wykrzywionych w uśmiechu wyczytuję "Ja ciebie też". Jakby była to odpowiedź na "Kocham Cię". O boże!
Nie zdałam sobie sprawy, że może być w związku. Jest piłkarzem popularnego klubu. To oczywiste, że ma milion fanek i dziewczynę. To wyjaśniałoby, dlaczego tak rzadko go widuję. Nie dość, że mieszka w Dortmundzie, ma treningi i gra mecze, spędza czas ze swoją wybranką, to jeszcze do mnie przyjeżdża!
To gdzie tak właściwie jestem? Nigdy jakoś nie pytałam o to, ale wiem, że nadszedł czas, aby się dowiedzieć.
Na razie skupiam uwagę na blondynie, który wraca do mnie. Uśmiecham się lekko do niego, nieco złośliwie. Nie posłucham się go, nie posłucham się go, nie posłucham się...
- Nadal obstawiasz przy swoim? - przerywa chłopak moją mantrę. Kiwam głową z powagą. - Widzisz, wcześniej też byłaś uparta. - znowu widze ten triumfujący uśmiech na jego ustach. Cholera.
Milczę, podczas gdy Erik kontynuuje:
- Spójrz jeszcze raz na to zdjęcie. - wzdycham z irytacją. - Jeśli nie przypomnisz sobie niczego, to odpuszczę. - oznajmia a ja unoszę brew. Dziwią mnie jego słowa, ale zgadzam się na jego warunki.
Ponownie biorę do ręki zdjęcie i uporczywie mu się przypatruje. Znowu ja i Lisa, ponownie palec fotografa. Prycham.
- Co mam ci powiedzieć, oprócz tego, że jesteśmy tam ja z Lisą i palec Andiego? - mówię z poirytowaniem i zamieram. Patrzę na piłkarza, który czeka, aż kontynuuje. Skąd wiem, że to Andreas robił to zdjęcie? - Mówiłeś mi o tym? - pytam cicho.
Kręci przecząco głową, a jego oczy zachęcają mnie, abym kontynuowała. Ale ja nic nie pamiętam!
Patrzę na róg fotografii. To Andreas robił wtedy zdjęcie. Mama mu pozwoliła, a wtedy cieszył się jakby wygrał w totka. A potem uciekł z aparatem i pstrykał zdjęcia wszystkiemu co zobaczył. Miałyśmy ubaw, a matka Wellingera dała mu szlaban. Jednak zdjęcie wywołała i dała mi nazajutrz w imieniu blondyna.
Przypomniałam sobie.
- Wygrałeś. - mruczę nakładając na siebie kołdrę. Parska śmiechem, ale zaraz milknie. Wychylam nos i widzę jak skupiony czyta coś na ekranie telefonu. Po chwili wzdycha i obdarza mnie delikatnym uśmiechem.
- Przepraszam, muszę jechać. - mówi chowając do kieszeni telefon. - Trener mnie wzywa.
- Przecież dopiero czternasta... - zauważam i milknę. Zerkam podejrzliwie na Durma. - Gdzie ja jestem? - milczy i pochyla się w moim kierunku. - Erik, odpo... - końcówka zdania zostaje w gardle. Kompletnie o nim zapominam. Obserwuję twarz Erika, która jest kilkanaście centymetrów ode mnie. Widzę malutkie piegi na jego nosie.
- Do zobaczenia, Caroline. - składa pocałunek na moim policzku ocierając swój policzek o mój. Jest gładko ogolony. - Przyjadę za kilka dni. - oznajmia oddalając się ode mnie, a ja milczę zszokowana. Widzę jak zamykają się drzwi i mimowolnie dotykam opuszkami palców lewego policzka.
Pierwszy raz ktoś mnie całuje w policzek. Zwykle wszyscy trzymają się na dystans, ale nie on. Najrzadziej mnie odwiedza, ale jest najbardziej pewny siebie.
Marszczę brwi, bo widzę oczami wyobraźni kolejną scenę, prawdopodobnie z mojego życia.
Zamiast niego siedzi Erik. Przełykam ślinę. Nie był tu od kilku dni, ale nie zauważam zmian w jego wyglądzie. Nadal te same, przenikliwe, błękitne oczy, pełne usta, lekko zaróżowione policzki i blond włosy zaczesane na bok. Nie jest już ubrany w dres a w białą koszulkę opinającą jego muskulaturę i jasne, wytarte dżinsy.
Uśmiecha się na mój widok a ja mimowolnie odwzajemniam gest. Przeczesuje ręką włosy i pyta:
- Jak się czujesz?
- Dobrze. - odpowiadam zgodnie z prawdą. Co raz mniej odczuwam fakt, że nie mam na razie do dyspozycji prawej ręki. Zawsze mogę być leworęczna. Zamiast tego dodaję. - Brzuch już mnie nie boli a pielięgniarki rzadziej mi dają tabletki na głowę.
- To dobrze. - cieszy się i przymyka na chwilę oczy. Uśmiech mu na chwilę gaśnie, ale gdy z powrotem patrzy na mnie, kąciki ust skierowane są ku górze.
Durm jest inny niż Wellinger. Jest bardziej opanowany i łatwiej tłumi w sobie emocje. Mimo to tak często się uśmiecha, że wydaje się jakby smutek go nie dotyczył. Jednak wiem, że to nie prawda. Ukrywa coś skrywając to głęboko w sobie.
- Borussia wygrała? - pytam zmieniając temat.
Kiwa głową a jego oczy są pełne triumfu.
- Andi się obraził, bo "sfaulowałem" Lewego* w polu karnym. Po prostu chłopak się przewrócił zahaczając o moje nogi. - wzrusza ramionami Erik a ja parskam śmiechem. - Welli zawsze ma bulwersy, jak wiesz. - dodaje blondyn, niedostrzegalnie kręcąc głową. - Cały Andi.
Potakuję mu, bo w stu procentach się z nim zgadzam.
Zapada niezręczna cisza. Przerywa ją szelest torby, którą Erik niechcący trąca butem. Z miną olśnienia bierze ją do rąk i wyciąga z niej żółtą koszulkę. A dokładniej trykot Borussii Dortmund.
Podaje mi ją w milczeniu. Odwracam koszulkę na tył. Jest nazwisko "Schiller" i numer "37". Przejeżdżam opuszkami palców po śliskich literach i cyfrach. Dotykam materiału, który jest szorstki. Patrzę na metkę, na której jest rozmiar koszulki. Idealnie mój.
Gdy przenoszę wzrok na błękitne tęczówki blondyna, widzę zaciekawienie, choć pozostaje spokojny.
- To specjalnie dla mnie kupiłeś? - pytam nieśmiało.
Kręci głową i uśmiecha się lekko. Po raz kolejny podczas tego krótkiego spotkania.
- To twoja. Grałaś...grasz w piłkę ręczną. - poprawia się Erik. - Borussia Dortmund. - wskazuje na herb klubu. Przejeżdżam opuszkami palców po jego literach i cyfrach. - Rozgrywająca Borussii Dortmund, Caroline Schiller. - mówi cicho, ale słyszę to. Bardzo dobrze.
Uśmiecham się lekko.
- Gram w piłkę ręczną? - pytam z niedowierzaniem. Nie sądzę, abym interesowała się, a tym bardziej grała w ręczną!
- Teraz nie. - odpowiada Durm. Przenosi wzrok na mój gips. - Ręka musi wyzdrowieć. - dopowiada dyplomatycznym tonem.
- Ale ja nawet nie lubię piłki ręcznej! - oznajmiam mu z podniesionym głosem. - Tak mi się wydaje. - dodaje ciszej.
Blondyn nie komentuje mojej wypowiedzi, tylko sięga po karton i przez chwilę w nim grzebie. Widzę skupienie na jego twarzy. Śmiesznie marszczy brwi i zaciska usta.
Po chwili z triumfem wyciąga fotografię i mi ją podaje.
Stoję w bordowej koszulce i spodenkach trzymając wspólnie z Lisą puchar. W tle widzę boisko od piłki ręcznej, a raczej salę. Lisa w drugiej dłoni piłkę od ręcznej. Szczerzymy się mocno jakbyśmy wygrały coś więcej niż to trofeum. Ale jaki miałyśmy wtedy system wartości? Miałyśmy zaledwie 11 lat, gdy patrzę na datę. W lewym górnym rogu widzę palec fotografa co wywołuje uśmiech na mojej twarzy.
Po odłożeniu zdjęcia na stolik, Erik podaje mi następną fotografię. Jest to zdjęcie drużyny, jakie się robi zawsze na początek sezonu. Wszystkie zawodniczki mają żółto-czarne koszulki. Jedna z nich trzyma tabliczkę z napisem "2013/14". Mogę się domyślać, że niedawno zrobione. Ja stoję w środkowym rzędzie, niemal w środku. Włosy opadają mi w falach po obu stronach a na mojej twarzy widać lekkie rumieńce i szeroki uśmiech.
Nie, jednak stare. Ja tak teraz nie wyglądam. Chociaż...
- Kiedy zrobione? - pytam wskazując na fotografię. Milczy przez chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią.
- 10 miesięcy temu? - odpowiada z wahaniem.
- Stare. - rzucam i kładę drużynowe zdjęcie na stolik.
- Mogę przynieść nowsze. - proponuje Durm. Patrzę na niego z politowaniem.
- I co mi to da? - milczy. - Nic. To nie ja. - wyjaśniam. - Ja nie jestem nią. - kiwam głową w kierunku stolika. - I prawdopodobnie nie będę. Nie jestem tą radosną dziewczyną. Nawet nie próbuję. Muszę najpierw wszystko poukładać.
- Nie chcesz nawet spróbować? - piłkarz pyta mnie z niedowierzaniem. - Chcesz się poddać? Nie bez powodu się staramy z Andreasem! - podnosi lekko ton wypowiedzi, ale nie tak, aby ktoś go usłyszał z zewnątrz. - Staramy się, bo wierzemy, że kiedyś wróci część Caroline, którą... lubiliśmy. - ostatnie słowo wypowiada ciszej.
- Nie możecie się pogodzić z porażką? - zaczyna mnie irytować ten tok rozumowania.
- Nie. To ty chcesz się z nią pogodzić, bo nawet nie próbujesz. - odpowiada zirytowany Erik i chce coś dopowiedzieć, ale rozlega się muzyka.
Unoszę brwi, ale blondyn tylko wyciąga z kieszeni telefon i odbiera go. Zanim wychodzi, rzuca:
- Wrócimy do tej rozmowy.
Tak, tak, panie Durm. Będziesz drążył dopóki nie przyznam ci racji a ty nie uśmiechniesz się z triumfem. Za dobrze cię już znam, aby łatwo ulec Tobie.
Spoglądam przez drzwi i widzę, że blondyn uśmiecha się do telefonu. Podobnie jak za pierwszym razem. Trzyma rękę w kieszeni kiwając się na palcach do przodu.
Nie wiem, dlaczego go obserwuję. Może dla tego, że to jedyna dla mnie rozrywka w tej chwili. Jego uśmiech sprawia, że też się uśmiecham. Dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że nadal jestem tą samą smutną, bez życia Caroline. Może część mnie starej została?
Rozmawia może przez trzy minuty, ale w mojej aktualnej sytuacji to wieki. Nie lubię być sama i zmierzać się z moimi myślami. Jak to jest trudno się odnaleźć, przypomnieć sobie coś, uśmiechać się szczerze lub fałszywie do ludzi i wiele, wiele innych rzeczy.
Na koniec swojej rozmowy odwraca się do mnie, a z jego warg wykrzywionych w uśmiechu wyczytuję "Ja ciebie też". Jakby była to odpowiedź na "Kocham Cię". O boże!
Nie zdałam sobie sprawy, że może być w związku. Jest piłkarzem popularnego klubu. To oczywiste, że ma milion fanek i dziewczynę. To wyjaśniałoby, dlaczego tak rzadko go widuję. Nie dość, że mieszka w Dortmundzie, ma treningi i gra mecze, spędza czas ze swoją wybranką, to jeszcze do mnie przyjeżdża!
To gdzie tak właściwie jestem? Nigdy jakoś nie pytałam o to, ale wiem, że nadszedł czas, aby się dowiedzieć.
Na razie skupiam uwagę na blondynie, który wraca do mnie. Uśmiecham się lekko do niego, nieco złośliwie. Nie posłucham się go, nie posłucham się go, nie posłucham się...
- Nadal obstawiasz przy swoim? - przerywa chłopak moją mantrę. Kiwam głową z powagą. - Widzisz, wcześniej też byłaś uparta. - znowu widze ten triumfujący uśmiech na jego ustach. Cholera.
Milczę, podczas gdy Erik kontynuuje:
- Spójrz jeszcze raz na to zdjęcie. - wzdycham z irytacją. - Jeśli nie przypomnisz sobie niczego, to odpuszczę. - oznajmia a ja unoszę brew. Dziwią mnie jego słowa, ale zgadzam się na jego warunki.
Ponownie biorę do ręki zdjęcie i uporczywie mu się przypatruje. Znowu ja i Lisa, ponownie palec fotografa. Prycham.
- Co mam ci powiedzieć, oprócz tego, że jesteśmy tam ja z Lisą i palec Andiego? - mówię z poirytowaniem i zamieram. Patrzę na piłkarza, który czeka, aż kontynuuje. Skąd wiem, że to Andreas robił to zdjęcie? - Mówiłeś mi o tym? - pytam cicho.
Kręci przecząco głową, a jego oczy zachęcają mnie, abym kontynuowała. Ale ja nic nie pamiętam!
Patrzę na róg fotografii. To Andreas robił wtedy zdjęcie. Mama mu pozwoliła, a wtedy cieszył się jakby wygrał w totka. A potem uciekł z aparatem i pstrykał zdjęcia wszystkiemu co zobaczył. Miałyśmy ubaw, a matka Wellingera dała mu szlaban. Jednak zdjęcie wywołała i dała mi nazajutrz w imieniu blondyna.
Przypomniałam sobie.
- Wygrałeś. - mruczę nakładając na siebie kołdrę. Parska śmiechem, ale zaraz milknie. Wychylam nos i widzę jak skupiony czyta coś na ekranie telefonu. Po chwili wzdycha i obdarza mnie delikatnym uśmiechem.
- Przepraszam, muszę jechać. - mówi chowając do kieszeni telefon. - Trener mnie wzywa.
- Przecież dopiero czternasta... - zauważam i milknę. Zerkam podejrzliwie na Durma. - Gdzie ja jestem? - milczy i pochyla się w moim kierunku. - Erik, odpo... - końcówka zdania zostaje w gardle. Kompletnie o nim zapominam. Obserwuję twarz Erika, która jest kilkanaście centymetrów ode mnie. Widzę malutkie piegi na jego nosie.
- Do zobaczenia, Caroline. - składa pocałunek na moim policzku ocierając swój policzek o mój. Jest gładko ogolony. - Przyjadę za kilka dni. - oznajmia oddalając się ode mnie, a ja milczę zszokowana. Widzę jak zamykają się drzwi i mimowolnie dotykam opuszkami palców lewego policzka.
Pierwszy raz ktoś mnie całuje w policzek. Zwykle wszyscy trzymają się na dystans, ale nie on. Najrzadziej mnie odwiedza, ale jest najbardziej pewny siebie.
Marszczę brwi, bo widzę oczami wyobraźni kolejną scenę, prawdopodobnie z mojego życia.
Wchodzę do szatni i witam skinieniem głowy swoje koleżanki. Czekają w milczeniu, już przebrane. Nie pozostaję w tyle tylko ściągam bluzę przez głowę i nakładam trykot z numerem «37», który czeka na mnie na wieszaku. Pośpiesznie zdejmuje dżinsy i w dość szybkim tempie ubieram spodenki, getry i buty. Związuje w kitkę włosy łapiąc pod gumkę wszystkie kosmyki. Gładzę ręką wszystie nierówności i siadam. Patrzę na zegarek w telefonie. Już niedługo...
Zauważam esemesa od Erika. Uśmiecham się sama do siebie i otwieram wiadomość. Niecierpliwie stukam butami o podłogę czekając, aż się wiadomość załaduje. Niektóre dziewczyny na mnie zerkają przelotnie, a ja się rumienię. No tak, koncentrują się. Jednak szybko ignoruję je, bo wiadomość się otwiera.
«Będę trzymał za Was kciuki. Do zobaczenia po meczu.»
Rzucam telefon do torby, w tym samym momencie, gdy trener nas woła na salę. Wychodzę jako pierwsza z szatni, bo wiem, że wygramy to.
Już ja się o to postaram.
Zauważam esemesa od Erika. Uśmiecham się sama do siebie i otwieram wiadomość. Niecierpliwie stukam butami o podłogę czekając, aż się wiadomość załaduje. Niektóre dziewczyny na mnie zerkają przelotnie, a ja się rumienię. No tak, koncentrują się. Jednak szybko ignoruję je, bo wiadomość się otwiera.
«Będę trzymał za Was kciuki. Do zobaczenia po meczu.»
Rzucam telefon do torby, w tym samym momencie, gdy trener nas woła na salę. Wychodzę jako pierwsza z szatni, bo wiem, że wygramy to.
Już ja się o to postaram.
__________________________________________________
* Robert Lewandowski (inaczej Lewy) - napastnik Bayernu Monachium
* Robert Lewandowski (inaczej Lewy) - napastnik Bayernu Monachium
Dodaję po dwu tygodniowej przerwie pełna weny i sił na to opowiadanie! Myślę, że rozdział jest w miarę długi i spodoba wam się. Dzisiaj trochę więcej Erika, bo nie może być sam Andreas. On też musi odpocząć :D
Dziękuję wszystkim z całego serca za te motywujące komentarze i mam nadzieję, że będzie ich jeszcze więcej!
Ja nie kumam...to Erik ma dziewczynę czy jak?
OdpowiedzUsuńWiem ja nieogarnięta :D
Rozdział strzał w dychę *,*
Cieszę się że u Caro widać poprawę,może mało znaczącą ale widać ;)
A ten pocałunek w policzek...niby taki mały gest ale jaki słodki :3
Z niecierpliwością czekam na nn<3
Buziaki :****
Cudowny rozdział <3
OdpowiedzUsuńKrok po kroku Caroline będzie sobie przypominała coraz więcej faktów ze swojego życia :D Dzisiaj pierwszy krok został już zrobiony.
Czekam na kolejny ;)
Pozdrawiam i weny ;***
Oho, małymi kroczkami do przodu, ale zawsze!
OdpowiedzUsuńTo właśnie od takich rzeczy wszystko się zaczyna, więc wierzę, że Carolina już niebawem w pełni odzyska swą pamięć. :)
Jeśli będzie tak jak teraz, niedługo będzie mogła cieszyć się z pełnego obrazu przeszłości w swojej głowie. To na pewno jest przytłaczające, kiedy nawet nie wie się kim tak naprawdę się jest... ;/
Pozdrawiam. ;**
Fajnie że Caroline odzyskuje pomału pamięć ;)
OdpowiedzUsuńczekam na kolejną część i zycze weny.
Zapraszam do mnie : http://my-life-is-written-in-my-pen.blogspot.com/
Świetny rozdział.
OdpowiedzUsuńPokochałam tą historię tak szybko...
Bardzo, bardzo mi się ona podoba.
Eric i Caroline tacy super.
Dziewczyna zaczyna sobie wszystko przypominać to wspaniała wiadomość. Mam nadzieję, że niedługo będzie pamiętać wszystko.
Była szczypiorkiem XD Niedługo napewno znowu zagra.
Jestem ciekawa z kim chodzi Eric.
Czekam na next. Ma się pojawić szybko :*
Pozdrawiam
Anahi
Cała historia powoli nabiera kolorów ^^ Bardzo przyjemny rozdział. Dobrze, że nasza bohaterka zaczyna sobie wszystko przypominać. Wierzę, że z nią będzie dobrze, bo w końcu musi być dobrze :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny, buziaki "**
Moje poprzedniczki napisały już wszystko.
OdpowiedzUsuńJa jedynie mogę po nich powtórzyć, i powiedzieć, że oddałaś w nasze ręce kolejny świetny rozdział.
Również się cieszę, że główna bohaterka powoli coś sobie przypomina. Zaskoczyła mnie wiadomość, że Eric ma dziewczynę, osobiście troszkę inaczej to sobie wyobrażałam. Ale wciąż czekam na dalszy rozwój akcji, mam nadzieję, że już wkrótce wydarzy się coś ciekawego. Pozdrawiam i życzę weny! :)
Jestem bo jest Weli , i to głównie za jego przyczyną mnie przywiało...
OdpowiedzUsuńOn początkiem , Twój talent i świetnie rozbudowana fabuła to drugie...
Nadrabianie przyszło mi zbyt łatwo , a to jedynie Twoja zasługa.
Piszesz tak spójnie i płynnie.
Jakby czytało się słowa ulubione piosenki....
Czekam na kolejny rozdział. Informuj mnie proszę.
http://alles-braucht-seine-zeit.blogspot.com/
Wchodzę, patrzę. Durm. Serce się cieszy bo bvb. Patrzę dalej, Andreas. Kurde. Od paru dni, na jakie opowiadanie nie wejdę tam Andreas. Przypadek?
OdpowiedzUsuńPomińmy to, Chciałam przeczytać to opowiadanie jedynie dla Erika, ale postać Andreasa również w pewien sposób mnie zafascynowała (kurde! Chyba lepiej przyjrzę się jego osobie.)
Pomysł na opowieść- ciekawy! Takiego jeszcze nie spotkałam. To, że główna bohaterka całkiem straciła pamięć jest pasjonujące. Nie znamy jej, nie mamy żadnej wizji jej przeszłości.. Jest fascynujące, Chcę wiedzieć już teraz, co łączyło ją i z Erikiem i z Andreasem (bądź łączy?)
Jednym słowem, pasjonująca opowieść!
Pomijając cudowny pomysł - wykonanie. Na bloggerze jest wiele autorek, są takie które lubię i pochłaniam ich powieści w chwilę, oraz takie które z trudem czytam. Zdecydowanie należysz do tych pierwszych! Prolog przyznam szczerze przeczytałam na biologii i byłam zachwycona. Chciałam czytać dalej wszystko, jednak niestety. Dzwonek. Fizyka. Wróciłam do domu, czytamy dalej! Przeczytałam wszystko i naprawdę jestem urzeczona Twoim stylem pisania. Wszystko jest pisane tak cudownie, że aż przyjemność czytać. Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów, aby poznać przeszłość jak i przyszłość Caroline.
Dużo weny! :*
Pozdrawiam ciepło ♥
Tak się przydarzyło, że wpadłam do ciebie i powiem Ci, że bardzo mnie wciągnęło to opowiadanie. Ciekawie wszystko wymyśliłaś, do tego ten skoczno-piłkarski duecik... Naprawdę świetny pomysł. Czyta też się wyjątkowo przyjemnie, a to jest dla mnie na wagę złota. Co ty na to, żebym tu została do końca? A zresztą, po co pytam, skoro i tak mam taki zamiar :D Tak więc czekam na kolejne wspaniałe rozdziały.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
No i coraz więcej dowiaduję się o bohaterce! :D Ale mnie nadal ciekawi co właściwie się stało, że trafiła do szpitala i to w takim stanie. Pewnie wkrótce się dowiem :) A tak ogólnie to pomysł jak i wykonanie tego ff... genialne! <3
OdpowiedzUsuń